Przedstawiamy wypowiedzi reprezentantów Polski po startach drugim dniu Drużynowych Mistrzostw Europy w Bergen.
Przedstawiamy wypowiedzi reprezentantów Polski po startach drugim dniu Drużynowych Mistrzostw Europy w Bergen.
Artur Noga (2. na 110 m pł – 13.54)
Przyjechałem do Bergen z myślą o dobrym wyniku. Trochę szyki pokrzyżował mi jednak wiatr. Na szczęście w tego typu zawodach liczą się miejsca i punkty dla drużyny. Byłem drugi, czyli przyzwoicie, chociaż myślałem, że powalczę z Turnerem. Widać jednak, że mój start nie jest jeszcze na tyle dopracowany, żebym mógł rywalizować z takim zawodnikiem na pierwszej części dystansu. Mam słabą reakcję startową i na pierwszych krokach nie mam jeszcze mocy w nodze, żeby już na pełnej prędkości zaatakować płotek. Przede mną jeszcze sporo pracy.
Agnieszka Bronisz (5. w kuli – 17.00)
To dobry wynik i dobre miejsce. Na czwartą lokatę raczej nie miałam szans. Przyjechałam do Bergen z ósmym wynikiem, ale zaliczyłam najlepszy konkurs w sezonie. Szkoda, że miałam tylko trzy pchnięcia, bo czuję, że mogłam się jeszcze poprawić. Ale w sumie jestem zadowolona. Do tej pory miałam problemy techniczne, a tutaj moje próby wyglądały już trochę lepiej. Mobilizowałam się w trakcie konkursu, a jednocześnie starałam się rozluźnić, żeby pchnąć jak najlepiej technicznie, bo kiedy się spinam to zawsze jest kiepsko. Z optymizmem patrzę na dalszą część sezonu, przełamałam się tym startem na Pucharze Europy.
Joanna Kocielnik (5. na 100 m pł – 13.04)
Bardzo się cieszę, ten rezultat zawdzięczam sobie i trenerowi. W Bergen biegało mi się bardzo dobrze, w końcu miałam dobre rywalki, a takich okazji w tym roku nie miałam zbyt wiele. Nawet ten falstart jednej z zawodniczek nie wybił mnie z rytmu. Wręcz przeciwnie, wolę biegać po falstarcie, bo wtedy opada ze mnie jakieś napięcie. Niestety, mam problemy ze ścięgnem Achillesa, czułam ból także w tym starcie. Nie wiem, czy wystartuję jeszcze gdzieś do mistrzostw Polski.
Przemysław Czerwiński (2. w skoku o tyczce – 5.60)
Początek miałem dobry, wszystko zaliczałem w pierwszych próbach. Ale później, na 5.70 wziąłem twardszą tyczkę. Trochę mi powiało w twarz i nie dojechałem do pionu. Kiedy spadałem na zeskok, tyczka uderzyła mnie w kolano. I od tego momentu skończyło się bieganie. Nie czułem wielkiego bólu, ale kłucie. To wystarczyło. Szkoda, bo spokojnie mogłem skoczyć 5.70. Na szczęście tu chodzi przecież o miejsca, byłem drugi za Lavilleniem. Czuję jednak niedosyt, bo mogłem go ograć.
Małgorzata Trybańska (5. w skoku w dal – 6.47)
Miałam szansę zająć trzecie miejsce, zabrakło mi zaledwie 2 centymetrów. Szkoda. Podobnie jak chyba wszyscy na tym stadionie, miałam problemy z wiatrem, który wiał w każdą stronę. Ale u mnie dodatkowo zawiodła jeszcze technika. Popełniłam parę błędów. Przykro mi, że uciekły dwa punkty dla drużyny, które były na wyciągnięcie ręki.
Weronika Wedler (6. na 200 m – 23.47)
Spodziewałam się lepszego wyniku, przecież ostatnio pobiegłam 23.21. Tutaj czułam mocny powiew wiatru na wirażu. To mnie chyba już tak zmęczyło, że na końcówce nie miałam siły, mam bardzo zmęczone nogi. Nie ukrywam, że miałam małe obawy przed startem, spotęgowało je jeszcze oczekiwanie w callromie. No cóż, to nie są przecież krajowe zawody. Mam nadzieję, że następne starty będę miała lepsze.
Justyna Kasprzycka (12. w skoku wzwyż – 1.75)
Nie mogłam się odnaleźć na tej skoczni. Przeszkadzał mi trochę wiatr, wiejący raz w twarz, raz w plecy. Albo nie dobiegałam do poprzeczki, albo odbijałam się za blisko. Szkoda też, że obowiązuje zasada czterech strąceń w całym konkursie. To gdzieś tam tkwi w głowie i nie miałam komfortu w trakcie konkursu. Mój wynik na liście startowej nie był rewelacyjny, ale liczyłam na więcej. Powinnam spokojnie skoczyć 1.85. Niestety, nie udało się.
Sylwia Ejdys (7. w biegu na 1500 m – 4:14.45)
Ciężko mi się dzisiaj biegło. Próbowałam coś zrobić na kilkaset metrów przed metą, ale nie dałam rady. Nie jestem w formie. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Co ciekawe, w Bergen czułam się dobrze, nic nie zapowiadało tak fatalnego występu. 1500 metrów biega się w zasadzie od „tysiąca”, a ja na tym etapie właściwie kończę swoje biegi w tym sezonie. Po prostu nie wytrzymuję. Do mistrzostw Europy zostało wprawdzie jeszcze trochę czasu, ale ciężko patrzeć w przyszłość z optymizmem, skoro w tak ważnym starcie dla kraju daje się plamę. Teraz jadę na zgrupowanie do St Moritz. Mam nadzieję, że znajdę tam formę.
Wysłuchał
Rafał Bała