Jest jedną z największych rewelacji obecnego sezonu halowego w światowej lekkoatletyce. Ustanowił rekordy Polski na 600 i 800 metrów, uzyskując na tym dłuższym dystansie trzeci wynik w historii. Adam Kszczot
Jest jedną z największych rewelacji obecnego sezonu halowego w światowej lekkoatletyce. Ustanowił rekordy Polski na 600 i 800 metrów, uzyskując na tym dłuższym dystansie trzeci wynik w historii. Adam Kszczot
Szczerze przyznaje, że sam jest w pewnym stopniu zdziwiony swoją tak znakomitą postawą i wynikami, jakie osiąga (1:44.57 sek na 800 m). - Forma? Nie do końca wiadomo, skąd się wzięła na tak wysokim poziomie. Całe przygotowania - listopad, grudzień, styczeń – były przepracowane solidnie. Ale nie dlatego, że miałem w planach jakieś rewelacyjne wyniki. Wynikało to po prostu z dobrego samopoczucia. Wyniki krwi też miałem zaskakująco dobre, takie, jakich jeszcze nigdy u mnie nie stwierdzono. To z pewnością też jest jednym z powodów takiej dyspozycji. No i ta praca, która została wykonana w roku 2011. Przecież wtedy poczyniłem znaczne postępy w treningu. Być może teraz, dzięki tej pracy, łatwiej było do tego wrócić.
Podopieczny trenera Stanisława Jaszczaka przyznaje, że wraz z łódzkim szkoleniowcem nie kładł specjalnego nacisku na wypracowanie formy w okresie zimowym. - To miał być tylko etap przygotowań do igrzysk – mówi Adam. - Planowaliśmy starty w hali na poziomie 1:46. Plan został zrealizowany, bo jest nawet szybciej, ale nie zakładaliśmy takiego obrotu sprawy. Teraz pozostaje kwestia halowych mistrzostw Polski oraz HMŚ w Stambule. W Spale na pewno wystartuję, a dwa dni wcześniej mam mityng w Sztokholmie. Halowe MŚ nie były w planie i… na razie nie są. Mam trudny wybór: jechać na do Stambułu i walczyć tam o złoty medal, czy w tym czasie odpocząć, regenerować siły do kolejnych, ciężkich przygotowań. W okresie halowym wykonałem dużą pracę, a od końca stycznia tylko i wyłącznie startuję. Między startami wykonuję lekkie treningi, z małym kilometrażem. Niestety, starty co parę dni uniemożliwiają mi całkowitą regenerację, czyli powrót do całkowitej równowagi. Jak na razie wygląda to bardzo dobrze, ale czy długi sezon halowy, do 11 marca byłby dobrym rozwiązaniem? Nie mam pojęcia. Trener Stanisław Jaszczak ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Musi wszystko skrupulatnie przeliczyć, przeanalizować trening i dopiero wtedy będziemy podejmowali decyzję.
Rok temu najlepszy wynik Kszczota w hali na 800 metrów wynosił 1:46.85. Później, w sezonie letnim, Adam uzyskał 1:43.30, zbliżając się do rekordu Polski Pawła Czapiewskiego. Różnica między tymi rezultatami wynosiła więc ponad 3 sekundy! Adam studzi jednak emocje i podkreśla, że nie oznacza to w sezonie letnim 2012 biegania na poziomie 1:41. - Przełożenie jeśli chodzi o wynik nie jest tak proste. To tylko tak fajnie się nie kalkuluje. Jest odważny plan, bym pobiegł latem poniżej 1:43. Wydaje się to realne. Jednak potrzebna jest jeszcze mozolna praca. Przygotowania wiosenne będą więc bardzo ciężkie. Jestem na to przygotowany psychicznie, a póki co wygląda na to, że i fizycznie. Wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Adam Kszczot z medalem młodzieżowych ME w Ostrawie (fot. Marek Biczyk).
Jeśli pojedzie do Stambułu na HMŚ będzie najmocniejszym kandydatem do złota na dystansie 800 m. Takie osiągnięcie byłoby nie tylko potwierdzeniem formy sprzed roku, kiedy stanął w Paryżu na najwyższym stopniu podium HME, ale też ugruntowaniem pozycji w grupie Orlen Teamu, w której znalazł się obok takich gwiazd jak Tomasz Majewski, Anita Włodarczyk, Piotr Małachowski czy Marcin Lewandowski. - Oczekiwania wobec mnie zawsze były duże – przyznaje Adam. Na pewno nie muszę jednak niczego udowadniać. Trafiłem do Orlen Teamu jako najmłodszy członek tej grupy, a mimo młodego wieku mam już spore doświadczenie i perspektywy dalszego rozwoju. Jestem w stanie co najmniej dorównać pozostałej części grupy, choć na pewno nigdy nie pchnę tak daleko kulą jak Tomek Majewski, ani nie rzucę tak dobrze młotem jak Anita Włodarczyk.
Jesienią ubiegłego roku Adam rozpoczął przygotowania do sezonu 2012 i dokładnie sprecyzował cel na najważniejszą imprezę, czyli igrzyska olimpijskie w Londynie. Ma tam zdobyć medal. Jednak kandydatów do podium będzie co najmniej kilku. Numer jeden to oczywiście rekordzista świata, Kenijczyk David Rudisha, na którym ostatnie biegi Kszczota musiały zrobić wrażenie. - Czy przestraszyłem Rudishę? Nie ma sensu zbytnio dywagować na ten temat. Czy Kszczot boi się Rudishy, czy Rudisha boi się Kszczota? To proste: każdy z nas ma pewne cele, zadania do zrealizowania w treningu. Staramy się je skrupulatnie wypełniać. Jeśli będziemy się zbytnio oglądać na innych zawodników, na ich przygotowania, poziom formy, to zagubimy się w tym wszystkim. Trzeba realizować własny trening i pokonać w nim samego siebie. Jeżeli taki zabieg się uda to będzie pierwszy krok, żeby bić rekordy życiowe.
Zawodnik klubu RKS Łódź jest dobrej myśli i podkreśla, że każdy kolejny sezon pozwala mu zebrać tak potrzebne w tej konkurencji doświadczenie. - Taktycznie zdecydowaną większość, myślę, że ponad 85 procent biegów rozgrywam rewelacyjnie – charakteryzuje swój styl. - To bieganie na początku z tyłu i przesuwanie się później do przodu, mimo nadrabiania metrów na łukach, to jest nic. Są dwa sposoby rozgrywania rywalizacji na 800 metrów – obydwa słuszne: albo biegać tuż za pacemakerem, albo z tyłu i ekonomicznie rozgrywać pierwsze 200 metrów. Obie te szkoły mają tradycje i biegacze wciąż będą tak rywalizować. Warto zauważyć, że ci, którzy wybierają trzymanie się w środku, zazwyczaj najwięcej tracą. Czasem oczywiście tych biegów nie udało mi się tak dobrze rozgrywać, na przykład w finale w Daegu. Było, minęło, wyciągnąłem z tego wnioski. Mam jeszcze pewną rezerwę jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. Miejmy nadzieję, że uda mi się po nią sięgnąć w tym lub w przyszłym roku i stać się kompletnym zawodnikiem. Psychicznie radzę sobie już całkiem dobrze, z każdym rokiem coraz lepiej – zakończył Kszczot, który kolejny start ma zaplanowany na 23 lutego w Sztokholmie. Zmierzy się tam m.in. z Lewandowskim, Boazem Lalangiem, Jurijem Borżakowskim oraz z Mohamedem Amanem.