40 lat temu Król Oszczepu Starego Modelu Janusz Sidło ustanowił swój ostatni rekord Polski seniorów. Poniżej historia o dwóch rówieśnikach, mistrzach rzutu oszczepem. Janusz Sidło i Norweg Egil Danielsen urodzili się w tym samym roku, 1933.
40 lat temu Król Oszczepu Starego Modelu Janusz Sidło ustanowił swój ostatni rekord Polski seniorów. Poniżej historia o dwóch rówieśnikach, mistrzach rzutu oszczepem. Janusz Sidło i Norweg Egil Danielsen urodzili się w tym samym roku, 1933.
Pierwszy w Szopienicach, drugi daleko na północy w Hamar. Sidło pierwszy zawitał do grona najlepszych na świecie. Po niezbyt udanym sezonie olimpijskim 1952 (odpadł w eliminacjach Igrzysk w Helsinkach), zrehabilitował się z nawiązką, kończąc sezon 1953 wspaniałym rekordem Europy 80.15. Odtąd kolekcjonował rzuty poza magiczną granicę 80 m. Łącznie 144 wyczyny w ciągu 17 lat (1953-1970).
W 1954 roku w Bernie na Mistrzostwach Europy „ograł” wszystkich i zdobył złoto rzutem 76.35 m. Do tego jeszcze niezagrożony podczas pierwszego, jeszcze nienazwanego Memoriału Kusocińskiego. Rok później zwycięża w swojej konkurencji podczas Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie. I oto pojawia się niebezpieczny sygnał. W meczu Polska-Norwegia pod koniec września w Poznaniu Sidło wygrywa rzutem 76.23, wyprzedzając o ponad 3 m nie Andrzeja Walczaka, kolegę z reprezentacji ,ale właśnie Danielsena. Jeżeli sezon przyniósł 10. zawodnikowi z listy światowej wynik 75.85 (Wiktor Cybulenko ZSRR), to chyba Norweg dość wyraźnie zaznaczył swoje zamiary na rok olimpijski.
I tak też się stało. Paradoksalnie, w roku olimpijskim najpierw Polak „wystrzelił” 30 czerwca w Mediolanie na 83.66 m, bijąc o 10 cm 6-dniowy już rekord świata Fina Soini Nikkinena, a potem jakby „wyciszył”, a może stracił tę najwyższą formę. Tymczasem zaczął się „srożyć” Norweg. W niecały miesiąc później do rekordu Sidły zabrakło mu na stadionie Bislett 9 cm! Minęło dalszych 17 dni i w Kouvoli zabrakło „aż” 30 cm, nie licząc kilku występów między 81.66 a 82.15. I był jeszcze jeden bezpośredni pojedynek w meczu międzypaństwowym, też na stadionie Bislett. Niedługo przed Igrzyskami: 79.88 Danielsen, 77.81 Jan Kopyto i 75.19 Sidło.
Apogeum przypadło na Melbourne, 26 listopada. Norweg, który miał duże problemy z zakwalifikowaniem się do ścisłego finału, najpierw pouczony przez Polaka jak rzucać skutecznie, rzutem 72.60 wyeliminował Francuza Michela Macqueta z finału. Następnie wykonał w czwartej kolejce (tzn.w pierwszym rzucie dla ścisłej szóstki najlepszych) rzut swojego życia, oszczep wypchnięty jego ręką przeleciał na niskim pułapie, ale za to daleko i upadł na odległości 85.71 m! Tym samym pokonał prowadzącego w konkursie Sidłę (79.98) i odebrał mu rekord świata. A i sprawił, że Polak, który zdobył srebrny (najlepsze dotąd osiągnięcie naszych oszczepników), a nie złoty medal olimpijski został po wsze czasy uznany za tego, który kompletnie zawiódł. Teraz na takie sytuacje patrzy się inaczej. Przy okazji, istnieje legenda, że wyeliminowany Francuz poczęstował Norwega, który po pomyślnym zakwalifikowaniu się do finałowej szóstki odczuwał pragnienie, czymś na kształt słynnej kawy andaluzyjskiej.*
Po Igrzyskach zaczął się rozpaczliwy pościg Janusza Sidły za rówieśnikiem, który „tak mu dojadł” w Melbourne. Danielsen unikał pojedynków, wycofywał się z zawodów, gdy miał startować Sidło, w końcu 22 sierpnia 1957 roku w Hamar Sidło dopadł mistrza i pokonał „z kretesem” przed własnymi rodakami. Seria Polaka 82.88-ok. 78.50-ok. 75.00-81.51-ok. 75.00-ok. 73.50, Norwega ok. 69.00-ok. 67.00-72.75-ok.71.00-ok. 71.50-ok.72.00. Znacznie ostrzej walczono rok później w sztokholmskich Mistrzostwach Europy:1/ 80.18 Sidło, 2/78.27 Danielsen. Norweg nie odegrał już większej roli w Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie w 1960 roku, aczkolwiek w „10” światowej sezonu „ostał się” na 9 miejscu z wynikiem 79.50. I tu się kończy opowieść o jednym z rówieśników.
Januszowi Sidle też nie udał się występ olimpijski w Rzymie, i to wyjątkowo „wrednie”. W eliminacjach rzucił za wcześnie daleko, jego wynik z kwalifikacji 85.14 dałby mu złoty medal, cóż z tego w konkursie poprzestał na osiągnięciu z pierwszej serii 76.46, nie wszedł do wąskiego finału, a jeszcze przegrał o blisko 1 m z także wyeliminowanym z tego konkursu kolegą z reprezentacji Zbigniewem Radziwonowiczem. Ten znowu okazał się być „Szamanem”. Do 1960 roku Sidło ustanowił jeszcze dwa razy rekord kraju, oba 84.00 i 85.56 padły w 1959 roku. Ostatni o 15 cm gorszy od rekordu życiowego Norwega.
Cała dalsza seria zawodów, szczęśliwych (IV m. IO Tokio 80.17, VII m. IO Ciudad Mexico 80.58 i brązowy medal ME 1969), i niefortunnych (np. 7 miejsce w ME w 1962 r.), utrzymywanie wysokiej pozycji w 10-tkach światowych po 1964 roku, to wszystko „po drodze” ku najważniejszemu: pobić wreszcie obiektywnie Danielsena, rzucić dalej niż kiedyś rywal-rówieśnik. Los sprawił, że znowu „wmieszał się” w sprawę Macquet. Francuz bardzo lubił „rzucać” z początkiem maja w podparyskiej miejscowości Mantes-La-Jolie (Mantes). Tam też ustanowił swój rekord życiowy. A potem zrobiono tam ku jego czci mityng. W 1970 roku zaprosił 37-letniego Polaka na kolejny start. I wreszcie stało się, 7 maja 1970 Sidło ustanowił swój ostatni rekord kraju, wynikiem 86.22 pobił rekord kraju Władysława Nikiciuka o 12 cm. I tak to wszyscy odebrali.
Miałem przyjemność rozmawiać na temat tego rekordu, także rekordu świata weteranów z Januszem Sidło, który był gościem Polskiego Radia i prowadził z nami, słuchaczami zaraz po osiągnięciu tego świetnego wyniku rozmowy. Gratulowałem oszczepnikowi wszechczasów obu rekordów, podziwiałem długowieczność. Startował potem jeszcze 3 sezony, a trzeba pamiętać, że zaczął w 1948 roku rzucać. Nie przyszło mi wtedy w tej rozmowie do głowy, że należy gratulować przede wszystkim „rzutu dalszego niż pamiętny Danielsena”. Być może na taką skalę niespotykaną determinację w wieloletnim pościgu za innym szczęśliwszym rywalem-rówieśnikiem i jego osiągnięciem podejmą obecni i przyszli czołowi polscy lekkoatleci.
S.Pietkiewicz (przew. Komisji Statystycznej PZLA)
* Po kilkudziesięciu latach Egil Danielsen potwierdził w rozmowie z Wojciechem Zabłockim, słynnym szermierzem i architektem, że w Melbourne przed 4. rzutem po raz pierwszy w życiu pił kawę (bardzo mocną), która zrobiła na nim olbrzymie wrażenie. A warto dodać, że później przez wiele lat aż do 1 stycznia 2006 r. kofeina była na liście środków zabronionych.
Sylwetka JANUSZA SIDŁY oraz wielu innych polskich oszczepników zostały znakomicie przedstawione w polskiej wersji Wikipedii (głównie dzięki Maćkowi Jałoszyńskiemu, synowi reprezentanta Polski w tej konkurencji).
jr; media@pzla.pl