Mistrzyni i rekordzistka świata w rzucie młotem – Anita Włodarczyk – jest na najlepszej drodze, by w tym roku powtórzyć rewelacyjny sezon 2009. Właśnie kończy zgrupowanie w Spale i szykuje się do wylotu do USA.
Mistrzyni i rekordzistka świata w rzucie młotem – Anita Włodarczyk – jest na najlepszej drodze, by w tym roku powtórzyć rewelacyjny sezon 2009. Właśnie kończy zgrupowanie w Spale i szykuje się do wylotu do USA.
Poprzedni sezon rozpoczął się dla Anity rewelacyjnie. W czerwcu ustanowiła rekord świata. Niestety, później przyplątała się kontuzja pleców i tylko siła charakteru oraz wypracowana wiosną forma pozwoliła na zdobycie brązowego medalu ME w Barcelonie. Nasza młociarka potrzebowała kilku miesięcy, by wrócić do zdrowia. Teraz zapomniała już o urazie i intensywnie przygotowuje się do kolejnych startów. Co zmieniło się w jej treningu?
- Wykonuję ćwiczenia na siłowni z dużo mniejszymi obciążeniami – mówi Anita. - W zeszłym roku w tym okresie zarzut robiłam z ciężarem 50-60 kilogramów, teraz zaledwie 30 kilo. Chcemy po prostu powoli wchodzić z tymi ciężarami na wyższy pułap, żeby się przyzwyczaić, żeby wypracować odpowiednią technikę, nabrać automatyzmu. Mniejsze obciążenia powinny też skutkować tym, że jeszcze nabiorę szybkości.
- Czy konsultowałaś technikę z jakimś specjalistą od podnoszenia cieżarów?
- Po przylocie z RPA pokazałam nagrania z moich treningów na siłowni panu Robertowi Skolimowskiemu, który przed laty był znakomitym ciężarowcem. Obawiałam się, że skrytykuje moją technikę, ale wprost przeciwnie – pochwalił.
- Wiosną jeszcze raz wybieracie się do RPA.
- Tak, na razie lecimy do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie do Chula Visty. Po powrocie przez 10 dni będziemy w kraju, a na przełomie marca i kwietnia znów lecimy do Afryki. Miejsce, w którym byliśmy bardzo nam się spodobało. Rzutnię mieliśmy właściwie tylko dla siebie, warunki mieszkaniowe były bardzo dobre, podobnie jak sprzęt na siłowni.
- Do tej pory lataliście do Potschefstroom. Teraz byliście w innym miejscu. Jakie zaobserwowałaś różnice?
- W Stellenbosch dużo wyraźniej widać postęp cywilizacyjny, jaki dokonuje się w tym kraju. Niektóre miejsca mają już tutaj europejski standard, są piękne krajobrazy. Zupełnie inna Afryka.
- Skąd pomysł na tak dalekie wyjazdy na zgrupowania?
- W tych miejscach mamy zapewnioną dobrą pogodę. Żeby zrobić odpowiedni trening trzeba wykonać dużą liczbę rzutów. A w śniegu i przy dużym mrozie ciężko to zrealizować. Na przykład tuż po Sylwestrze w Spale byliśmy w stanie na treningu oddać tylko 20 rzutów. Zazwyczaj rzucam natomiast 40-50 razy.
- Czy widać już w Twoich treningach postęp w porównaniu z analogicznym okresem przygotowań w zeszłym roku?
- Tak. Właściwie po ponad rocznej współpracy z trenerem Kaliszewskim udało mi się rozwiązać problem z jednym elementem technicznym, z którym do tej pory nie mogłam sobie poradzić. Chodzi o początek rzutu, moment wejścia. „Załapałam“ to podczas ostatniego obozu w RPA. Teraz jest już wszystko dobrze. Na razie to wszystko co robimy jest w pewnym sensie przygotowaniem pod ciężki trening, który będziemy wykonywali w Stanach Zjednoczonych. Wchodzę w trening siłowy, rozkręcam się też jeśli chodzi o liczbę rzutów. Rzucam trójkami i czwórkami oraz ciężarkiem. W Chula Viście będzie już naprawdę mocny trening.
- Dwukrotnie w karierze wygrywałaś Zimowy Chalenge w rzutach. W tym roku Twój start w tej imprezie jest wykluczony?
- Dokładnie. Termin tych zawodów pokrywa się z moim pobytem w Polsce – między przylotem z USA, a wylotem do RPA. Nie ma sensu, by w tym czasie znów gdzieś lecieć.
- Kiedy zatem rozpoczniesz sezon 2011?
- W zeszłym roku rozpoczynałam w kwietniu startem w Dakarze, teraz też będzie wcześnie, ale nie aż tak. Pierwszy start czeka mnie na początku maja. Kalendarz na 2011 rok jest napięty, dużo lotów na różne kontnenty.
- Lubisz latać? Przyzwyczaiłaś się do dalekich podróży?
- Nie mam z tym większych problemów. Chociaż, najdłuższy lot w życiu dopiero przede mną. Do San Diego lecimy z Frankfurtu. To zajmie około 13,5 godziny. Do tej pory najwięcej w samolocie spędzilam 11,5 godziny.
- Priorytetem w sezonie 2011 będą dla Ciebie z pewnością mistrzostwa świata. Jakie znaczenie będą miały występy w mityngach z serii world challenge?
- W minionym sezonie przegrałam w klasyfikacji generalnej z Betty Heidler chyba o 50 centymetrów. Teraz fajnie byłoby wygrać, ale bardzo istotne będą dla mnie również inne starty. Oczywiście przede wszystkim mistrzostwa świata w Daegu oraz Drużynowe Mistrzostwa Europy w Sztokholmie.
- Już w czerwcu zeszłego roku mówiłaś, że kolejne rekordy świata to kwestia czasu. Wtedy plany pokrzyżowała kontuzja pleców. Czy w tym roku będziesz się coraz bardziej zbliżała do granicy 80 metrów?
- Tyle chciałabym rzucić podczas igrzysk w Londynie. To byłoby coś niesamowitego. A co do poprawienia wyniku 78.30 – rekord świata w sezonie 2011 jest możliwy. Jeśli będę zdrowa powinnam go ustanowić.
- Które młociarki będą Twoimi najgroźniejszymi rywalkami?
- Wraca Hrasnova, pewnie będzie się liczyła. Oczywiście Betty Heidler nie odpuści, jestem ciekawa jak będzie się prezentowała Tatiana Łysenko. Czy pojawią się nowe, ciekawe twarze? Zobaczymy.
- Plany na 2011 rok?
- Wiadomo, nowy rekord świata. Nie wypada myśleć inaczej. Poza tym obrona złotego medalu mistrzostw świata no i najważniejsze – przetrwać cały sezon w pełni zdrowia. Mam zapewnioną opiekę zdrowotną, pracujemy z fizjoterapeutą Andrzejem Zahorskim. Wszystko powinno być OK.
- Oprócz fizjoterapeuty jest też osoba dbająca o inne kwestie, pomagające w przygotowaniu do treningu rzutowego.
- Tak, chodzi o Ulę Grąbczewską, instruktorkę rekreacji ruchowej. Wykonuję pilates. Te ćwiczenia bardzo dobrze na mnie wpływają, pozwalają rozgrzać mięśnie, które do tej pory były najbardziej narażone na kontuzje. Żałuję, że nie zaczęliśmy filmować początków moich ćwiczeń, bo teraz wyraźnie byłoby widać różnice. Zawsze przychodziłam na trening, robiłam rozgrzewkę i wykonywałam jakieś ćwiczenia siłowe. Teraz mam pół godziny rozciągania i różnych takich ruchów. Dopiero po tym następuje rozgrzewka i właściwy trening. Co więcej, po każdym treningu znów mam rozciąganie.
- Widać efekty?
- Oczywiście! Od jakiegoś czasu nie było takiego dnia, żeby rano po przebudzeniu coś mnie bolało. Przyznaję, że na początku trudno było się przyzwyczaić, przekonać się do długich ćwiczeń rozciągających. Ale po kilku tygodniach uwierzyłam w tę metodę i efekty są rewelacyjne.
- Jaka będzie Anita Włodarczyk w kole w sezonie 2011?
- Chciałabym być szybsza, a to powinno wyjść z siły, nad którą teraz pracuję.
Rozmawiał Rafał Bała