Jeden z najbardziej doświadczonych reprezentantów Polski na mistrzostwa Europy w Helsinkach, Marcin Marciniszyn, zajął 7. miejsce w piątkowym finale biegu na 400 m. Jego czas to 46.46.
Jeden z najbardziej doświadczonych reprezentantów Polski na mistrzostwa Europy w Helsinkach, Marcin Marciniszyn, zajął 7. miejsce w piątkowym finale biegu na 400 m. Jego czas to 46.46.
Marciniszyn nigdy jeszcze nie startował w finale międzynarodowej mistrzowskiej imprezy. W półfinale na Stadionie Olimpijskim w Helsinkach uzyskał niemal ten sam rezultat co Łotysz Janis Leitis – 45.88, ale po analizie fotofiniszu okazało się, że Polak był szybszy o 0.004 sekundy! To dało mu miejsce w czołowej ósemce mistrzostw. Ale półfinałowy bieg kosztował Marciniszyna bardzo dużo sił. W finale wystartował z drugiego toru i ukończył rywalizację na ostatniej, siódmej (jeden z rywali zszedł z bieżni po 100 metrach) pozycji. – Nie udało mi się powtórzyć biegu i przede wszystkim wyniku z wczoraj. Chciałem pobiec trochę kontrolnie, ale się przeliczyłem. Zacząłem zbyt wolno, zostałem za rywalami i zabrakło mi dystansu na ostatniej prostej. Jestem trochę zawiedziony, że nie poszło tak jak miało pójść. Brąz był spokojnie w moim zasięgu. Ale widocznie nie było mi to dziś pisane. Muszę się szykować do biegu sztafetowego. Czy pobiegnę w półfinale? To się okaże. Jeśli trzeba będzie walczyć dla ojczyzny to pewnie, że wystartuję. Wszystko jest w głowie trenera Lisowskiego – powiedział Marciniszyn.
W finale pchnięcia kulą kobiet zaprezentowała się Paulina Guba. W pierwszej próbie uzyskała odległość 17.09 m. To dało jej dziesiąte miejsce. Niestety, dwie kolejne próby Polka spaliła i nie udało jej się awansować do czołowej ósemki. – Po mistrzostwach Polski trochę pogubiłam się technicznie i dlatego tu wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że w przyszłym roku pokonam granicę 18 metrów, zamierzam zrobić to podczas młodzieżowych mistrzostw Europy. Mimo że w Helsinkach mi się nie udało będę chciała wyciągnąć z tego startu naukę na przyszłość. Rywalizacja na takiej imprezie z czołowymi zawodniczkami musi zaprocentować – powiedziała.
Sprinter Kamil Kryński wystartował w piątkowy wieczór w półfinałowym biegu na 200 m. W I serii zajął jednak dopiero 5. miejsce (czas 20.93) – bez szans na występ w finale. Wśród kobiet na tym samym dystansie Marika Popowicz również odpadła z rywalizacji w półfinale. W I serii była szósta z czasem 23.58. – Nikt z nas, sprinterów nie nastawiał specjalnie na biegi indywidualne w Helsinkach, mamy na względzie przede wszystkim dobro sztafety. Kiedy dowiedziałam się, że dostałyśmy dobry, szósty tor w biegu sztafetowym zeszło ze mnie całe ciśnienie. W sumie, nie ma co narzekać na ten stadion. Trudno jest na pierwszym i drugim torze, ale z pozostałymi można sobie poradzić – powiedziała Popowicz.
W finałowym konkursie skoku wzwyż wystartował 23-letni Szymon Kiecana. Czwarty zawodnik ubiegłorocznych młodzieżowych mistrzostw Europy w pierwszej próbie pokonał wysokość 2.24. Następnie trzykrotnie strącił 2.28 i uplasował się na 6. pozycji (ex aequo ze Słowakiem Michalem Kabelką). - Nie mogłem się w tym konkursie odnaleźć. Po eliminacjach bolał mnie staw skokowy i dziś ciężko mi się biegało. Skoczyłem chyba swoje, nie udało mi się wyrównać życiówki, ale w sumie nie było źle. Nabieram doświadczenia. W zeszłym roku startowałem w młodzieżowych mistrzostwach Europy, ale seniorska impreza tej rangi to dużo większe wydarzenie. Muszę trenować i wyżej skakać, a w przyszłości powinno być dobrze. W przyszłym roku zamierzam pokonać barierę 2.30. Oby tylko zdrowie dopisało – powiedział podopieczny Janusza Stryjewskiego (w piątek w Helsinkach Szymonowi pomagał trener kadry, Andrzej Sieradzki).
W finałowym biegu na 3000 m z przeszkodami mieliśmy aż trzech reprezentantów. To był dziwny bieg, w każdym razie w wykonaniu Łukasza Parszczyńskiego. Jeden z faworytów rozpoczął na końcu stawki, a na pierwszej przeszkodzie potknął się i o mało nie wywinął orła… Później przesunął się do przodu, został trochę poturbowany i… znów biegł jako ostatni. – Nie mogłem sobie znaleźć miejsca, można powiedzieć, że biegłem interwałowo. Tempo nie było mocne, szkoda, bo liczyłem na lepszy bieg. Straciłem sporo sił na przepychankach. Liczyłem na medal, stać mnie było na miejsce w pierwszej trójce. Ale zawaliłem ten bieg taktycznie. W końcówce nie wystarczyło mi już sił – powiedział Łukasz, który zajął 6. miejsce z czasem 8:38.76. Ósmy był Krystian Zalewski. On biegł spokojniej od Parszczyńskiego, znalazł swoje miejsce w środku stawki, ale w decydującym momencie nie był w stanie dogonić czołówki. – Moim celem było trzymanie się czołówki. Zabrakło mi trochę sił, ale zebrałem cenne doświadczenie, które może zaprocentować w przyszłym, a może już nawet w tym roku. Analizowałem mistrzostwa Europy sprzed dwóch i sprzed sześciu lat. Wtedy biegi były szybsze i na takie właśnie tempo miałem nadzieję tym razem. Było jednak inaczej – powiedział Zalewski, który uzyskał czas 8:39:35. Najmłodszy z trójki polskich przeszkodowców w tym finale, Łukasz Oślizło minął linię mety jako dwunasty. Jego czas to 8:44.51. – Jeszcze nigdy nie brałem udziału w biegu, w którym tempo byłoby tak słabe. Przez moment nawet prowadziłem, ale było tyle zamieszania, że po chwili znalazłem się na końcu stawki. Nie potrafiłem się odnaleźć. Ale już wiem jakie błędy popełniłem, niepotrzebnie biegłem przy linii. Startowaliśmy w tym finale we trzech i wiele nie zwojowaliśmy. Do rekordu Polski Bronisława Malinowskiego jeszcze nam daleko. Mam nadzieję, że w końcu któryś z nas zbliży się do tego wyniku – powiedział Oślizło.