Łukasz Nowak ma w obecnym sezonie najlepszy wynik z polskich chodziarzy na 50 kilometrów (3:44:64). PZLA zakończył już proces kwalifikacji olimpijskich na tym dystansie, a więc pochodzący spod Poznania zawodnik może się cieszyć z miana olimpijczyka i szykować do występu w Londynie.
Łukasz Nowak ma w obecnym sezonie najlepszy wynik z polskich chodziarzy na 50 kilometrów (3:44:64). PZLA zakończył już proces kwalifikacji olimpijskich na tym dystansie, a więc pochodzący spod Poznania zawodnik może się cieszyć z miana olimpijczyka i szykować do występu w Londynie.
Ze swoimi 194 centymetrami wzrostu jest najwyższym chodziarzem świata. Dlaczego nie został koszykarzem lub siatkarzem? Łukasz Nowak tłumaczy, że przyciągnęła go perspektywa indywidualnej odpowiedzialności za wynik – charakterystyczna dla lekkoatletyki. Swojego wyboru nie żałuje, tym bardziej, że mając niespełna 24 lata będzie miał szansę na olimpijski występ. A kto wie, może i na odniesienie sukcesu w Londynie…
- To coś fantastycznego, o tej chwili marzyłem odkąd zacząłem trenować. Do tej pory tylko słyszałem jak wygląda cały ten ceremoniał związany z igrzyskami, czyli odbiór sprzętu, ślubowanie itd. Teraz sam będę mógł tego doświadczyć. Szykuję się na niesamowite przeżycie. A jednocześnie zamierzam odwdzięczyć się wszystkim dobrą postawą na trasie olimpijskiej w Londynie.
- Twoja droga do spełnienia olimpijskich marzeń rozpoczęła się niespełna 10 lat temu.
- Na początku grałem w piłkę nożną. W mojej rodzinnej miejscowości – Skoki w pobliżu Poznania - trenował mnie tata, w czasach gimnazjum z drużyną zdobywałem mistrzostwo województwa wielkopolskiego. Grałem w pomocy i biegałem praktycznie od jednej do drugiej końcowej linii boiska.
- Jak z piłki nożnej trafiłeś do chodu sportowego?
- Zawsze byłem bardzo dobry w biegach przełajowych. Ponadto, wf-u w szkole uczył mnie tata i starał się przerabiać z nami wszystkie dyscypliny sportu. Raz rywalizowaliśmy w chodzie, pokonałem kolegów z klasy i tata postanowił zapisać mnie do sekcji lekkoatletycznej właśnie na zajęcia z chodu. Przeważyła też specyfika tej konkurencji. Lekkoatletyka to sport indywidualny, większość zależy od zawodnika, oczywiście również od trenera i osób dbających o kwestie medyczne itd. Ale w piłce nożnej człowiek jest bardziej uzależniony od innych osób, już nawet w trakcie rywalizacji. Na boisku jest przecież wielu graczy i od formy wszystkich zależy, czy osiągniemy sukces, czy nie. W chodzie jestem zależny od siebie i walczę o swoje. Jeśli chodzi o piłkę, jaki nastolatek grałem nieźle, ale pewnie wylądowałbym na drugiej, może pierwszej lidze. A to nie jest szczyt moich marzeń. Dlatego w 2003 roku tata zapisał mnie do sekcji lekkiej atletyki AZS-u Poznań, do trenera Jana Grendy. Dojeżdżałem z domu do liceum w Poznaniu i na treningi na AZS-ie. Zacząłem poznawać tajniki chodu sportowego. Na początku, jako junior nie zdobywałem medali mistrzostw Polski. Dopiero od sierpnia 2006 roku, kiedy zacząłem treningi z Krzysztofem Kisielem regularnie staję na podium wszystkich kategorii wiekowych.
- Chód sportowy jest traktowany przez wiele osób z przymrużeniem oka. Nie każdy twierdzi, że to poważna konkurencja.
- Kiedy zaczynałem treningi trochę się krępowałem, ludzie śmiali się ze mnie. Trenowałem po nocach, chodziłem po lasach. Ale z czasem musiałem dojrzeć i to skrępowanie minęło. Teraz chodzę w centrum Poznania, czy na Malcie. W ogóle nie zwracam uwagi na przechodniów. Ich negatywne reakcje nie robią na mnie wrażenia.
- W obecnym sezonie ustanowiłeś rekordy życiowe zarówno na 20 jak i na 50 kilometrów. To efekt ciężkich przygotowań do igrzysk?
- Pewnie tak. Poza tym, poświęciłem się mając w perspektywie walkę o start w Londynie. Poprosiłem pana rektora mojej uczelni AWF Poznań, Jerzego Smorawińskiego o urlop dziekański. Chciałem się skoncentrować na igrzyskach. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Oczywiście, jeśli mam czas i jestem w Poznaniu jadę na uczelnię i zaliczam jakieś zajęcia. Ale nie czuję w tej materii presji, głównym celem na ten rok jest Londyn, zajmuję się więc treningiem.
- Jakie dystanse pokonujesz w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca.
- Wcześniej na treningu nie potrafiłem przejść równo 35 kilometrów. Ale przygotowania do obecnego sezonu miałem tak dobre, że jestem sprawny i wytrzymały. Wiosną już nie miałem problemu z dystansem 35 kilometrów na treningach. To oczywiście zaprocentowało moimi wynikami na obu oficjalnych dystansach.
- Jesteś bardzo wysokim zawodnikiem. Nie masz problemów z techniką?
- Oczywiście ciężej mi wypracować koordynację niż niższym chodziarzom, trzeba wielu lat doskonalenia się. Kiedyś byłem często dyskwalifikowany, zarówno w Polsce jak i zagranicą. Ale z roku na rok jest coraz lepiej. Wiele czasu poświęcamy na treningi techniczne. Teraz, na Pucharze Świata w Sarańsku dostałem tylko jedną kartkę, a zazwyczaj na początku byłem bardzo kartkowany. Widocznie wszystko idzie w dobrym kierunku.
Łukasz Nowak z optymizmem patrzy w przyszłość (foto Tomasz Kasjaniuk)
- W 2012 roku ukończyłeś jedne zawody na 50 kilometrów – w Dudincach. Podczas Pucharu Świata w Sarańsku zszedłeś z trasy. Takie było założenie?
- Takie były zasady olimpijskiej kwalifikacji. Musiałem przystąpić do rywalizacji w Pucharze Świata i bronić swojej pozycji w kadrze. Co by się stało, gdyby mnie tam zabrakło, a koledzy z reprezentacji pobiliby mój najlepszy wynik? W ten sposób sam bym się skreślił. Dlatego musiałem wystartować w Rosji i kontrolować sytuację. Na miejscu trener miał przegląd tego, co się dzieje, jakie jest tempo i jak radzą sobie inni i zdecydował, że mój wynik jest bezpieczny, więc mogę wcześniej zejść z trasy. Czułem się dobrze, zdrowie mi dopisywało, ale taktyka była taka, bym zszedł 10 kilometrów przed metą i już tam rozpoczął regenerację z myślą o igrzyskach.
- A więc teraz spokojnie możesz myśleć już o olimpijskim starcie.
- Ten spokój spowoduje, że zejdzie ze mnie całe ciśnienie, będę mógł na luzie przygotowywać się do Londynu. Po regeneracji zabieramy się do ciężkiej pracy. Najpierw Spała, a później wysokie góry w Font Romeu.
- Czeka Cię jeszcze jakiś start, może na krótszym dystansie?
- To możliwe, ale raczej skoncentruję się na treningach pod 50 kilometrów. Miałem już w tym sezonie dwie „pięćdziesiątki”, do tego „dwudziestka”, pogoń za minimami. Muszę się teraz wyciszyć i poświęcić przygotowaniom.
- Masz już za sobą przetarcie w dużej imprezie. W 2010 roku w Barcelonie zająłeś 8. miejsce w mistrzostwach Europy.
- Tak, byłem wtedy młodzieżowcem i ta pozycja to mój duży sukces. Dobrze czuję się w środowisku chodziarzy, widać to było choćby podczas ostatniego Pucharu Świata. Rywale wiedzą kim jestem, ja również mam dla nich szacunek. Nie czuję już takiej presji, bo jestem świadomy ciężkiej pracy, jaką wykonałem. Ona na pewno zaprocentuje dobrymi wynikami. Nie muszę się obawiać kryzysu na 35. kilometrze, który mógłby mnie wyeliminować.
- Jak na kilka tygodni przed igrzyskami wyglądają najwięksi faworyci?
- Z pewnością jak zwykle świetnie są przygotowani Rosjanie. Mocni będą też pewnie Chińczycy, ktoś z młodych chłopaków – może ja, albo Rafał Sikora – też może pokazać się z dobrej strony. Mam nadzieję, że mądrą taktyką odniesiemy w Londynie sukces.
- Trenujecie wspólnie z Rafałem i to przynosi efekty. A jak sprawy mają się na trasie, w trakcie zawodów? Idziecie razem, czy każdy swoim tempem?
- Jesteśmy na zbliżonym poziomie, pewnie na igrzyskach też do jakiegoś momentu będziemy szli obok siebie. Te nasze wspólne treningi mają ogromny wpływ na osiąganie dobrych wyników. Gdybym ćwiczył sam z pewnością nie mógłbym się tak zmobilizować.
- W Londynie powinna być pogoda sprzyjająca długodystansowcom i chodziarzom.
- Na to liczę. Spodziewam się bardzo dobrych rezultatów, rekordów życiowych. Przed oczami mam jeszcze start w Barcelonie, gdzie pogoda była upiorna, a ja nie czułem się jeszcze na tyle ukształtowanym zawodnikiem, by poradzić sobie w takich warunkach i dostosować się do poziomu najlepszych. To był raczej start z dużą fantazją. Teraz wszystko będzie przemyślane, z dobrą – mam nadzieję – taktyką.
- Twoje marzenie w perspektywie Londynu?
- Mnie i Rafała stać na miejsce w czołowej ósemce. Oczywiście, igrzyska rządzą się swoimi prawami, może się nawet skończyć medalem któregoś z nas albo zejściem z trasy. Dziś nikt nie potrafi tego przewidzieć. Dystans 50 kilometrów nie wybacza słabości… Dla nas będzie najlepiej, gdy czołówka pójdzie bardzo mocno, bo później, na 40-stym kilometrze wiele osób poniesie konsekwencje wysokiego tempa. A wtedy my dojdziemy do głosu i pokażemy w końcówce pełnię swoich możliwości.
-----------------------------------
Łukasz Nowak urodził się 18 grudnia 1988 roku. Reprezentuje barwy klubu OŚ AZS Poznań, jego trenerem jest Krzysztof Kisiel, który przed laty współpracował m.in. z Robertem Korzeniowskim. Ma na koncie komplet (złoto, srebro i brąz) medali mistrzostw Polski seniorów na 50 km. Rok temu zajął natomiast 11. miejsce w Uniwersjadzie w Shenzhen na krótszym, 20-kilometrowym dystansie. Jego największym międzynarodowym osiągnięciem jest 8. lokata podczas mistrzostw Europy seniorów na 50 km w 2010 roku w Barcelonie.
Jego rekord życiowy na 20 km wynosi 1:21:12, a na 50 km 3:44:24 – obydwa te wyniki uzyskał w obecnym sezonie. Ten ostatni rezultat daje mu 8. miejsce na tegorocznych listach światowych.