Dawid Tomala jest jednym z najbardziej utalentowanych polskich chodziarzy młodego pokolenia. Ma na koncie tytuł młodzieżowego wicemistrza Europy i marzy o sukcesie w zbliżających się igrzyskach olimpijskich.
Dawid Tomala jest jednym z najbardziej utalentowanych polskich chodziarzy młodego pokolenia. Ma na koncie tytuł młodzieżowego wicemistrza Europy i marzy o sukcesie w zbliżających się igrzyskach olimpijskich.
Tomala wystartuje w Londynie na dystansie 20 km. Ma w tej konkurencji najlepszy tegoroczny wynik wśród Polaków (1:20:50 uzyskany w Zaniemyślu) – to 26. rezultat na listach światowych, ale wielu wyprzedzających go zawodników – szczególnie Rosjan i Chińczyków – nie zobaczymy na igrzyskach.
- Cieszę się, że udało mi się w Zaniemyślu wypełnić normę na igrzyska i pobić rekord życiowy. Nie było łatwo, ale od początku tych zawodów prowadziłem i kontrolowałem tempo. Fajnie, że uda się pojechać do Londynu – igrzyska to marzenie każdego sportowca. Podczas mistrzostw Polski w Bielsku-Białej zająłem dopiero trzecie miejsce, na końcówce zabrakło mi sił. Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło, będę musiał jeszcze przeanalizować ten start. Przecież słynę z tego, że mam mocny finisz. Może to kwestia trasy, która w Bielsku nie była zbyt łatwa. Ale cel, czyli awans na igrzyska, osiągnąłem. To bardzo budujące.
- Jak w tym roku przedstawia się sytuacja w gronie zawodników rywalizujących na 20 km i na co Ty liczysz podczas rywalizacji w Londynie? W każdym razie pogoda powinna sprzyjać chodziarzom…
- Mam taka nadzieję. Liczę na typowo angielską pogodę, z lekka mżawką, chłodkiem. Ale nie myślę o tym zbyt intensywnie. Jakiekolwiek byłyby tam warunki trzeba iść. Odnośnie tegorocznego poziomu na świecie – wiadomo, jak co roku liderami są Rosjanie i Chińczycy. Mają wyniki jeszcze zdecydowanie lepsze ode mnie. Moim marzeniem jest być na igrzyskach w czołowej ósemce. Obiektywnie patrząc, to chyba szczyt tego, na co mogę liczyć biorąc pod uwagę moje wyniki. Oczywiście jestem w stanie poprawić życiówkę.
- Masz już doświadczenie z międzynarodowych imprez. Oczywiście mniejszej rangi niż igrzyska, ale startowałeś w mistrzostwach świata juniorów, w mistrzostwach Europy młodzieżowców i seniorów. Masz też za sobą udział w Pucharach Świata. Jak radzisz sobie z presją, która rośnie w miarę zbliżania się startu?
- Jeśli chodzi o stres to on już chyba minął. Nabrałem doświadczenia. Oczywiście igrzyska są raz na cztery lata, nie wiem, czego się spodziewać. Szczerze mówiąc, nawet chciałbym poczuć stres tuż przed zawodami, to człowieka nakręca pozytywnie. W chodzie nie ma z tym problemów, bo na pierwszych metrach to napięcie z człowieka spada i myśli się tylko o technice i odpowiednim rytmie. Tegoroczna przegrana w mistrzostwach Polski jeszcze bardziej mnie zmotywowała, bo to były jedyne zawody w obecnym sezonie, które ukończyłem na innym niż pierwsze miejscu.
- Nie ukończyłeś rywalizacji w Pucharze Świata w Sarańsku. Co tam się stało?
- Miałem tam problem z jedzeniem. Na śniadanie, obiad i kolację dostawaliśmy rozgotowany makaron z parówką. Poza tym, klopsy itd. Po prostu mój żołądek źle na to zareagował i nie dałem rady. Ale wyciągnąłem z tej sytuacji wnioski na przyszłość, będę bardziej uważny jeśli chodzi o kwestię odżywiania. Jeśli będzie trzeba, zaopatrzę się w swoje jedzenie.
- No właśnie, jak będzie wyglądała Twoja dieta i regeneracja fizyczna bezpośrednio przed startem w Londynie?
- Przedyskutuję to jeszcze z trenerem i z dietetykiem, z którym współpracuję. Na pewno będzie dużo węglowodanów, żeby naładować się energetycznie – czyli makarony, ryże. Odnośnie regeneracji – na miejscu w Londynie będziemy mieli fizjoterapeutów, znamy się dobrze. Na razie nie mam problemów ze zdrowiem i oby tak było dalej. Liczę, że obóz w Sankt Moritz wpłynie na mnie pozytywnie, jak to było po zgrupowaniu w RPA.
- Jesteś Ślązakiem. W tym regionie jest chyba najwięcej klubów i drużyn piłkarskich w całej Polsce. A mimo to zająłeś się tak mało popularna konkurencją jak chód.
- Do chodu sportowego namówił mnie ojciec – Grzegorz Tomala. Sam kiedyś biegał sprinty, trenuje biegaczy i biegaczki. Ja zawsze lubiłem biegać. Pochodzimy z miejscowości Bojszowy – to mała wioska w okolicach Tychów. Tata namówił mnie na przejście do klubu w sąsiedniej miejscowości – w Bieruniu, który słynął z dobrej szkoły chodu. Wtedy wyjazd na mistrzostwa Śląska był w sferze marzeń, a ludzie stamtąd startowali w mistrzostwach Polski! Poszedłem więc do tego klubu, gdzie trenowałem z Katarzyną Śledzioną. Ona właściwie po raz kolejny nauczyła mnie chodzić. Byłem w drugiej klasie gimnazjum, miałem chyba 14 lat. Na początku to było dla mnie strasznie dziwne i nienaturalne. Są podobieństwa i różnice w stosunku do zwykłego spaceru, jaki każdy z nas wykonuje w drodze do pracy, czy po parku. Jeśli ktoś decyduje się na uprawianie chodu sportowego musi się przygotować na to, że na początku bardzo będą go bolały piszczele. Trzeba przecież nienaturalnie zadzierać do góry stopę, żeby mieć prostą nogę w kolanie. Właśnie tą technikę, którą zresztą mam do dziś, wypracowałem u pani Katarzyny w Bieruniu. Dzięki tamtym solidnym treningom dziś nie mam problemów z dyskwalifikacjami. Jestem jej wdzięczny za to, że tak dobrze mnie pokierowała. Później w Bieruniu zabrakło chyba większych perspektyw rozwoju. Klub był mały, działający na zasadach UKS-u. W pewnym momencie trenowało nas troje-czworo. Kiedy poszedłem na studia zmieniłem barwy na AZS AWF Katowice. Większy klub i nowe możliwości – obozy, sprzęt itd. Późnie zacząłem osiągać pierwsze sukcesy w kadrze. Jakoś to się wszystko rozkręciło i tak trwa do dziś. Bardzo pozytywnie. Obecnie trenuję z tatą i nie wyobrażam sobie innego układu. On cały czas się uczy, pogłębia swoją trenerską wiedzę. Dobrze się dogadujemy. Czasami przed trenerem można mieć jakieś tajemnice, opory, żeby porozmawiać o wszystkim. Ja nie mam tego problemu. Wszystko dobrze się układa, a więc cieszymy się i liczymy na kolejny postęp.
-------------------------
Dawid Tomala urodził się 27 sierpnia 1989 roku w Tychach. Chód sportowy zaczął uprawiać w 2003 roku, w klubie UKS Maraton Korzeniowski w Bieruniu (obecnie jest zawodnikiem AZS AWF Katowice i członkiem grupy Silesiathletics). W 2007 roku został mistrzem Polski w chodzie na 10 km, ok. później powtórzył ten sukces, dodając jeszcze tytuł halowego mistrza kraju. Wystartował również w mistrzostwach świata juniorów w Bydgoszczy, gdzie uplasował się na 8. pozycji. Dwukrotnie startował w młodzieżowych mistrzostwach Europy – w 2009 roku był 7., a w sezonie 2011 w Ostrawie zdobył srebrny medal. Jest mistrzem Polski 2012 w hali i brązowym medalistą z obecnego letniego sezonu. W 2010 roku wystartował w ME seniorów w Barcelonie, zajmując na 20 km 19. miejsce.
Jego rekord życiowy na 20 km, ustanowiony w 2012 roku w Zaniemyślu wynosi 1:20:50.