Ze zmiennym szczęściem startowali Polacy w pierwszym dniu mistrzostw świata kadetów w Bressanone. Liczyliśmy na pierwsze punkty (miejsca w ósemce) w pchnięciu kulą dziewcząt (Martyna Losa) i rzucie dyskiem chłopców (Wojciech Praczyk i Damian Kamiński).
Ze zmiennym szczęściem startowali Polacy w pierwszym dniu mistrzostw świata kadetów w Bressanone. Liczyliśmy na pierwsze punkty (miejsca w ósemce) w pchnięciu kulą dziewcząt (Martyna Losa) i rzucie dyskiem chłopców (Wojciech Praczyk i Damian Kamiński),
ale nasi miotacze nie byli najlepiej dysponowani.
W eliminacjach pchnięcia kulą Martyna Losa pogubiła się technicznie dwukrotnie uzyskując wynik 13.07, dokładnie o półtora metra słabszy od jej rekordu życiowego, który dawał jej w tegorocznych tabelach 5 miejsce wśród startujących. Do awansu do finału zabrakło 20 cm. Na podium oglądaliśmy Niemkę (15.28), egzotyczną zawodniczką z Samoa (14.96) i Chinkę (14.65).
Również w rzucie dyskiem po porannych eliminacjach już wieczorem rozegrano konkurs finałowy. W eliminacjach Polacy zaprezentowali się z bardzo dobrej strony, zajmując 7. i 8. miejsca: Wojciech Praczyk potrzebował dwóch rzutów (po pierwszym przekroczonym, drugi wyniósł 57.23), a Damian Kamiński trzech (56.86-55.51-57.21), aby uporać się z minimum 57 m do finału. Damian, przyznał, że koniecznie chciał uzyskać minimum, aby nikt mu nie wymawiał, iż wszedł do finału przez przypadek. Mając przed sobą popołudniowy finał chyba należało jednak oszczędzać siły. Trudno jednak wymagać kunktatorstwa od zawodnika mającego zaledwie 15 lat i 6 miesięcy (jednego z najmłodszych ze startujących, ur. 15.12.1993). Po finale rozegranym w dużo wyższej temperaturze (26oC) niż eliminacje (rozpoczęte przy 16oC) obaj nasi zawodnicy stwierdzili, że dwa konkursy jednego dnia przerastało jeszcze ich możliwości. Zapytany o dalsze plany Damian, który w ubiegłym roku bił rekord Polski w pchnięciu kulą, stwierdził, że będzie się koncentrował już tylko na rzucie dyskiem, w którym chciałby zajmować najwyższe pozycje. „Nie interesują mnie dwunaste lokaty”. Polacy byli rozczarowani swą postawą, ale warto podkreślić, że tylko oni dwaj z 12 finalistów urodzili się w 1993 r. Ich rywale prezentowali się świetnie. Chociaż patrząc na niektórych można się zastanawiać, o ile lat wcześniej dojrzewa się w Indiach (startował brodaty Singh) lub w Syrii (najniższy w stawce Manssour, z solidnym brzuszkiem). Poziom finału był wysoki (7 zawodników przekroczyło 59 m, a życiówki Polaków: Wojtka 58.85, a Damiana – 57.82), Amerykanin Ryan Crouser prowadził do piątej kolejki, ale to Hamid Manssour cieszył się przed ostatnim rzutem w konkursie. Miał już zapewnione zwycięstwo, które przypięczętował próbą na 64.20, wygrał z przewagą ponad dwu i półmetrową.
W eliminacjach stumetrówki Paweł Krysiak był drugi, w jednej z 12 aż serii, osiągając 10.83 (zaledwie 3 setne wolniej od rekordu życiowego), 15. czas rundy. Przed biegiem nasi trenerzy podkreślali jego bardzo dobrą dyspozycję, ale stwierdzili, że trudno liczyć na awans Pawła do półfinału. W drugim biegu zawodnikowi z Płocka nie dopisało szczęście. Trafił na silnych rywali oraz biegł pod przeciwny wiatr: -0.5 m/s, a w pozostałych czterech biegach wiatr był sprzymierzeńcem zawodników: +0.7 ± +0.8. Paweł zajął 5 miejsce z czasem 10.91, aby awansować musiałby być na czwartej pozycji (przegrał o 0.01) i wyrównać rekord życiowy.
W konkursie finałowym skoku w dal zobaczymy 15 zawodników, którzy uporali się z minimum 7.30. Tomasz Jaszczuk miał niemierzony pierwszy skok, a w drugim, trafiając idealnie na belkę, osiągnął 7.34 (11. odległość) – trzeci wynik w karierze (RŻ 7.41).
Bardzo dobrze zaprezentował się w eliminacjach 400m pł Ziemowit Dutkiewicz. Jeszcze na ostatnim płotku miał 4 metry straty do prowadzącego Włocha i metr do Kenijczyka, ale nie zadowolił się awansem z trzeciego miejsca wyprzedając zawodnika gospodarzy. Na mecie stwierdził „Polak zawsze walczy do końca”. Uzyskał drugi czas eliminacji (52.86), zaledwie o 0.32 wolniej od rekordu życiowego.
Szczegółowe wyniki 1 dnia
Janusz Rozum media@pzla.pl