Lidia Chojecka (brązowa medalistka HME w Paryżu w biegu na 3000 m):
Lidia Chojecka (brązowa medalistka HME w Paryżu w biegu na 3000 m):
Wiedziałam, że Helen Clitheroe jest badzo mocna. Zastanawiałam się, na co stać Rosjankę, a dwie ciemnoskóre zawodniczki były zupełnie nieobliczalne. Okazało się, że moje doświadczenie wzięło nad nimi górę. W Paryżu realizowałam założenia taktyczne i z biegu na bieg czułam się coraz lepiej. W finale tempo było wolne, to mnie denerwowało, bo biegłyśmy razem i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Czekałam na odpowiedni moment, żeb ruszyć do przodu. Zdecydowałam się na 300 metrów przed metą. To był chyba dobry moment, choć okazało się, że dwie rywalki były mocniejsze ode mnie. Nie chciałam za długo czekać, bo wiem, że nie mam aż tak dobrej końcówki.
Seniorskie starty w reprezentacji zaczynałam właśnie w hali Bercy. Teraz, po 14 latach, zdobywam tu kolejny medal. To dla nie bardzo ważne ze względu na mojego trenera i partnera życiowego, Jeana Marca. Zależało mu, bym w Paryżu stanęła na podium. Mamy tu dużo znajomych, jeździmy na obozy z Francuzami. Ten medal to ukłon właśnie w jego stronę. To mój kolejny krążek na 3000 metrów. Dobrze mi się biega na tym dystansie, chociaż uważam, że jestem jeszcze w stanie rywalizować na 1500 metrów. Jeżeli nie będą mnie trapiły żadne kontuzje, może być dobrze. Prze najbliższe dwa lata, do igrzysk w Londynie, chciałabym swoje przygotowania zorganizować w ten sposób, żeby nie było amatorstwa, tak jak do tej pory. Na zgrupowaniach powinnam mieć opiekę fizjoterapeuty. Chyba właśnie z braku takiego zabezpieczenia pojawiały się kontuzje. A ja już przecież nie mam czasu na urazy. Przede mną jeszcze tylko dwa lata mocnego biegania. Po igrzyskach w Londynie chyba zakończę karierę. Czas na odpoczynek.
Na podium w Paryżu odbierałam medal z rąk Gabrieli Szabo, która przed laty była moją wielką rywalką. Często z nią startowałam, wszyscy mnie do niej porównywali, zarówno jeśli chodzi o styl biegania jak i wygląd. No cóż, niech żałuje, że zakończyła już karierę...