Dwa lata temu, w Paryżu sprawił wszystkim sporą niespodziankę, zdobywając brązowy medal halowych mistrzostw Europy. Teraz znów ma ochotę stanąć na podium imprezy tej rangi. Bartosz Nowicki dobrze wypadł podczas ostatniego sprawdzianu przed wylotem do Szwecji. W biegu na 2000 m w Metz uzyskał najlepszy w historii polskiej lekkoatletyki wynik w hali - 5:07.84.
Dwa lata temu, w Paryżu sprawił wszystkim sporą niespodziankę, zdobywając brązowy medal halowych mistrzostw Europy. Teraz znów ma ochotę stanąć na podium imprezy tej rangi. Bartosz Nowicki dobrze wypadł podczas ostatniego sprawdzianu przed wylotem do Szwecji. W biegu na 2000 m w Metz uzyskał najlepszy w historii polskiej lekkoatletyki wynik w hali - 5:07.84.
Za kilka dni będzie walczył o medal na nieco krótszym dystansie.
- W Goteborgu na 1500 metrów wystartują aż trzej Polacy: Ty, Marcin Lewandowski i Szymon Krawczyk. Będzie Wam raźniej…
- Na pewno pomaga to, że koledzy będą obok podczas rozgrzewki. Zawsze w takich sytuacjach jest się do kogo uśmiechnąć, zagadać, „przybić piątkę”. Ale kiedy wychodzi się na start, każdy myśli o sobie. Nie ma zmiłuj, każdy pracuje tylko dla siebie. Chociaż oczywiście jest to fajne, że będzie tam aż tylu polskich średniodystansowców. Tworzy się z tego prawdziwa drużyna.
- W sezonie halowym biegi średnie już tradycyjnie stanowią najliczniejszą grupę w reprezentacji Polski…
- Rzeczywiście, sporo nas kwalifikuje się do kadry na imprezy halowe. Dotyczy to szczególnie mistrzostw Europy, bo nie ma co ukrywać, że łatwiej wypełnić to minimum niż na mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie. Przy okazji, wydaje mi się, że normy wyznaczone na igrzyska czy mistrzostwa świata są ciut za ostre. A wracając do tej licznej grupy – tak się akurat składa, że Polski Związek Lekkiej Atletyki bardzo dobrze nas szkoli – w porównaniu z resztą Europy. Szczególnie cenne jest to styczniowe zgrupowanie w RPA, które daje zimą niesamowitego kopa. Uciec o tej porze roku w ciepło i średnie góry – to dla biegaczy na średnich dystansach bardzo dobre warunki. Śmiem twierdzić, że w styczniu mamy lepsze warunki do biegania niż w maju.
- Przed rokiem bardzo liczyłeś na to, że uda się zakwalifikować na igrzyska. Nie wystartowałeś jednak w Londynie. Wciąż jesteś rozczarowany?
- Na pewno nie mogę go rozpatrywać w kategoriach rozczarowania. Zakwalifikowałem się na mistrzostwa Europy, w Helsinkach zająłem piąte miejsce. Bardzo się z tego cieszę – nie można mieć wszystkiego. Oczywiście liczyłem na rekord życiowy i wyjazd na igrzyska. Ale nie udało mi się, nie ma sensu do tego wracać. Trzeb się wziąć w garść i stawiać sobie kolejne cele.
- Myślisz już o kolejnych igrzyskach – w 2016 roku w Rio de Janeiro?
- Oczywiście bardzo chciałbym tam być. Zresztą, już postanowiłem, że na pewno pojadę do Brazylii. Jeśli nie jako uczestnik to jako kibic albo w innej roli. Zobaczymy, jak potoczy się życie. Byłem już tam dwa lata temu na wojskowych mistrzostwach świata, bardzo mi się spodobało i chciałbym wrócić do Rio. Kto wie, może spróbuję się zakwalifikować na dłuższym dystansie niż 1500 metrów. Na razie jeszcze nie zaplanowałem w tej sprawie konkretów. W 2016 roku będę miał 32 lata, a przecież w tym wieku Bogusław Mamiński zajął ósme miejsce w olimpijskim biegu przeszkodowym w Seulu. Wszystko jeszcze przede mną…
- Jesteśmy w przededniu halowych mistrzostw Europy, kolejnych w Twojej karierze. Jak wspominasz te poprzednie, w Paryżu, gdzie zdobyłeś brązowy medal?
- To był wielki sukces i niesamowity „kop”. Każdemu polecam takie przeżycie (śmiech). To był chyba najfajniejszy moment w mojej dotychczasowej przygodzie ze sportem. Mam nadzieję, że jeszcze sprawię podobną przyjemność polskim kibicom, walcząc o najwyższe laury.
- Na liście zgłoszeniowej do HME przy Twoim nazwisku widnieje czas 5:07.84, który daje Ci – przynajmniej na papierze – miejsce pod koniec pierwszej dziesiątki. To chyba nie jest szczyt Twoich marzeń w perspektywie startu w Goteborgu.
- Dwa lata temu, kiedy leciałem do Paryża miałem czwarty wynik na listach. Cieszę się, że teraz nie będę tam jednym z faworytów. Chciałbym być czarnym koniem tej imprezy. Czuję się dobrze, jestem przygotowany i mam nadzieję, że forma wybuchnie w sobotę i niedzielę.
- Podczas niedawnych mistrzostw Polski biegałeś 800 metrów, ostatnio w Metz 2000 metrów. To ciekawy sposób przygotowań do Twojego koronnego dystansu.
- To były starty szkoleniowe, sprawdziany. Brakowało mi trochę wytrzymałości szybkościowej. Stąd decyzja o starcie na 800 metrów. A z drugiej strony, jestem świadom tego, że podczas dużych imprez najczęściej mamy do czynienia z biegami tempowymi. Musiałem więc wystartować na dłuższym dystansie, ale w równym tempie. Tak zaplanowaliśmy przygotowania wspólnie z trenerem. Udało się ten plan zrealizować. Zobaczymy, jaki będzie efekt. Wierzę, że w Goteborgu mogę być wysoko – to jest turniej, wszystko zależy od dyspozycji dnia. Zaczyna się nowy rozdział sezonu halowego – celem jest awans do finału, a później wszystko się może zdarzyć – jak śpiewała Anita Lipnicka.
- Wróćmy jeszcze do biegu w Metz, gdzie uzyskałeś najlepszy wynik w historii polskiej lekkoatletyki na 2000 metrów. Odebrałeś pozycję lidera listy wszechczasów Piotrowi Rostkowskiemu…
- Od razu po powrocie z Francji, widziałem się z Piotrkiem podczas kolacji w Spale. Pogratulował mi, było bardzo miło. Jeśli chodzi o ten bieg – był bardzo nierówny. Zacząłem zbyt szybko, miałem kryzys w połowie dystansu, ale złapałem drugi oddech i powalczyłem do końca. Przegrałem praktycznie na ostatnich metrach. Jestem zadowolony, że potrafiłem mocno finiszować na końcówce. Zresztą, tak samo było w Spale na 800 metrów. Młodzież naciskała, ale wygrałem. Widzę więc szansę na 1500 metrów.
- Wspominałeś o zgrupowaniu w RPA. Trenowaliście tam w silnej grupie, razem z Marcinem Lewandowskim.
- Na pewno treningi z Marcinem były czymś nowym. Ale my ogólnie znamy się bardzo dobrze, nie ma między nami niezdrowej rywalizacji. Takie sytuacje powodują tylko dodatkową mobilizację. Każdy zrealizować trening równo i dokładanie, zgodnie z założeniami trenera. Czuwali nad nami panowie Marek Jakubowski i Marek Adamek.
- Marzy Ci się polski finał na 1500 metrów w Goteborgu? Cała Wasza trójka ma szansę awansować do finału?
- Jeszcze raz powtórzę frazę z piosenki Anity Lipnickiej: wszystko się może zdarzyć.
- Na koniec – wszystkiego najlepszego! Dziś, 26 lutego kończysz 29 lat.
- Dziękuję bardzo. Już w poniedziałek, kiedy wracałem z Metz, Mateusza, Kasia i Andżelika sprawili mi niespodziankę. Przyjechali po mnie na dworzec autobusowy do Tomaszowa Mazowieckiego i… zaśpiewali sto lat! Dziękuję im bardzo za pamięć, wzruszyłem się, choć trochę im się pomyliło i przyśpieszyli moje urodziny o dzień (śmiech). Warto dodać, że finałowy bieg na 1500 metrów w Goteborgu odbędzie się w niedzielę, a wtedy właśnie urodziny będzie obchodził trener Marek Adamek. Taka z nas urodzinowa drużyna.