Mistrzyni i rekordzistka świata w rzucie młotem, Anita Włodarczyk, zajęła trzecie miejsce w finałowym konkursie podczas ME w Barcelonie. Tym samym zdobyła… trzeci medal dla reprezentacji Polski, a swój pierwszy w tego typu imprezie.
Mistrzyni i rekordzistka świata w rzucie młotem, Anita Włodarczyk, zajęła trzecie miejsce w finałowym konkursie podczas ME w Barcelonie. Tym samym zdobyła… trzeci medal dla reprezentacji Polski, a swój pierwszy w tego typu imprezie.
Anita w kole nie wyglądała tak dobrze jak kilka tygodni temu, kiedy biła rekord świata. Rzuty nie były wykończone i młot nie leciał wystarczająco daleko. – Rzeczywiście, ostatnia faza kręcenia w pierwszych próbach była słaba – mówi rekordzistka świata. – To nie był mój najlepszy konkurs, ale cieszę się, że zdobyłam medal. Stanęłam już na podium mistrzostw świata, mistrzostw Europy, mam rekord świata. Teraz czas na sukces w igrzyskach olimpijskich.
Anita Włodarczyk (fot. Adam Nurkiewicz)
W najlepszej próbie (szósta kolejka) Polka uzyskała 73.56 m. Rywalki były tego dnia w dużo lepszej dyspozycji. Niemka Betty Heidler uzyskała 76.38, a Rosjanka Tatiana Łysenko 75.65. Gdyby nie kontuzja pleców sprzed kilku tygodni sytuacja w Barcelonie zapewne wyglądałaby inaczej. Ale przed Włodarczyk jeszcze wiele sezonów dalekiego rzucania.
Artur Noga przyjeżdżał do Barcelony z drugim wynikiem na europejskich listach w biegu na 110 m pł (13.29). Lepszy był tylko Petr Svoboda (13.27). Jednak w decydującym momencie ani Czech ani Polak nie odegrali głównych ról. W finale Mistrzostw Europy triumfował Brytyjczyk Andrew Turner. Noga był trzeci w swojej serii półfinałowej (13.53). Inny z Polaków, Dominik Bochenek odpadł w tej fazie (szósty z I półfinale z czasem 14.13). W finale Artur skoncentrować się przede wszystkim na starcie, żeby w tym elemencie nie stracić zbyt wiele. Niestety, słabo wyszedł z bloków i na pierwszym płotku sporo tracił do rywali. Jednak decydujący okazał się ósmy płotek, który Polak uderzył i to wytrąciło go z rytmu. Ostatkiem sił dobiegł do mety, ale dopiero na piątej pozycji (13.44). – Dwa lata temu w Pekinie też byłem piąty, ale nie można porównywać tych dwóch wyników. Teraz czuję niedosyt. Być może zadecydowało to, że nie zdołałem się w pełni podnieść po dotkliwym upadku kilka dni temu na treningu – tłumaczył nasz płotkarz. Lider europejskich tabel, Petr Svoboda, wbiegł na metę za Polakiem.
W finałowym biegu na 3000 metrów z przeszkodami wystartowały dwie Polki. Wioletta Frankiewicz broniła wywalczonego przed czterema laty w Goeteborgu brązowego medalu. Dwa dni wcześniej obiecała swojej przyjaciółce, Joannie Wiśniewskiej (brązowej dyskobolce z Barcelony), że da z siebie wszystko, żeby powtórzyć ten sukces. I rzeczywiście, pobiegła na tyle, na ile było ją stać. Rosjanka Julia Zarudniewa i Hiszpanka Marta Dominguez były poza zasięgiem. Ta pierwsza od początku podyktowała mocne tempo. Frankiewicz była w grupie, która traciła do prowadzącej dwójki najpierw kilkanaście, a później już ponad 30 metrów. 500 metrów przed metą Polka zaatakowała. Jej przewaga nad Rosjanką Charłamową i Brytyjką Dean rosła. Jednak na ostatnim okrążeniu to wymienione dwie rywalki zachowały więcej sił. – Czułam, że moje nogi są jak z waty – opowiada Frankiewicz. - Modliłam się, żeby pozostać na tym piątym miejscu. Nie zamierzam się usprawiedliwiać, ale gdyby nie choroba, która dopadła mnie tydzień temu, mogło być tutaj dużo lepiej.
Skończyło się na piątym miejscu (czas 9:34.13). Druga z naszych finalistek, Katarzyna Kowalska, długo biegła na końcu stawki. W pewnym momencie przyśpieszyła, jednak wystarczyło jej sił tylko na zajęcie 10. pozycji (9:42.47). Zwyciężyła Zarudniewa przed Dominguez (po fantastycznym finiszu).
Wioletta Frankiewicz (fot. Adam Nurkiewicz)
W finale biegu na 400 m wystartował Kacper Kozłowski. W poprzedniej rundzie sprawił dużą niespodziankę, zdecydowanie bijąc rekord życiowy (45.24). Ten znakomity bieg kosztował go mnóstwo sił. W piątkowy wieczór minął linię mety jako ósmy (46.07). – Już 70 metrów przed metą straciłem siły, robiłem co mogłem. Cieszę się, że wystartowałem w finale. Gdyby ktoś przed mistrzostwami powiedział mi, że w Barcelonie tak mocno poprawię rekord życiowy pomyślałbym chyba, że nie wie co mówi. Tymczasem udało się. Teraz przydałoby się trochę odpoczynku przed sztafetą. Mam nadzieję, ze tak wstąpią we mnie nowe siły – powiedział Kozłowski.
W półfinałach biegu na 200 metrów wystartowały trzy Polki (Weronika Wedler, Marta Jeschke i Ewelina Ptak), jednak żadna z nich nie zdołała się zakwalifikować do decydującej fazy.
Dzień kończył emocjonujący finał mężczyzn na 1500 m. Hiszpanie mieli w nim trzech reprezentantów, my jednego. Mateusz Demczyszak ukończył rywalizację na ósmej pozycji. – Ostatnie 400 metrów to był mocny sprint – mówił zmęczony, kilkanaście minut po biegu. – Dziękuję PZLA, że wysłał mnie na te mistrzostwa Europy, mimo że zabrakło mi trochę, żeby wypełnić minimum. Nie zawiodłem i mam motywację, by dalej pracować. W przyszłym roku chciałbym wystartować w mistrzostwach świata. A wcześniej, bo już za dwa tygodnie biorę ślub. Pozdrawiam moją narzeczoną, która jest dla mnie dużym wsparciem, również w sporcie.
Po czterech konkurencjach siedmioboju Karolina Tymińska zajmuje wysokie, piąte miejsce (13.54 na 100 m pł PB, 1.74 wzwyż, 14.08 w kuli i 23.77 na 200 m).
Po 25 (na 47) konkurencjach ME w Barcelonie biało-czerwoni zajmują 15 miejsce w tabeli medalowej (srebro Sudoła i dwa brązy – Wiśniewskiej i Włodarczyk) i 8 w klasyfikacji punktowej.
Z Barcelony
Rafał Bała