W ubiegłym roku sprawiła dużą niespodziankę nie tylko kibicom lekkiej atletyki, ale i... sobie. Zdobywając brąz ME w Barcelonie zgłosiła aspiracje do kolejnego startu w igrzyskach.
W ubiegłym roku sprawiła dużą niespodziankę nie tylko kibicom lekkiej atletyki, ale i... sobie. Zdobywając brąz ME w Barcelonie zgłosiła aspiracje do kolejnego startu w igrzyskach.
Joanna Wiśniewska nie zasypia gruszek w popiele. W listopadzie rozpoczęła intensywne treningi. Jednak wcześniej zaliczyła wyjazd zdrowotny nad morzem. - Tuż po sezonie pojechałam do Kołobrzegu na obóz leczniczy. Skorzystałam z kilku zabiegów, które przydały się do regeneracji po intensywnym sezonie. Przyjemnie spędziłam dwa tygodnie – opowiada czołowa dyskobolka Europy. - Po tym pobycie trochę odpoczęłam i w listopadzie wyjechałam do Szklarskiej Poręby. Cieszę się, że grupa młociarzy trenera Krzysztofa Kaliszewskiego zgodziła się, bym jeździła z nimi na obozy. To bardzo istotne, bo poza dobrą atmosferą w tym gronie jest też znakomita opieka lekarza i fizjoterapeuty. Jestem im wdzięczna, że się zgodzili. W Szklarskiej Porębie było sporo pracy nad kondycją. Pogoda nam zbytnio nie dopisała, mimo to chodziliśmy po górach, trzy razy byłam na Hali Szrenickiej. W sumie takie szybkie marsze dają się nogom we znaki. Oprócz chodzenia po górach mieliśmy też eksploatujące ćwiczenia w hali oraz intensywne, dynamiczne zajęcia fitness. W każdym razie mam świadomość dobrze przepracowanej jesieni. W grudniu rozpoczęłam już zgrupowanie w Spale, gdzie doszły ćwiczenia siłowe i rzuty. Na zewnątrz było dużo śniegu, ale nie przeszkodziło mi to w treningu.
Najbliższe dni Wiśniewska spędzi w Spale, ale 6 lutego wybiera się z młociarzami do Stanów Zjednoczonych. Razem z Anitą Włodarczyk i Szymonem Ziółkowskim będzie trenowała w kalifornijskiej Chula Viście. – Spędzimy tam pieć tygodni. Po powrocie krótka przerwa i kolejna podróż, tym razem czterotygodniowa do RPA. W ten sposób przez ponad dwa miesiące będziemy mieli zagwarantowane słońce i bardzo dobre warunki przygotowań. Pogoda nie będzie warunkować naszych treningów, a co za tym idzie naszej formy. Cieszę się i jestem wdzięczna, że ludzie odpowiedzialni za organizację szkolenia zaakceptowali mój plan przygotowań.
Joanna Wiśniewska (fot. rb)
Jeśli chodzi o dyspozycję, porównanie do poprzedniego sezonu wygląda zaskakująco dobrze. – Wiem, że jestem już na wyższym etapie niż w analogicznym momencie ubiegłego roku – zapewnia brązowa medalistka ME z Barcelony. – Miałam sprawdziany, które wykazały lepszą formę. Bardzo budujące jest też to, że nie mam żadnych kontuzji i mogę spokojnie przygotowywać się do sezonu. Wzięliśmy się z trenerem za plan, który ma przynieść efekt latem. Chodzi o zwiększenie objętości treningu. Więcej serii na siłowni, więcej rzutów i większe obciążenie. Na pewno będę więc używała do rzutów cięższego sprzętu. Do tej pory podczas treningów waga moich dysków wahała się między 1,10 kg a 1,25 kg. Teraz czasami będę rzucała nawet sprzętem o wadze 1,5 kg oraz dwukilogramową kulką. Chcę się przyzwyczaić do ciężaru, żeby później, podczas zawodów, kiedy używa się „jedynki“ było lżej. Słowem, chcę się obyć z ciężarem. Oczywiście cięższy sprzęt spowalnia. Dlatego w miarę zbliżania się sezonu trzeba zmienić dyski na lżejsze. Ale do tego jeszcze daleka droga. Zamierzam też często używać specjalnie skonstruowanego ciężarka z kulą na łańcuchu. Największą pracę w treningu wykonuje się od połowy stycznia do końca kwietnia. Zdaję sobie sprawę, że to będzie ciężki okres.
Jedna z naszych największych niespodzianek podczas ME w Barcelonie zamierza późno rozpocząć sezon 2011. – Nie sądzę bym wystartowała wcześniej niż pod koniec maja – mówi zawodniczka LKS Polkowice,której menedżerem jest Niemka Vera Michallek (opiekuje się też m.in. Igorem Janikiem i Anną Jagaciak). – Mam nadzieję, że po ubiegłorocznym sukcesie będę miała komfort wyboru mityngów, na których wystartuję. Nie będą to już przypadkowe zawody, na wariackich papierach. Chciałabym też startować w Diamentowej Lidze.
Wiśniewska jest więc w dobrej kondycji fizycznej... i psychicznej. Medal zbobyty w Barcelonie dodał jej skrzydeł. – Wierzę, że stać mnie na wiele, moim celem jest pobicie rekordu życiowego, a więc pokonanie granicy 64 metrów – mówi. – To jak najbardziej realne. Chciałabym pokazać się z dobrej strony w Daegu. To mistrzostwa świata, a nie mistrzostwa Europy, więc konkurencja silniejsza, wszystkie dziewczyny będą się na tę imprezę mocno nastawiać. Ale jestem dobrej myśli. Ważne, bym umiała przezwyciężyć swoje słabości, poczuć siłę. Bardzo pomagają mi w tym rozmowy z psychologiem Nikodemem Żukowskim. Nastawiam się na dobry sezon 2011, ale nie ukrywam, że najbardziej interesuje mnie rok olimpijski.
Rafał Bała