Przyzwyczaiła nas do zwycięstw tak bardzo, że mimo groźnych sygnałów nie przyjmowaliśmy do wiadomości możliwości porażki w tej ostatniej, nierównej walce. Była wszak dla nas kimś w rodzaju helleńskich herosów opromienionych olimpijską chwałą. A przecież herosom przypisywano nieśmiertelność.
Wszystko zdawało się jej przychodzić tak łatwo, bez wysiłku. Za co by się nie brała natychmiast pojawiały się sukcesy. Mogła zostać świetną aktorką, naukowcem, ekonomistką. Ale wybrała sport, by po zaledwie 3,5 latach juniorskiego treningu kilkakrotnie stawać na podium igrzysk olimpijskich. Wrodzone warunki fizyczne wyjaśniają jej wszechstronność (lekkoatletyczne rekordy Polski aż w 7 konkurencjach na 14 uprawianych w jej czasach). Nie tłumaczą jednak dlaczego wysoki wzrost i delikatna budowa ciała nie stanowiły przeszkody w biciu sprinterskich rekordów. Swoje rywalki przerastała o głowę (dosłownie i w przenośni), co owocowało m.in. trudną do odrobienia stratą już na starcie. Za to na dystansie biegła porywająco, choć nie tak dynamicznie jak Ewa Kłobukowska – drugi człon słynnego tandemu K-K. Długi płynny krok rozpędzonej Ireny przypominał susy afrykańskiej gazeli. Na tle rywalek szybko przebierających nogami zdawał się wręcz powolny, majestatyczny, ale jakże skuteczny, skoro strata topniała w oczach. A potem, w miarę słabnięcia rywalek, oczy wszystkich widzów skupiały się już tylko na jej torze. Bo tylko „Irenissima” potrafiła utrzymać tempo aż do końca. Tak wygrywała, pozornie bez wysiłku, z uśmiechem na ustach, na bieżniach całego świata: w Pradze, Budapeszcie, Chorzowie, Warszawie, w Meksyku, Poczdamie czy w Montrealu. Podczas startów w imprezach mistrzowskich potrafiła doskonale gospodarować swą energią zachowując maksimum sił na finał.
Tak, dysponowała niezwykłym talentem, ale to. co osiągnęła zawdzięcza w równym stopniu swoim cechom wolicjonalnym i inteligencji (rzadko zdarza się tak pełna realizacja słynnej frazy Juvenala: mens sana in corpore sano). Nie potrzebowała „aptecznych’ uzupełnień diety ani długich pobytów w siłowni. Wytrenowane naukowo rywalki z NRD i ZSRR z zazdrością śledziły stabilność jej osiągnięć, długość kariery i wreszcie macierzyństwo, które na ogół nie było im dane.
Irenę Kirszenstein-Szewińską, urodzoną już po wojnie, wiele łączyło z naszymi przedwojennymi asami sportu. Była niezwykle przywiązana do barw klubowych (Polonii Warszawa). Działanie zgodne z zasadami fair play i koleżeński stosunek do rywalek z bieżni charakteryzuje najpełniej jej postawę. Była uwielbiana przez widownię w Tokio i Zurychu oraz wszystkich smakoszów wielkiej lekkoatletyki rozsianych po całym świecie. Amerykanin Potts i Włoch Pozzoli - wydawcy jedynego czasopisma poświęconego królowej sportu w kobiecym wydaniu - uznali ją za najwybitniejszą w dziejach zawodniczkę. Nikt nie zgromadził tyle punktów co ona w corocznych plebiscytach redakcji „Track & Field News”. Statystycy angielscy przyznają jej drugie miejsce, tuż za słynną „holenderską mamą” – Fanny Blankers-Koen. Dorównanie w przyszłości jej dorobkowi w Plebiscytach „Przeglądu Sportowego” wydaje się z dzisiejszej perspektywy niemożliwe.
Podczas wieloletniej aktywnej działalności na kierowniczych stanowiskach w PZLA, PKOl oraz MKOl wykazywała te same cechy które przyniosły jej sukcesy na bieżniach i skoczniach całego świata. Dogłębną znajomość problematyki, pracowitość, konsekwencję, kulturę osobistą, patriotyzm i, naturalnie, wielkie umiłowanie lekkiej atletyki. Dobrze radziła sobie również w świecie VIP-ów i na politycznym świeczniku. Szczególnie ciepły, wręcz opiekuńczy, był jej stosunek do młodych talentów wkraczających do wielkiego sportu. Nie znała większej przyjemności niż nagradzanie medalami polskich olimpijczyków
W zmarłej Irenie Szewińskiej tracimy zdobywczynię trzech złotych, dwóch srebrnych i dwóch brązowych medali olimpijskich, pięciokrotną mistrzynię Europy, 23-krotną mistrzynię kraju, 50-krotną reprezentantkę Polski w meczach międzypaństwowych (1963-1980),12-krotną rekordzistkę świata, 17-krotną rekordzistkę Europy i 54-krotną rekordzistkę Polski; jedną z najwybitniejszych w historii sportsmenek świata; symbol osiągnięć sportu polskiego
Cześć Jej pamięci
za Komisję Statystyczną PZLA
Daniel Grinberg