Mistrzostwa świata w długodystansowym biegu górskim odbyły się po raz ósmy, ale po raz pierwszy wystartowała w nich reprezentacja Polski.
Mistrzostwa świata w długodystansowym biegu górskim odbyły się po raz ósmy, ale po raz pierwszy wystartowała w nich reprezentacja Polski.
Jechaliśmy do Słowenii nie tyle z obawą co z ciekawością. 7 osób zakwalifikowanych do reprezentacji zaliczyło niejeden bieg na maratońskich trasach, ale doświadczenie w międzynarodowych imprezach rangi mistrzowskiej miał tylko Daniel Wosik, który tydzień wcześniej zajął 15 miejsce w mistrzostwach Europy w biegu wysokogórskim i miał być raczej kierowcą niż zawodnikiem. Poza nim jeden start w mistrzostwach świata „zaliczyła” w roku ubiegłym góralka spod Szczecinka – Tosia Rychter. Pozostali byli debiutantami w tego typu imprezie i najważniejszym pytaniem przed startem było: „Jak wypadniemy w konfrontacji z z ekipami z innych krajów ?”.
Trasa biegu budziła szacunek. Wybiegało się z miejscowości Petrovo Brdo z wysokości 803 m n.p.m., aby po około 10 km osiągnąć szczyt Čez Suho (1760 m n.p.m.) pokonując po drodze kilka mniej lub bardziej znaczących zbiegów. Następnie następował karkołomny zbieg, po wąskiej, krętej górskiej drodze, wijącej się nad kilkusetmetrowym urwiskiem – 950 m różnicy poziomów na dystansie ok. 3 km ! Potem zbieg stawał się bardziej normalny – nachylenie stoku ok. 10 %, dla urozmaicenia podbieg (180 m na 3 km – pestka) i zbieg do miejscowości Hudajužna na wysokość 350 m n.p.m. To miejsce nazwaliśmy półmetkiem, bo chociaż do mety pozostało 15 km, a przebiegło się już kilometrów 22 i pół, bo było to jedyne miejsce, w którym można było zobaczyć rywalizację na trasie i wesprzeć zawodników życzliwym słowem. Sami biegacze, którzy właśnie pokonali jedną górę mieli się teraz zmierzyć z następną. Czekała na nich 7-kilometrowa ściana bez żadnej chwili wytchnienia, aż na sam szczyt góry Porezen. 7 km + 1230 m przewyższenia ! A potem ? Potem to już luz. 8-kilometrowy zbieg z 1020 metrowym przewyższeniem do Pdbrda (Podebrda jak mówią Słoweńcy) i już meta ! Było się czego bać, ale strachu trudno było się doszukać wśród polskich biegaczy. Widać było raczej pełną mobilizację i chęć wypadnięcia jak najlepiej w tej rywalizacji z przeciwnikami i naturą.
Prognoza pogody była po prostu zła. Obfite opady deszczu, burza z piorunami, porywisty wiatr... Zastanawialiśmy się, czy w razie ekstremalnych warunków organizatorzy odwołają bieg. Było raz tak w przeszłości. Tymczasem stał się cud. W sobotę rano, w hotelowym telewizorze, w którym można było śledzić miejscową prognozę pogody zniknęły deszcze i burze, zapowiadano pochmurny, ale bezdeszczowy dzień. Jeszcze na godzinę przed startem lunął deszcz, ale trwał krótko, a potem było już tylko lepiej. O ile z pierwszej części trasy nie było mowy o żadnych widokach, bo biegło się w szczytowej partii w chmurach, czyli we mgle, o tyle w drugiej części chmury zaczęły zanikać, pojawiło się słońce i piękne widoki Alp Julijskich ukazały się w całej okazałości.
Najbardziej emocjonująca dla nas była rywalizacja kobiet. Bardzo zmotywowana Anna Celińska wybiegła na pierwszy szczyt na drugiej pozycji, 34 sekundy za prowadzącą Angielką Philippą Maddams. Na 6 i 7 miejscu były Tosia Rychter i Dominika Stelmach. W tym momencie Polska prowadziła w rywalizacji drużynowej przed faworyzowanymi Rosjankami, które w 2009 zdobyły złoty medal w klasyfikacji drużynowej. Na „półmetku” Ania Celińska nadal znajdowała się na drugiej pozycji i przed wejściem na ścianę wyglądała bardzo dobrze. Do prowadzącej Maddams miała ponad minutę straty, ale tyle samo przewagi nad Rosjanką Julią Chazową. Stelmach i Rychter zajmowały miejsca 10 i 11. Prowadziły Rosjanki przed Polkami i Angielkami. Dramat rozpoczął się na 7-kilometrowej ścianie. Po udanym początku Celińskiej „odcięło prąd” na ok. 2 km przed drugim szczytem. Na górze była jeszcze na 3 miejscu, na drugie wyszła rewelacyjna w drugiej części dystansu Irlandka Karen Alexander (13. na pierwszym szczycie, 7. na „półmetku”). Tosia Rychter w tym miejscu była 13, Dominika Stelmach – 21. W tym momencie prowadziły Angielki przed Rosjankami i Szkotkami, a Polki znajdowały się na 4. miejscu i taka kolejność w klasyfikacji drużynowej utrzymała się do końca. Ania Celińska ukończyła bieg na 6 miejscu i poza Izabelą Zatorską żadna polska zawodniczka nie zajmowała miejsca w światowej rywalizacji seniorek w pierwszej dziesiątce. „Zbyt mocno zaczęłam” tak skomentowała swój występ bohaterka dnia, Anna Celińska.
Anna Celińska na trasie
O ile wśród kobiet Philippa Maddams prowadziła właściwie od startu do mety, o tyle w rywalizacji mężczyzn chętnych do prowadzenia było więcej. Na pierwszym szczycie prowadził Amerykanin Zac Freudenburg, przed Rosjaninem Jurijem Czeczunem, Słoweńcem Mitją Kosoveljem i Rumunem Zincą Ain Ionutem. Amerykanin po wbiegnięciu na szczyt zaczął więdnąć i ostatecznie ukończył bieg na 29 miejscu z niespełna 35-minutową stratą do zwycięzcy. W polskiej ekipie najlepiej wypadał Ironmen Daniel Wosik na miejscu 20, Paweł Krawczyk był 24, Damian Zawierucha - 30, Piotr Koń – 37. W najniższym punkcie trasy prowadził już wyraźnie Kosovelj, przed Ionutem i Szkotem Thomasem Owensem, który 3 lata temu finiszował na drugim miejscu podczas długodystansowych mistrzostw świata. Daniel był w tym miejscu 23, Paweł Krawczyk – 25, Damian Zawierucha – 26, a Piotr Koń – 39 ze stratą prawie 14 minut do Wosika. W tym momencie poważnie obawialiśmy się o to, czy Piotrek będzie w stanie ukończyć bieg. Okazało się, że nie ma dla Konia jak 7-kilometrowa górska ściana. Skurcze mięśni dokuczające mu na zbiegu zniknęły beż śladu. Nadrobił 6-7 minut do Wosika i Krawczyka. Dla odmiany dramat przeżywał Zawierucha, którego „postawiło” podobnie jak Anię Celińską. Na szczycie prowadził Mitja Kosovelj. Rumun Ionut i Rosjanin Czeczun spadli na dalsze miejsca, osłabł biegnący w czołowce Czech Jan Havliček, a za plecami Kosovelja ustawili się trzej Szkoci. Wosik na drugim szczycie był 18, Krawczyk – 22, Koń – 28, Zawierucha – 32. Na ostatnim zbiegu Krawczyk i Koń poprawili swoje pozycje. Mitja Kosovelj przybiegł zdecydowanie pierwszy na metę, a na 2, 3 i 4 pozycji finiszowali Szkoci, Thomas Owens, Robbie Simpson (w roku ubiegłym 6. junior w mistrzostwach Europy) i mistrz świata w tej konkurencji z 2008 roku Jethro Lennox. Zasłużone złoto w drużynie dla Szkotów, srebro dla Słoweńców, brąz dla Anglików. Piąte miejsce Polaków, a w pokonanym polu m. in. Czesi, Rosjanie i Amerykanie.
Nie sposób pominąć doskonałej organizacji imprezy. Ekipy były zakwaterowane w pięciogwiazdkowym hotelu, na 37,5 kilometrowej trasie z przewyższeniem + 2500 m – 2800 m było 18 punktów odżywiania z wodą, napojem izotonicznym, owocami, batonami. Wszystko dopracowane do perfekcji, zabrakło tylko dyskoteki na koniec. Tej nie będzie także w odbywających się w najbliższą sobotę zawodach WMRA International Youth Challenge, w której nie zabraknie ekipy polskiej. Czyżby Słoweńcy nie lubili tańczyć ?
1. Philppa Maddams (ENG) – 4:08:16; 2. Karen Alexander (IRL) – 4:16:21; 3. Helen Fines (ENG) – 4:19:14; 4. Irina Pankowskaja (RUS) – 4:21:25; 5. Andrea Rowlands (WAL) – 4:24:08; 6. Anna Celińska (Byledobiec Anin) – 4:24:40...18. Antonina Rychter (UKS 1 Szczecinek) - 4:41:04...21. Dominika Stelmach (Puma Running Team) – 4:47:21
1. Anglia – 12:54:49; 2. Rosja – 13:24:37; 3. Szkocja – 13:41:07; 4. Polska – 13:53:05; 5. Słowenia – 13:53:55; 6. Walia – 14:10:51
1. Mitja Kosovelj (SLO) – 3:22:32; 2. Thomas Owens (SCO) – 3:26:59; 3. Robie Simpson (SCO) – 3:29:05; 4. Jethro Lennox (SCO) – 3;33:21; 5. Ralf Birchmeier (SUI) – 3:35:12; 6. Petr Pechek – 3:35:21...18. Daniel Wosik (MUKS THM Ostrowia Ostrowiec RMD Montrail Team) – 3:47:17...20. Paweł Krawczyk (CW Reni_Sport) – 3:49:12...25. Piotr Koń (RMD Montrail Team GLKS Fałków) – 3:54:36...33. Damian Zawierucha (MOSiR Jastrzebie RMD Montrail Team) – 4:02:20...57. Robert Celiński (Byledobiec Anin) – 4:26:57...113. Mirosław Burzyński (CW Reni-Sport) – 4:55:16...302. Maciej Stelmach (Allied Tellesis) – 7:21:57
1. Szkocja – 10:29:25; 2. Słowenia – 10:57:20; 3. Anglia – 10:58:46; 4. Szwajcaria – 11:04:15; 5. Polska – 11:31:05; 6. Walia – 11:37:51
Andrzej Puchacz