Mistrz świata w skoku o tyczce Paweł Wojciechowski uważa, że uraz kości jarzmowej, jakiego doznał podczas treningu 7 grudnia, nie zakłóci przygotowań do igrzysk olimpijskich Londyn 2012. - Jest dobrze! Cieszę się, że opuściłem już szpital – powiedział.
Mistrz świata w skoku o tyczce Paweł Wojciechowski uważa, że uraz kości jarzmowej, jakiego doznał podczas treningu 7 grudnia, nie zakłóci przygotowań do igrzysk olimpijskich Londyn 2012. - Jest dobrze! Cieszę się, że opuściłem już szpital – powiedział.
Lekkoatleta bydgoskiego Zawiszy, po stwierdzeniu złamania kości twarzoczaszki po stronie lewej, 8 grudnia przeszedł operację. - Kości zostały zreponowane i unieruchomione na różne sposoby, zarówno metodami nakostnymi jak i płytkami oraz wyciągami - poinformował ordynator oddziału chirurgii szczękowej 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy dr nauk med. Jerzy Kochan, który operował Wojciechowskiego.
Rekordzistę kraju (5.91 w Szczecinie 15 sierpnia 2011), żołnierza Wojska Polskiego, czeka teraz dwutygodniowa rehabilitacja; do pełnych zajęć sportowych powinien wrócić za niespełna miesiąc. - Wszystko jest OK, a ta drobna niedogodność nie będzie przeszkodą w realizacji planów. Zostaną one jedynie zmodyfikowane na sezon halowy. Nie chcę teraz prognozować, jak on będzie wyglądał. Bardzo chciałbym wystąpić w mityngu Pedro's Cup w Bydgoszczy 8 lutego, ale nie sposób jest dziś podjąć decyzję - zaznaczył Paweł. Dodał, że jest pod wrażeniem serdeczności ze strony znajomych mu osób, jak i kibiców, którzy bardzo licznie odwiedzali go w szpitalu. - Jeśli nie będę mógł wystartować w konkursie w hali Łuczniczka, to i tak przyjdę, aby podziękować fanom za okazywane mi dowody sympatii - wspomniał Wojciechowski.
Podkreślił też, że uraz jakiego doznał w niczym nie odbije się na jego psychice. - Rozpoczynając zajęcia z tyczką wiedziałem, czym mogą one grozić. Ryzyko było więc wliczone od samego początku i dlatego nie boję się, nie mam uczucia lęku, strachu, a wprost przeciwnie, nie mogę się już doczekać, kiedy znowu zacznę skakać - powiedział lekkoatleta Zawiszy.
Trener Włodzimierz Michalski musi studzić zapędy podopiecznego, który niemalże już chciałby skakać. - Pośpiech nie jest wskazany. Nie będę przyspieszał zaleceń lekarzy. Starty w hali mogą być, ale nie muszą. Moim zdaniem trzeba z nich zrezygnować. Najważniejszy jest zasadniczy sezon, a w nim konkurs czterolecia - konkurs olimpijski w Londynie - podkreślił.
Wiceprezydent Bydgoszczy, a jednocześnie wiceprezes PZLA Sebastian Chmara uważa, że pechowy trening Wojciechowskiego 7 grudnia był "wypadkiem przy pracy", który zdarza się także najlepszym. - Kto jest strachliwy, kto się boi, nie powinien skakać. Chyba każdy tyczkarz miał w swej karierze jakiś tam uraz, mniej czy bardziej poważny. Jako junior, w wieku 19 lat dzięki tyczce złamałem lewą rękę. Po okresie rehabilitacji zapomniałem o tym - powiedział halowy mistrz świata w dziesięcioboju z 1999 roku.
źródło: PAP