Piotr Małachowski wygrał w Szanghaju konkurs dyskoboli podczas mityngu Diamentowej Ligi. Nasz wicemistrz olimpijski z 2008 i wicemistrz świata z 2009 roku uzyskał znakomity rezultat – 67.34 m. Jego treningowy partner, Robert Urbanek rzucił 62.85.
Piotr Małachowski wygrał w Szanghaju konkurs dyskoboli podczas mityngu Diamentowej Ligi. Nasz wicemistrz olimpijski z 2008 i wicemistrz świata z 2009 roku uzyskał znakomity rezultat – 67.34 m. Jego treningowy partner, Robert Urbanek rzucił 62.85.
Tak dobrze Małachowski nie rozpoczął jeszcze żadnego z dotychczasowych sezonów. Do tej pory najlepszy wynik otwarcia miał w 2009 roku, kiedy to w Białymstoku rzucił 65.98. Dziś w Chinach rozpoczął od nieudanej próby, w drugiej miał 63.07, później 64.33, 67.34, 62.75, a ostatni rzut – podobnie jak pierwszy – był nieudany. Rezultat 67.34 to drugi w tym roku wynik na świecie (dalej rzucił tylko Australijczyk Ben Harradine – 68.20). Szczególnie imponujący jest styl w jakim Małachowski pokonał w Szanghaju utytułowanych rywali. Drugi w konkursie – dwukrotny medalista olimpijski i czterokrotny medalista MŚ – Gerd Kanter – był gorszy o ponad 4 metry (63.14). Trener Małachowskiego, Witold Suski zapewnia, że zwycięstwo jego podopiecznego nie jest zaskoczeniem, ale jego rozmiary już tak. – Nie rozmawiałem jeszcze z Piotrem, ale zastanawia mnie, skąd aż taka przepaść między nim a Kanterem i pozostałymi – mówi szkoleniowiec. – W każdym razie widać, że obaj moi zawodnicy są dobrze przygotowani do sezonu. Jesień i zimę przepracowaliśmy bez problemów. Oczywiście są jakieś małe dolegliwości – Roberta boli przywodziciel, Piotra prawe biodro, ale to nic groźnego, normalne przy takiej ciężkiej robocie. Wszyscy pamiętamy przecież problemy Piotra z kolanem w 2011 roku i w konsekwencji nieudane mistrzostwa świata w Daegu, czy kłopotu z bicepsem w zeszłym roku i brak medalu olimpijskiego w Londynie. Szkoda szczególnie tej ostatniej imprezy, bo uważam, że w 2012 roku był w najlepszej życiowej formie. Gdyby nie ten uraz w cuglach wygrałby igrzyska. Na zawołanie rzucał 68-69 metrów, a dyskiem o wadze 2,25 kg rzucił 66 metrów. To „dwójką” powinno dać 70 metrów. Szczerze mówiąc, po tych dwóch latach z kontuzjami trochę się boję o Piotra, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Bo przecież nastawiony jest na zdobycie medalu w Moskwie. Ale jeśli nie będzie dokuczać mu to biodro, spokojnie może uzyskać 70 metrów. Na razie jest jeszcze mały błąd techniczny. Z powodu tego bólu odprowadzenie jest krótkie, mało płynne, a później, w ostatniej fazie rzutu, Piotrek atakuje górą, bo boi się rzucać z biodra. Jeśli to wyeliminujemy będzie znakomicie. Teraz, w okresie startowym treningi będą lżejsze, więc powinno się udać. Jestem naprawdę zadowolony, bo Piotr w tym roku będzie miał 30 lat, a niedawno poprawił rekord życiowy w rwaniu. Wyrwał 145 kilo, a to jak na niego olbrzymi ciężar. Jeśli chodzi o Roberta – jest rewelacja. Ustabilizował się rzutowo, przesunął się o metr-półtora do przodu. Na pewno stać go na jeszcze lepszy wynik, ale być może warunki w Szanghaju nie były idealne.
Wiosną, tradycyjnie przed pierwszymi startami, podopieczni Witolda Suskiego sprawdzają formę rzucając cięższymi, 2,5-kilogramowymi dyskami. W tym roku jest podobnie, choć szkoleniowiec nie kładzie nacisku na te ćwiczenia. – Nie podpalamy się jeśli chodzi o rzuty cięższym sprzętem – mówi. – Mimo to Piotr nie ma problemu z rzutem 2,5-kilówką na 59 metrów, a Robert poprawił się na 57 metrów.
Kolejny start Małachowskiego zaplanowany jest na najbliższą sobotę. – Piotrek wystartuje w lidze w Białymstoku, a Robert chyba pojedzie do Halle. Tam organizatorzy zawsze starają się zapewnić zawodnikom idealne warunki. Jeśli jeszcze pogoda dopisze, na pewno stać go na wypełnienie minimum, czyli rzut na odległość 66 metrów – mówi trener. Jednocześnie ma duże wątpliwości, czy wyznaczenie przez IAAF normy kwalifikacyjnej na MŚ w Moskwie na tak wysokim poziomie było właściwe. – Ktoś kto to zrobił powinien się chyba poważniej zastanowić, to wynik wzięty z kapelusza. Na igrzyskach w ubiegłym roku dałby szóste miejsce. Doprowadzi to do różnych kombinacji. Ludzie, żeby wypełnić to minimum będą szukać wiatru, będą rzucać „latawcami” w pogoni za kwalifikacją. Uważam, że minimum 65 metrów w zupełności by wystarczyło.
Trener Suski przygotowuje do startów Małachowskiego i Urbanka, ale sprawuje też pieczę nad dwiema młodymi, utalentowanymi zawodniczkami. Jedna z nich to Renata Misiarczyk, a druga Andżelika Przybylska. – Andżelika wypełniła już minimum na młodzieżowe ME, jest w stanie wkrótce rzucić 56 metrów, a to dobra przepustka do tego, żeby liczyć się w seniorskim dysku. Pomyślałem sobie, że trzeba się zająć młodzieżą, bo kiedy odejdą nasze najlepsze obecnie dyskobolki, może być problem – tłumaczy doświadczony szkoleniowiec.
Wypada życzyć mu sukcesów zarówno w pracy z dyskobolami jak i dyskobolkami!