Nasz najlepszy obecnie skoczek w dal, uczestnik igrzysk w Pekinie, Marcin Starzak, rozpoczął sezon halowy startem w Metz. W niedzielę skakał już w „Rosyjskiej Zimie”, gdzie wynikiem 7.78 m zajął czwarte miejsce.
Nasz najlepszy obecnie skoczek w dal, uczestnik igrzysk w Pekinie, Marcin Starzak, rozpoczął sezon halowy startem w Metz. W niedzielę skakał już w „Rosyjskiej Zimie”, gdzie wynikiem 7.78 m zajął czwarte miejsce.
Zapytaliśmy go o wrażenia z pobytu w stolicy Rosji i o plany na sezon halowy.
Już drugi rok z rzędu startował pan w Moskwie. Jakie wrażenia?
MARCIN STARZAK: Rosjanie znakomicie organizują te zawody. To mityng rangi IAAF, ze sporą grupą kibiców i wspaniałą obsadą. Miałem w konkursie medalistę olimpijskiego, medalistów mistrzostw świata. Szkoda, że wyniki nie były zbyt dobre, ale to dopiero początek sezonu. Atmosfera w Moskwie była całkiem przyjemna, bo na trybunach zasiedli jedni z najlepszych skoczków w historii – Mike Powell i Robert Emmijan. Ten pierwszy pomaga w treningu Brytyjczykowi Chrisowi Tomlinsonowi i Włochowi Andrew Howe’owi.
Wydawało się, że minimum na Halowe Mistrzostwa Europy – 7.95 – nie powinno być dla pana problemem. Dlaczego nie udało się panu wypełnić tej normy?
Po zimowych przygotowaniach wszystko było w porządku. Niestety, dopadła mnie grypa. Dlatego w trakcie dwóch pierwszych startów sezonu nie czułem się dobrze. W Metz miałem nawet wysoką gorączkę i duży katar. W Moskwie było już troszkę lepiej, ale jeszcze nie czułem mocy, byłem osłabiony. Stąd skakanie nie mogło być lepsze niż 7.78 m.
Jest pan więc przynajmniej częściowo zadowolony z występu w Moskwie?
Ciężko ocenić, bo gorączka w ostatnich dniach naprawdę mnie osłabiła. Technicznie chyba nie wyglądałem na rozbiegu tak źle. Po prostu nie miałem siły na mocniejsze skakanie.
Wspomina pan jeszcze nieudany start olimpijski? Dostał pan szansę, choć nie udało się panu wypełnić normy. Jednak w Pekinie odpadł pan w eliminacjach. Wyciągnął pan jakieś wnioski?
Na pewno wpływ na moją postawę w Chinach miało zamieszanie wokół zasad włączenia mnie do ekipy olimpijskiej. Kiedy już przygotowywałem się fizycznie i psychicznie do startu w igrzyskach, okazało się, że musze jeszcze udowodnić swoją klasę na mityngach. Trzeba było więc szybko pozmieniać trening. Pojawiło się sporo niepotrzebnych nerwów. Dziś mogę już powiedzieć, że bardzo istotne okazało się w decydującym momencie, już na miejscu startu w Pekinie, obciążenie psychiczne. Do tego doszły drobne błędy techniczne. Byłem przygotowany, ale nie udało się.
Jakie ma pan plany na najbliższe dni?
Teraz muszę trochę odpocząć, wykurować się i przygotować do kolejnych startów. Za tydzień skaczę w Lievin, później w Walencji. Następnie czekają mnie mistrzostwa Polski i – mam nadzieję – halowe mistrzostwa Europy w Turynie, przed którymi będę jeszcze chciał gdzieś wystartować.
Na razie również pańscy rywale nie prezentują się rewelacyjnie. Tylko Grek Tsatoumas wyskoczył przed szereg, bijąc rekord kraju wynikiem 8.20 m.
Poziom w hali nie rzuca na kolana. Wielu zawodników skacze podobnie jak ja, a przecież to jeszcze nie kres moich możliwości.
Do wypełnienia normy na Halowe Mistrzostwa Europy brakuje panu 17 centymetrów, ale chyba sam wyjazd do Turynu by pana nie satysfakcjonował?
Oczywiście, że nie. Cztery lata temu w imprezie tej rangi odpadłem w eliminacjach, w 2007 roku byłem szósty w finale. Teraz, kiedy niektórzy mocni rywale mogą trochę odpuścić, jest szansa wdrapania się wyżej. Tym bardziej, że to przecież mistrzostwa Europy, czyli impreza bez zawodników z obu Ameryk i Azji.
A do tego lubi pan przecież skakać w hali. To do pana i do Grzegorza Cybulskiego należy rekord Polski – 8.01.
Dlatego liczę na wysoką formę, odrobinę szczęścia i może uda się wywalczyć medal we Włoszech.
Rozmawiał Rafał Bała