Dwa lata temu w Birmingham nasza sztafeta 4x400 m zdobyła brąz HME. Teraz do Turynu trener Józef Lisowski zabiera mocno przemeblowany skład. Ale polscy czterystumetrowcy wciąż mają medalowe aspiracje.
Dwa lata temu w Birmingham nasza sztafeta 4x400 m zdobyła brąz HME. Teraz do Turynu trener Józef Lisowski zabiera mocno przemeblowany skład. Ale polscy czterystumetrowcy wciąż mają medalowe aspiracje.
Z jakiej pozycji wystartuje w Turynie polska sztafeta 4x400 metrów?
JÓZEF LISOWSKI: Z analizy średnich wyników podstawowych członków sztafety wynika, że najwyższy wskaźnik – 46.68 sek. – mają Brytyjczycy. Na drugim miejscu plasują się Rosjanie – i Włosi – po 46.82. Dalej Niemcy – 46.97. My ze średnią 47.20 sek. zajmujemy w tej klasyfikacji szóste miejsce.
Czyli ostatnie ze startujących. To jednak na pewno nie urządzałoby ani pana ani zawodników.
Tak prezentujemy się pod względem statystycznym. Teoretycznie każde miejsce wyżej szóstego mogłoby być uznane za sukces. Mam jednak nadzieję, że chłopaki powalczą i pokrzyżują plany innym sztafetom. Nieraz jechaliśmy na mistrzostwa z jeszcze gorszymi wynikami, a udawało się zawalczyć. Zawsze wierzę w chłopaków.
Skład na Turyn ma pan ciekawy. Są nowe postacie.
Chodzi głównie o Janka Ciepielę, halowego mistrza Polski. Mówiąc krótko: „młody wilczek”. Bardzo na niego liczę. Ciekawy jest też Jarek Wasiak, który przeszedł na 400 metrów ze sprintu i z pierwszego toru w Spale nabiegał 47.63.
Spodziewał się pan takiego wyskoku formy Ciepieli?
To była przyjemna niespodzianka. Mamy ciekawą grupę młodych zawodników, ale Janek zdecydowanie wyskoczył na jej czoło. Zobaczymy teraz, czy jego postęp znajdzie potwierdzenie w walce na dużej imprezie, gdzie stres jest spory.
Można go porównać do któregoś z pańskich słynnych podopiecznych sprzed kilku lat?
W Spale obserwowałem zawodników z góry. Ktoś ze stojących obok widzów powiedział: patrzcie jaki podobny do Haczka. Może rzeczywiście, trochę z wyglądu. Zobaczymy jeszcze co z charakterem. Gdyby i tu był taki jak Haku to naprawdę nieźle.
Wygrał halowe mistrzostwo Polski z wynikiem 46.82 sek. Jak na spalską bieżnię to bardzo dobry wynik.
Rzeczywiście. Śmiało można odjąć od tego 0.3 do 0.5 sekundy gdyby przyszło mu startować na dobrej bieżni. A to byłby już przecież znakomity rezultat.
Niektórzy ze „starszej gwardii” nie wytrzymali chyba mocnego treningu. Tak ostro dał im pan w kość?
Mieliśmy mały eksperyment treningowy we współpracy z wrocławskim fizjologiem. Dało nam to sporo do myślenia i wniosło coś nowego do przygotowań. Ale chyba bardziej powinniśmy się opierać na sprawdzonych metodach z poprzednich lat.
Ma pan już wizję zespołu na najważniejszą imprezę sezonu – mistrzostwa świata w Berlinie?
Mam nadzieję, że – tak jak Janek Ciepiela w sezonie halowym – latem również wyskoczy jakiś nowy młodzieżowiec. Liczę też na „starych”. Muszą być w optymalnej dyspozycji. Dostaję też jednak niezbyt optymistyczne sygnały. Dziś nawet dostałem telefon od jednego z bardzo obiecujących młodzieżowców z informacją, że chce zrezygnować z uprawiania sportu. Nie wytrzymuje psychicznie, nie chce jeździć na obozy.
Może aplikuje pan swoim podopiecznym zbyt ciężki trening fizyczny?
Nie o to chodzi. Bardziej przybiły go chyba wyjazdy i stres związany z koniecznością pogodzenia obowiązków na uczelni oraz w sporcie. Czasem zdarza się też przewrażliwienie rodziców na punkcie zdrowia dziecka. Wystarczy, że takiego chłopaka lekko boli kolano już niektórym się wydaje, że będzie kaleką. Trzeba się liczyć również z takimi reakcjami.
Ciężko będzie więc o następców Haczka, Czubaka, Maćkowiaka czy Rysiukiewicza?
Nie można załamywać rąk. Pokazała się spora grupa zdolnych chłopaków. Patrząc z perspektywy igrzysk olimpijskich – wygląda to nieźle. Coś z tego będzie. Patrzę w przyszłość z optymizmem. Nie pamiętam kiedy ostatnio było tyle wyników poniżej 48 sekund na mistrzostwach w Spale.
A kto będzie rządził na świecie w sezonie 2009?
Nie spodziewam się wielkich objawień. Dominować powinni ciągle Wariner i Merritt. Może zagrozi im któryś z Jamajczyków.
W Turynie nie będzie pan mógł skorzystać z usług Marka Plawgi, który ma kłopoty z łokciem i nie wystartuje w HME.
To duże osłabienie, przynajmniej pół sekundy „w plecy”. Ale musimy sobie jakoś poradzić.
Rozmawiał Rafał Bała
press@pzla.pl