Z 37. polskich lekkoatletów, którzy w piątek w Sopocie rozpoczną rywalizację w 15. Halowych Mistrzostwach Świata, najwięcej szans na zajęcie miejsca na podium przyznaje się trojgu tyczkarzy, obu 800-metrowców, Kamili Lićwinko w skoku wzwyż oraz kulomiotowi Tomaszowi Majewskiemu.
Z 37. polskich lekkoatletów, którzy w piątek w Sopocie rozpoczną rywalizację w 15. Halowych Mistrzostwach Świata, najwięcej szans na zajęcie miejsca na podium przyznaje się trojgu tyczkarzy, obu 800-metrowców, Kamili Lićwinko w skoku wzwyż oraz kulomiotowi Tomaszowi Majewskiemu.
Tymczasem czarnym koniem imprezy może okazać się sztafeta 4x400 m. Tak przynajmniej uważa Rafał Omelko. - Dawno nie mieliśmy tak silnego zespołu. Jesteśmy w stanie wywalczyć medal – zapewnił zawodnik AZS AWF Wrocław. O miejsce na podium w tej konkurencji rywalizować będzie wśród mężczyzn 10 drużyn – poza Polską także Stany Zjednoczone, Jamajka, Trynidad i Tobago, Nigeria, Rosji, Wielka Brytania, Japonia, Ukraina oraz Hiszpania.
- Dawno nie mieliśmy tak silnej drużyny. Naszym głównym atutem jest bardzo wyrównany skład. Kiedyś mogliśmy tylko pomarzyć o nawiązaniu wyrównanej walki z Wielką Brytanią, natomiast obecnie ta reprezentacja znajduje się w zasięgu naszych możliwości. Poza tym spora grupa zagranicznych zawodników swoje najlepsze wyniki uzyskała dość dawno temu i nie wiadomo, czy udało im się utrzymać wysoką formę – stwierdził.
Trener polskiej sztafety Józef Lisowski ma do dyspozycji sześciu zawodników – poza Omelko na zgrupowaniu w Gdańsku przygotowują się również Michał Pietrzak (AZS AWF Katowice), Patryk Dobek (SKLA Sopot), Kacper Kozłowski (AZS UWM Olsztyn), Łukasz Krawczuk oraz Jakub Krzewina (obaj WKS Śląsk Wrocław). Ten ostatni razem z Omelko rywalizować będzie w biegu indywidualnym.
- Ten start jest dla mnie tak samo ważny jak sztafeta i nie ukrywam, że wiążę z nim spore nadzieje. Ze względu na mistrzostwa świata, które odbywają się w Polsce, po raz pierwszy razem z trenerem staraliśmy się wypracować tak wysoką formę w sezonie halowym. Poprawiłem też technikę biegu, dzięki czemu w hali czuję się zdecydowanie lepiej niż poprzednio. Poza tym odpowiada mi również bieżnia w Ergo Arenie. Posiada ona dość łagodne łuki, które wysokim zawodnikom, a ja mam 195 cm wzrostu, nie przeszkadzają w biegu - przyznał Omelko.
Wrocławianin nie tylko został w Sopocie halowym mistrzem Polski, ale podczas finałowego biegu poprawił rekord życiowy, który obecnie wynosi 46.29 sekundy. 25-letni lekkoatleta zapewnia jednak, że nie pokazał jeszcze pełni swoich możliwości.
- Najwyższą formę zamierzam osiągnąć podczas mistrzostw świata. Jestem przekonany, że w trakcie tej imprezy będę w stanie złamać granicę 46 sekund. W finałowym biegu mistrzostw Polski miałem jeszcze spore rezerwy. Co prawda rywalizowałem w nim z Jakubem Krzewiną, niemniej ważniejsza od uzyskania konkretnego wyniku było zwycięstwo. Poza tym we wszystkich dotychczasowych biegach to ja nadawałem tempo i nie miałem dodatkowe bodźca w postaci uciekającego rywala. A podczas mistrzostw świata będę rywalizował ze zdecydowanie silniejszymi przeciwnikami – zauważył.
Za głównego faworyta tej konkurencji reprezentant Polski nie uważa jednak srebrnego medalisty ostatnich igrzysk olimpijskich Luguelina Santosa (zajął również trzecie miejsce podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Moskwie) z Dominikany czy też trzeciego w Londynie Lalonde Gordona z Trynidadu i Tobago.
- Dla mnie kandydatem numer jeden do wywalczenia mistrzowskiego tytułu jest Pavel Maslak. Może jego najlepszy rezultat o tym nie świadczy, niemniej Czech znajduje się w wybornej dyspozycji. Przekonałem się o tym w Pradze, gdzie przez dwa tygodnie byłem na zgrupowaniu i miałem okazję zobaczyć, jak Pavel trenuje. Bez żadnych problemów wygrywał też wszystkie swoje biegi. W ogóle się w nich nie przemęczał i narzucał takie tempo, żeby zwyciężyć, ale przy okazji nie pokazać wszystkich swoich atutów – zakończył Rafał Omelko.
Informacja prasowa