Oto, co po starcie w pierwszym dniu Drużynowych Mistrzostw Europy w Sztokholmie mówili reprezentanci Polski:
Oto, co po starcie w pierwszym dniu Drużynowych Mistrzostw Europy w Sztokholmie mówili reprezentanci Polski:
Joanna Fiodorow (12. w rzucie młotem – 62.19):
To nie był mój dzień. Słabo wyglądałam technicznie, za bardzo się spięłam. Chciałam rzucić na swoim poziomie, ale nie udało się. Mogło być znacznie lepiej, bo byłam w stanie rzucić 66-67 metrów. Nie udało się, może dlatego, że za bardzo chciałam… To impreza seniorska, liczą się tu punkty dla drużyny. Niestety, zdobyłam tylko jeden. Mam nadzieję, że podczas młodzieżowych mistrzostw Europy pokażę się z dużo lepszej strony.
Rafał Ostrowski (9. w biegu na 400 m pł – 51.01):
Niestety, nie wyszedł mi ten start. Nie wiem, czego brakło. Przed startem czułem się bardzo dobrze, nieźle też przebiegłem pierwsze 200 metrów. Później jednak zabrakło mi sił. Chyba dlatego, że „pociągnałem” ile mogłem trzynastoma krokami. Straciłem sporo sił. Później biegłem już na 15 kroków, dwa razy gorsza noga i nie udało się. Marek Plawgo napisał na faceboooku, żebym spinał pośladki, bo najlepszy wynik Polaka na Drużynowych Mistrzostwach Europy, należący właśnie do niego, sprzed dwóch lat, wynosił 51.06 sek. Przynajmniej udało mi się poprawić ten rezultat… Poza tym – tragedia.
Łukasz Parszczyński (6. w biegu na 5000 m – 13:42.21)
Pierwszy tysiąc był wolny, trzeba było się dobrze ustawić. Później zaczęło się przyspieszanie, tempo zbliżone do czasu na 13.30. Jestem bardzo zadowolony z tego startu. Pokazałem niezła formę, przyjechałem chyba z 9-10 wynikiem, liczyłem na pierwszą ósemkę, a zakończyłem jako szósty. W tym sezonie przygotowuję się do biegu na 3000 metrów z przeszkodami. Dlatego obawiałem się, że może mi w Sztokholmie nie starczyć wytrzymałości. Było jednak inaczej i jestem zadowolony. 28 czerwca czeka mnie start w biegu przeszkodowym, albo w Szwecji, albo w Słowenii. Szukam okazji do wypełnienia minimum na MŚ. Prawda jest taka, że tylko na tym dystansie mógłbym wystartować w Daegu.
Konrad Podgórski (11. miejsce w skoku w dal – 7.42)
Dziś warunki do skakania były wspaniałe. Niestety, rozbił mnie pierwszy, spalony skok. Był daleki, ale próba nieudana. Później nie byłem pewny rozbiegu, biegałem asekuracyjnie i nic z tego nie wyszło. Mam nadzieję, że doświadczenie, jakiego tu nabrałem, zaprocentuje. Liczę na lepsze starty w przyszłości, ten dzisiejszy to porażka.
Marcin Marciniszyn (4. w biegu na 400 m – 46.28)
Z miejsca jestem zadowolony, ale z czasu nie. Trochę źle zorganizowano nam czas przed startem. Chodzi o rozgrzewkę, call room, wyjście na stadion. Po rozgrzewce czułem się bardzo dobrze, ale to czekanie przed startem wybiło mnie z rytmu. Sporo było zamieszania, które wypaczyło wyniki. W każdym razie w naszej konkurencji.
Matylda Szlęzak (10. w biegu na 3000 m z przeszkodami - 9:57.38)
Chciałam ustawić się w połowie stawki i udało mi się. Pierwszy kilometr poszedł mi dobrze, później było gorzej. Liczyłam na lepsze miejsce, szóste, może siódme i na lepszy czas. Trochę się stresowałam, bo to pierwsza moja tak duża impreza. Cieszę się, że mogłam reprezentować Polskę, jestem z tego bardzo zadowolona. Teraz czekają mnie młodzieżowe mistrzostwa Polski, a później młodzieżowe mistrzostwa Europy. Chciałabym tam powalczyć o medal – trzeba mierzyć wysoko.
Lidia Chojecka (4. w biegu na 3000 m – 8:55.73)
Jestem zadowolona… i nie, bo mogłam być przynajmniej o jedną pozycję wyżej. Na początku bieg był wolny i czułam się bardzo dobrze. Kiedy dziewczyny ruszyły z „pięćsetki” byłam trochę przyblokowana, musiałam walczyć. W tym momencie najwięcej straciłam. Dwie pierwsze zawodniczki – Rosjanka i Ukrainka - miały zdecydowanie lepszy wynik ode mnie na 1500 m. Z kolei Rodriguez w tym sezonie jeszcze nie startowała. Jej też się obawiałam. Mam nadzieję, że to nie był mój ostatni Puchar. W Sztokholmie miałam jedyna okazję w tym sezonie, żeby pobiec na 3000 m. Przez wiele lat reprezentowałam Polskę w Pucharze Europy, czasem biegałam na dwóch dystansach. Ciężko pracowałam, żeby wywalczyć punkty dla naszej drużyny. Dobrze wspominam te czasy.
Tomasz Majewski (2. w pchnięciu kulą – 21.51)
Z takim beznadziejnym pchaniem nie ma co wygrywać… Dlatego może i lepiej, że David Storl mnie pokonał. To był dzień, w którym nikomu nie pchało się lekko, wszyscy knocili, klęli, stąd słabe wyniki. Prawdę mówiąc, jestem pewien, że w deszczu pchnąłbym dalej. Dziś wszystko przebiegało sennie. Była tu przecież dobra stawka, a tylko trzech z nas pokonał granice 20 metrów. Słaby konkurs, a w moim wykonaniu bardzo cienki. Kapitan powinien wygrywać, a mi się nie powiodło. Mam nadzieję, że 12 punktów od Ani Rogowskiej trochę podźwignie nas w klasyfikacji. Jeśli reszta wystartuje na swoim poziomie, to powinniśmy się przesunąć do pierwszej szóstki.
Dariusz Kuć (4. w biegu na 100 m – 10.24)
Tydzień temu w Krakowie miałem trzy mocne biegi, to gdzieś tam zostało mi w nogach. Przez cały tydzień starałem się zregenerować, ale nie do końca się udało. W tym sezonie mam sporo szczęścia do pogody, często biegam z wiatrem. Wynik 10.24 jest jednym z najlepszych w mojej karierze, więc jestem zadowolony. Dwa lata temu w Leirii byłem piąty, teraz czwarty. Forma jest, potrzeba tylko trochę świeżości. Mogłem być w Sztokholmie trzeci, bo przecież niedawno pokonałem Francisa Obikwelu. Tym razem to on był górą. Chambers i Lemaitre to na razie inny poziom. Szczególnie Francuz jest niesamowity. To co robi jest mobilizujące również dla mnie, bo pokazuje, że biali ludzie mogą szybko biegać. Będę się starał zbliżyć do jego wyników. Pozostaje mi ciężko trenować i liczę na progres. Prawda jest tama, że jeśli myślę o finale, czy nawet półfinale mistrzostw świata, to z bieganiem po 10.20 mogę o tym zapomnieć. Muszę być szybszy. Ale największe szanse i tak są w sztafecie. Mam nadzieję, że wkrótce wypełnimy normę na Daegu.
Bartosz Nowicki (5. w biegu na 1500 m – 3:40.48)
Jestem bardzo zmęczony, dałem z siebie wszystko, ale nie jestem zadowolony. Ostatnio dużo startowałem, na ostatnich 200 metrach poczułem, że brakuje mi świeżości i szybkości. Ale sezon dopiero się zaczyna, rozkręcam się. Niedawno zrobiłem życiówkę na 1500 m. Widać, że trening z trenerem Markiem Adamkiem idzie w dobrym kierunku. Czekam na odpowiedni dzień i bieg, w którym mogę znów się poprawić.
Sztafeta 4x100 m (7. miejsce – 43.77 – minimum na MŚ)
Ewelina Ptak: W tym roku mamy sporo mityngów, żeby wypełnić normę na mistrzostwa świata. Ale presja na ten wynik była spora. Niestety, dwie koleżanki wyleciały na razie ze składu z powodu kontuzji. To wielka szkoda, życzymy im powrotu do zdrowia. Jesteśmy bardzo zadowolone z tego startu. Możemy się spokojnie przygotowywać do mistrzostw świata.
Marika Popowicz: Nie powiem, żebyśmy nie biegły z dusza na ramieniu… Bardzo chciałyśmy zrobić minimum. A w takiej sytuacji biega się ze sporym obciążeniem. Cieszymy się z tego czasu, teraz może być już tylko lepiej. Pozdrawiamy Darię i Weronikę, to minimum jest dla nich. Niech spokojnie wracają do zdrowia.
Marta Jeschke: Zmiany wyszły nam dobrze. Oczywiście będziemy pracować nad tym, żeby były perfekcyjne. Przyjechałyśmy do Sztokholmu po minimum na MŚ. Udało się i to jest sukces. Teraz będzie luz psychiczny.
Anna Kiełbasińska: Każda z nas musi walczyć o miejsce w składzie i mamy mobilizację, żeby się w nim utrzymać. Lubię, gdy powierza mi się odpowiedzialne zadania, tak jak teraz, gdy kończyłam sztafetę w Sztokholmie.
Wysłuchał
Rafał Bała