W polskim sporcie kojarzony jest nie tylko z golfem, lekkoatletyką i włocławską koszykówką, ale chyba przede wszystkim z ruchem olimpijski. W uznaniu licznych dokonań i przez wzgląd na znakomitą znajomość kwestii olimpijskich, prezydium PKOl powierzyło funkcję attache olimpijskiego na Londyn 2012 Andrzejowi Personowi.
W polskim sporcie kojarzony jest nie tylko z golfem, lekkoatletyką i włocławską koszykówką, ale chyba przede wszystkim z ruchem olimpijski. W uznaniu licznych dokonań i przez wzgląd na znakomitą znajomość kwestii olimpijskich, prezydium PKOl powierzyło funkcję attache olimpijskiego na Londyn 2012 Andrzejowi Personowi.
Decyzję tę musi jeszcze zatwierdzić Zarząd PKOl (zbierze się 18 października), ale to wydaje się być jedynie formalnością. Członek Rady Fundacji PZLA, blisko związany z naszą dyscypliną będzie więc pełnił jedną z najważniejszych funkcji w olimpijskiej ekipie.
- Gratulujemy objęcia nowej, bardzo odpowiedzialnej w perspektywie londyńskich igrzysk funkcji. Nie jest to chyba jednak zaskoczenie, również dla Pana…
ANDRZEJ PERSON: Przez lata współpracowałem z PKOlem i z ruchem olimpijskim. W Monachium byłem na wycieczce studenckiej, jako kibic. Potem jeździłem na igrzyska w różnych rolach: jako rzecznik prasowy od Nagano przez Sydney i Ateny, dziennikarz tygodnika, telewizji. W Londynie będzie więc okazja, by opbchodzić piękną rocznicę – 40 lat Andrzeja Persona z igrzyskami. To będą już moje 11 igrzyska, licząc z zimowymi.
- Ale po raz pierwszy w roli attache.
- To dla mnie nowe zadanie. Prawdę mówiąc, funkcja attache przeszła w ostatnich latach gruntowną zmianę. Kiedyś była to osoba bardziej merytoryczna. Dziś misje są duże. Przewodniczący, zastępcy – to raczej oni załatwiają kwestie formalne. Attache jest dziś bardziej takim ambasadorem ekipy, dobrym duchem, człowiekiem do kontaktów z komitetem organizacyjnymi, komitetem olimpijskim. W Londynie sytuacja będzie jednak specyficzna, bo attache będzie się poruszał wśród licznej Polonii. Przygotowujemy już miejsce na Exhibition Road, gdzie mieści się Ognisko Polskie - najbardziej znany punkt związany z Polonią w Londynie, już od czasów wojennych. Planujemy zorganizowanie Dnia Polskiego w trakcie igrzysk, będą spotkania z medalistami – oby było ich jak najwięcej. Wiem też, że Prezydent Bronisław Komorowski wybiera się na ceremonię otwarcia igrzysk – 27 lipca.
- Wspomniał Pan o Polakach mieszkających w Londynie. To z pewnością będzie spory atut naszej ekipy w trakcie igrzysk.
- Polonii jest tam bardzo dużo, jej przedstawiciele sami zgłaszają ciekawe pomysły na czas igrzysk. Chcą zorganizować na przykład strefy kibica. Miejsc, gdzie będzie można spotkać polskich sportowców i kibiców na pewno w Londynie będzie dużo. Wszyscy mówią tam przecież: Polacy, gramy u siebie!
- Przejdźmy jednak do kwestii merytorycznych. Jak pan sądzi, ile medali przywiozą z Londynu polscy sportowcy?
- Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że w ostatnich latach ogromnie wzrasta konkurencja, nie ma przypadków, tak często występujących wcześniej „fuksów”. Dziś jest bardzo ciężko stanąć na olimpijskim podium. Każdy medal więcej niż ostatnio w Pekinie, czyli ponad 10 krążków, to będzie już spory sukces. Mamy 44 osoby w Klubie Polska Londyn 2012, jakby to podzielić na pół byłyby 22 medale. Ale ja jestem raczej za tym, żeby dzielić ostrożniej. Myślę, że między 13 a 15 medalami dla Polski w Londynie to byłby świetny wynik. Nie mamy już takich złotodajnych dyscyplin jak kiedyś. Trochę niepokojące jest również to, że większość tych szans, które mamy dają startujący po raz 3-4. To może być problem na przyszłość, w perspektywie igrzysk w Rio de Janeiro. Ale dziś musimy się skupić na Londynie. Nie chcę bronić ministra sportu, ale rozumiem, że w dzisiejszych czasach gdy nie ma dla wszystkich daje się głównie najlepszym. W Vancouver ten system wypalił, więc jest kontynuowany. W Londynie powinno być nieźle.
- A co Pan sądzi o szansach lekkoatletów? Wypadną lepiej niż podczas mistrzostw świata w Daegu?
- Myślę, że ta ekipa jest w stanie wystartować lepiej niż w Korei. Może powiem teraz coś niepopularnego, ale twierdzę, że może i dobrze, że nie powiodło im się w Daegu. Teraz pewnie bardziej zmobilizują się na Londyn. Gdyby było za dużo medali mogłaby się pojawić zbyt duża pewność siebie, a to byłoby niepokojące. Jeśli już jesteśmy przy lekkoatletyce to muszę koniecznie powiedzieć, że w poniedziałek na mojej macierzystej uczelni w Toruniu, Uniwersytecie Mikołaja Kopernika odbyła się inauguracja roku studenckiego. Najlepszym sportowcem-studentem tej uczelni został Łukasz Michalski. Jestem naprawdę pełen podziwu dla chłopaka na piątym roku medycyny, który ma średnią ocen 4,4 i jeszcze tak wspaniale daje sobie radę w sporcie. To wielki sukces zarówno tego zawodnika jak i jego ojca-trenera, Włodzimierza, którego również bardzo cenię. Warto pokazywać takich ludzi światu. Przy okazji muszę jeszcze wspomnieć o kolejnej lekkoatletce z moich stron – Iwonie Lewandowskiej. Zajęła 11. miejsce w ostatnim maratonie berlińskim, robi doktorat na AWF. Wielki szacunek.
- Jak liczna powinna być polska ekipa na igrzyska w Londynie?
- Pod względem liczebności ekipy olimpijskiej bardzo istotne są gry. Zobaczymy, ile z naszych ekip zakwalifikuje się na najbliższe igrzyska. Poza tym, sporty zespołowe wytwarzają też inną atmosferę, bo żyje się od jednego meczu do drugiego. Mam nadzieję, że będziemy mieli w Londynie dwie, może trzy drużyny. Wracając do liczebności kadry, oczywiście zawsze jest w tej kwestii dylemat. Czasem przecież komuś niewiele brakuje by wypełnić wymaganą normę. W głębi duszy jestem dziennikarzem, pamiętam jak walczyło się o to, żeby niektórzy sportowcy na kredyt lecieli na igrzyska. Czasem przynosiło to efekt jak choćby w przypadku Wojciecha Fortuny. Są też jednak przypadki, kiedy zawodnicy tak naprawdę walczą tylko o minima i już sam udział w igrzyskach jest dla nich szczytem marzeń. Odetchną wtedy z ulgą i… z reguły olimpijski start im nie wychodzi. Nie ma więc złotej recepty. Najlepiej, żeby spora grupa odpowiednio wcześniej zapewniła sobie występ w Londynie i spokojnie przygotowywała się do igrzysk. Ale czasem trzeba gonić do ostatniego możliwego terminu, na przykład ze względu na kontuzje. Ważne żeby ekipa olimpijska za te 10 miesięcy była zżyta, zgrana. Taka, jaka jest dziś reprezentacja lekkoatletów. Chyba dawno nie było takiej ekipy, z taką atmosferą. Lekkoatleci tworzą znakomity team.
- Kiedy najbliższa wizyta w Londynie i jakie czekają Pana wkrótce obowiązki jako attache?
- Myślę, że w drugiej połowie października polecimy tam, żeby spotkać się z przedstawicielami Polonii. Rozmawiałem już zresztą z panią ambasador, z mieszkającymi tam Polakami. Wielu z nich deklaruje chęć pomocy w trakcie igrzysk. Jestem przekonany, że będzie bardzo wielu polskich wolontariuszy. W samym Londynie jest już ponad 40 organizacji młodej Polonii. Chętnych do pomocy - bardzo dużo. Zrobimy tam więc wielkie polskie igrzyska!
Rozmawiał Rafał Bała