Menu
1 / 0
Aktualności /

PIOTR MAŁACHOWSKI: Zaczęło się układać

Jego pasjonujący pojedynek z Robertem Hartingiem był ozdobą mistrzostw świata w Berlinie. Piotr Małachowski przegrał z reprezentantem gospodarzy, ale wygrał z kontuzją. Jak ocenia miniony sezon i jakie ma plany na kolejny?

Jego pasjonujący pojedynek z Robertem Hartingiem był ozdobą mistrzostw świata w Berlinie. Ostatecznie Piotr Małachowski zdobył srebro. Przegrał z reprezentantem gospodarzy, ale wygrał z kontuzją, która dokuczała mu od dłuższego czasu. Jak ocenia miniony sezon i jakie ma plany na kolejny?

 

 

Pytanie o ocenę minionego sezonu w Twoim wykonaniu tylko z pozoru wydaje się banalne. Z jednej strony zostałeś wicemistrzem świata – to ogromny sukces. Z drugiej jednak, cały czas borykałeś się z kontuzją palca...

To co wydarzyło się w Berlinie to był chyba... przypadek. Oczywiście wierzyłem, że stać mnie wiele. Na ostatnich treningach przed mistrzostwami świata rzuciłem 68 metrów. Czułem, że jest dobrze, ale myślałem, że to nie wystarczy. Na szczęście udało się. Ale jest jedna rzecz, która nie pozwala mieć pełnej satysfakcji. Chciałem w tym sezonie rzucić 70 metrów. Naprawdę byłem na to przygotowany, nawet w pierwszym czy drugim starcie. Ale kontuzja i związane z nią obawy pokrzyżowały mi plany. Już rekord Polski w Halle ustanowiłem z bolącym palcem, choć muszę przyznać, że w porównaniu z tym, co działo się później, tamten ból był delikatny. Może gdybym na początku wiedział, że chodzi o zerwane więzadło, poczyniłbym jakieś starania, żeby zapobiec poważniejszej kontuzji. Ale wtedy jeszcze nic nie było wiadomo. W zeszłym roku miałem drobne zaległości treningowe. Co prawda cały czas ćwiczyłem, rzucałem kulą, żeby nie nadwerężyć palca. Brakowało mi jednak rzucania dyskiem, odległości, czucia jak leci. Mówiąc krótko: byłem głodny rzucania dyskiem.

W Berlinie Twój start był jednak bardzo udany. Tam swoje zrobiła atmosfera wielkich zawodów.

Na pewno. Podczas tego typu imprez inne jest nastawienie, większa mobilizacja, duży skok adrenaliny. Do mityngu przecież podchodzi się inaczej, bez spięcia. Zawsze można sobie wytłumaczyć, że za tydzień będzie kolejny mityng i można się poprawić. A mistrzostwa świata to jednak wyjątkowa sprawa. Bywa, że teoretycznie najmocniejsi zawodnicy „się grzeją”, a zwyciężają inni.

Piotr Małachowski został wicemistrzem świata, ale czuje pewien niedosyt (fot. rb)

 

Jak obecnie wyglądają Twoje przygotowania do sezonu?

Jestem opóźniony o jakiś miesiąc. Chodzę na siłownię, bawię się z ciężarami. Nie chcę obciążać chorego stawu. Wyciskam sztangę, ale rwanie musiałem na razie odpuścić. Na szczęście nie mam problemów z przygotowaniem siłowym. Pozostaje mieć nadzieję, że szybko pójdzie mi z powrotem do odpowiedniej techniki rzutowej.

Niedawno wystartowałeś w Biegu Niepodległości, teraz planujesz kolejny tego typu występ. Bieganie to Twój sposób na urozmaicenie treningu?

Wkręciłem się bieganie. Mam wtedy spokój, ciszę. Nigdy nie sądziłem, że takie bieganie może sprawiać przyjemność. A jednak... To rzeczywiście ciekawe urozmaicenie treningu miotacza. Na przykład Alekna biega bardzo dużo. Swego czasu Jurgen Schult też przygotowywał się w ten sposób. Trening siłowy z założenia jest beztlenowy. Żeby organizm lepiej go znosił, warto trochę pobiegać. Wkrótce razem z Andrzejem Krawczykiem weźmiemy udział w Biegu Sylwestrowym w Brzozie pod Bydgoszczą – dystans 10 kilometrów.

Masz dopiero 26 lat, a na koncie już znakomite osiągnięcia. Wskoczyłeś do absolutnej elity dyskoboli. Rok 2009 to tylko potwierdzenie Twojej klasy.

Wiem, że nadal jest dużo do zrobienia, wiele rzeczy w technice muszę poprawić. Z drugiej strony bardzo się cieszę, bo zaczęło mi się układać w życiu prywatnym. Tylko nadal nie mam żony...

Wspominałeś o pokonywaniu bardzo ważnej dla każdego dyskobola bariery. Jeśli będziesz zdrowy może w nadchodzącym roku uda Ci się to zrealizować.

Granica 70 metrów jest już dość blisko, na pewno w moim zasięgu, ale nie wiem, czy w najbliższym sezonie. Zdaję sobie sprawę, że ze względu na tę przerwę kolejny rok może nie być fantastyczny. Ale ponownie stawiam sobie ambitny cel. Na sezon 2010 jest nim zwycięstwo w Diamentowej Lidze – cały cykl. Jest na to szansa, mogę się do tego odpowiednio przygotować.

A propos, masz już kalendarz startów w sezonie 2010?

Nie jest on jeszcze do końca ustalony. Na pewno – jak dobrze pójdzie – chciałbym na otwarcie sezonu wystartować tradycyjnie w Białymstoku. Spokojnie, żeby uniknąć wielkiego stresu związanego z pierwszymi zawodami. A później już – wiadomo – Diamentowa Liga w Dausze.

W ostatnim sezonie kibice mogli Cię również oglądać w zawodach highlanderów. Czy w drugim Memoriale Kamili Skolimowskiej również wystartujesz w tej specjalności?

Oczywiście, jeśli jest taka okazja i zawody się odbędą – jak najbardziej. To przecież także promocja nowego sportu w Polsce. Jestem otwarty na takie rzeczy. Jeśli już dałem się namówić na charytatywne malowanie aniołków, to czemu nie realizować kolejnych ciekawych pomysłów?

 

Rozmawiał Rafał Bała

Powrót do listy

Więcej