Rafał Sikora o ponad sześć minut poprawił w sobotę w Dudincach rekord życiowy w chodzie i wywalczył srebrny medal mistrzostw Polski. Jego wynik 3:46.16 to trzeci rezultat na świecie w tym sezonie.
Rafał Sikora o ponad sześć minut poprawił w sobotę w Dudincach rekord życiowy w chodzie i wywalczył srebrny medal mistrzostw Polski. Jego wynik 3:46.16 to trzeci rezultat na świecie w tym sezonie.
24-letni podopieczny Krzysztofa Kisiela na Słowację pojechał z jednym celem - wywalczenia miejsca w reprezentacji na wyjazd do Korei (27 września-4 września). Jeszcze przed rywalizacją ze swoim kolegą treningowym Łukaszem Nowakiem ustalili wspólną taktykę. Do 35 km szli określonym tempem, a od grupy oderwali się dopiero w końcówce.
- Zeszły sezon miałem „zmarnowany” przez kontuzję mięśnia piszczelowego. Pierwsze trzy miesiące 2010 roku skupiałem się na tym, by się wyleczyć. Nie miałem szansy, by walczyć o udział w ME w Barcelonie, dlatego tak ważny dla mnie był tegoroczny start w Dudincach - przyznał Sikora.
W Daegu na dystansie 50 km wystartują trzej polscy chodziarze – najprawdopodobniej będą to: Grzegorz Sudoł (AZS AWF Kraków), mistrz Polski Rafał Fedaczyński (AZS AWF Katowice) i wicemistrz kraju Rafał Sikora (niestowarzyszony).
- Grzesiek już wcześniej, zdobywając srebrny medal ME w Barcelonie, zapewnił sobie udział w MŚ, a my musieliśmy o to powalczyć w Dudincach. Oczywiście jest jeszcze możliwość, że ktoś poprawi nasze rezultaty, ale okres regeneracji do MŚ byłby chyba za krótki - powiedział Sikora, dla którego będzie to debiut w tak dużej seniorskiej imprezie.
- W tej chwili mam trzeci wynik na świecie, ale nie mam złudzeń, że w Daegu rywalizacja będzie wyglądała całkowicie inaczej. Z takim czasem można jednak śmiało atakować lokaty w pierwszej ósemce i taki cel sobie postawiłem. Przeszkodą będzie na pewno panujący tam klimat i wysoka wilgotność powietrza. Dla chodziarzy to prawdziwa katorga, ale każdy z nas będzie miał takie same warunki - zaznaczył mistrz Polski z 2009 roku.
Sikora wie jednak jak radzić sobie z takimi warunkami atmosferycznymi. Świetnie czuł się w Meksyku, gdzie w zeszłym roku rywalizował w Pucharze Świata.
- To były moje pierwsze zawody po kontuzji. Trenowałem tylko 1,5 miesiąca i trochę się obawiałem tego startu. Zająłem 17. lokatę, ale sam sobie udowodniłem, że jestem w stanie walczyć z najlepszymi. W końcówce zabrakło po prostu siły. W Korei powinno być lepiej - stwierdził.
Nie zwątpił w niego nigdy trener Krzysztof Kisiel, z którym współpracuje od 2006 roku, a wiele zawdzięcza także fizjoterapeucie Pawłowi Ptakowi. Jego talent odkrył jednak Józef Wójtowicz w małym gimnazjum w Borowej.
- To wielki pasjonat chodu. Przyszedł do nas do szkoły i kazał chodzić w kółko w sali gimnastycznej. Wyłowił mnie, ale ja nie byłem zbytnio zachwycony pomysłem uprawiania chodu sportowego. Przecież to śmiesznie wygląda. Dałem się jednak namówić na zawody. W Mielcu upadłem wprawdzie, bo rozwiązały mi się sznurówki, ale bakcyla złapałem - opowiedział Sikora.
Jak wielu młodych zawodników inspiracji szuka w wynikach uzyskiwanych przez Roberta Korzeniowskiego, czterokrotnego mistrza olimpijskiego, ale to Grzegorz Sudoł dał mu prawdziwą wiarę w sukces.
- Korzeniowski zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko. Wątpię, by któremukolwiek zawodnikowi w Polsce udało się osiągnąć takie rezultaty, ale mam nadzieję na choć namiastkę jego sukcesów. Dużo się jednak w naszym myśleniu zmieniło po sukcesie Sudoła w Barcelonie. Tak naprawdę on nam pokazał, że można stanąć na podium i dodał nam skrzydeł. W Polsce osiągamy czasy na bardzo wysokim poziomie, co na pewno mobilizuje nas nawzajem - powiedział Sikora, siódmy zawodnik mistrzostw świata juniorów w Kanadzie (2003).
Źródło: PAP