Firma Tissot Timing, odpowiedzialna za pomiar czasu na mityngu Super Grand Prix w Dausze (Katar), poinformowała IAAF o błędzie w odczycie wyniku Justina Gatlina w biegu na 100 m. Poprawnie odczytany wynik to 9.766, czyli po zaokrągleniu – 9.77.
Firma Tissot Timing, odpowiedzialna za pomiar czasu na mityngu Super Grand Prix w stolicy Kataru - Dausze, poinformowała IAAF o błędzie w odczycie wyniku Justina Gatlina w biegu na 100 m. Poprawnie odczytany wynik wynosi 9.766, czyli po zaokrągleniu – 9.77.
Zatem Gatlin wyrównał rekord Asafy Powella, a nie poprawił o 0.01, jak początkowo ogłoszono.
Zdjęcie z fotofiniszu zamieszczono na stronie IAAF:
http://www.iaaf.org/news/Kind=512/newsId=34686.html
Pod zdjęciem widzimy czasy wszystkich zawodników, zgodne z odczytanymi bezpośrednio po biegu.
Nie można mieć zastrzeżeń do ustawienia kresek pionowych poprowadzonych dla każdego zawodnika: odpowiadają one „wirtualnemu” zetknięciu się tułowia z płaszczyzną prostopadłą do krawędzi linii mety (bliższej linii startu). Żaden z zawodników nie jest zasłonięty. A jednak szwajcarska firma zdecydowała się zmienić czasy aż 7 z 8 zawodników, pogarszając wszystkie o 0.01 sekundy.
Jak mogło do tego dojść?
Przypomnijmy, że przepisy stanowią, że wyniki odczytane z większą dokładnością niż wynik oficjalny należy zaokrąglać na niekorzyść zawodnika, czyli np. po zmierzeniu czasu 9.991 – ostateczny rezultat wynosi 10.00.
Zastosowana kamera Scan O’Vision Color opracowana przez renomowaną firmę Omega (która weszła w fuzję z firmą Tissot) daje rozdzielczość do 2000 obrazów na sekundę czyli do 0.0005 sekundy i na pewno wykonuje wszystkie zaokrąglenia wyniku zgodnie z przepisami. Po ustawieniu na ekranie komputera wspomnianej pionowej linii dla danego zawodnika ostateczne ustalenie czasu (w tym zaokrąglenie wg przepisów IAAF) jest wykonywane automatycznie przez system fotofiniszu.
Firma Tissot specjalizuje się raczej w pomiarach w kolarstwie, gdzie dokładność oficjalnego pomiaru czasu ustawia się zwykle do jednej tysięcznej. Niewykluczone, że podobnie postąpiono w Katarze.
A następnie ręcznie zaokrąglono czas do jednej setnej, niezgodnie z przepisami, na korzyść zawodnika – odrzucając cyfrę wskazującą tysięczne (tzn. trzecią cyfrę po przecinku). I jedynie w przypadku piątego na mecie Kanadyjczyka Henry’ego Ansona czas nie uległ zmianie ponieważ został odczytany jako 10.120 i po odrzuceniu ostatniego zera wciąż wynosił 10.12. Oczywiście to tylko hipoteza.
Wszystkie czasy z mityngu w Dausze zostaną, do końca tygodnia, zweryfikowane przez IAAF.
W historii LA podobnych zmian wyników mieliśmy wiele. Wspomnijmy o dwóch, interesujących z punktu widzenia polskiego kibica.
Na Igrzyskach Olimpijskich w 1976 roku w Montrealu w biegu finałowym na 400 m oficjalny czas zwyciężczyni, Ireny Szewińskiej, podano - 49.29 i właśnie taki ratyfikowano jako rekord świata. W dość długim czasie po Igrzyskach prezydent Stowarzyszenia Statystyków Lekkoatletyki, Bob Sparks, odtwarzał wyniki elektroniczne najważniejszych imprez rozgrywanych w latach 70-tych. I stwierdził, że rezultat ten powinien wynosić 49.28. Taki też wynik figuruje obecnie w większości publikacji podających czas złotej medalistki. Ale rekordu świata nie zmieniono, pozostał ten zatwierdzony pierwotnie.
9 czerwca 1984 roku na stadionie stołecznej Skry Marian Woronin poprawił rekord Europy na 100 metrów należący do Włocha Pietro Mennei (10.01). Sędziowie widząc czas rekordowy pospieszyli się z odczytem podając wynik 9.99. Po kilku minutach, kiedy film wywoływany chemicznie dobrze wysechł, ogłoszono, że Polak nie będzie pierwszym Europejczykiem, który pokonał stumetrówkę poniżej 10 sekund. Podano, że dokładny czas wynosi 9.992, czyli po zaokrągleniu - 10.00. Temat ten do dziś wzbudza pewne emocje, bo nawet parę tygodni temu można było przeczytać w prasie sportowej, że sędziowie powinni pozostawić wynik 9.99 i ten rezultat byłby zatwierdzony jako rekord Europy. Jest to rozumowanie dość naiwne. Jeżeli sędziowie po powtórnym odczycie stwierdzili, że wynik jest inny niż pierwotnie odczytany, to ich obowiązkiem jest ujawnienie prawdy. Tym bardziej, że praktycznie każdy sędzia mający do czynienia z obowiązującą wówczas technologią pomiaru czasu wielokrotnie spotykał się z tego typu zmianą czasu po wyschnięciu filmu (zwykle o 0.001-0.002 sekundy). A poza tym cała dokumentacja rekordowych wyników wędruje do EAA lub IAAF, gdzie jest bardzo wnikliwie weryfikowana, a w przypadku biegów sprinterskich najważniejszym elementem bacznie sprawdzanym jest zdjęcie fotofiniszu.
W Katarze mieliśmy do czynienia z nowoczesną technologią, ale nie uniknięto błędu. W przepisach IAAF od niedawna przewiduje się wyznaczanie międzynarodowych sędziów fotofiniszu na imprezy rangi co najmniej mistrzostw kontynentalnych. A od 1 stycznia br. wprowadzono zapis o powoływaniu takich osób z panelu międzynarodowych sędziów fotofiniszu IAAF. Na razie takiego panelu jeszcze nie stworzono, ale niedługo zapewne powstanie, podobnie jak i panel międzynarodowych starterów IAAF.
W prasie światowej pojawiły się zastrzeżenia co do pomiaru wiatru wiejącego podczas biegu Gatlina. Początkowo ogłoszono +2.0 m/s (maksymalny dopuszczalny), skorygowany później na +1.7 m/s.
Przy tej okazji podajmy, że 13 maja br. w El Paso (USA) reprezentant Antyli Holenderskich, Churandy Martina, wykorzystał zarówno fakt biegania na stadionie położonym wysoko w górach, jak i bardzo silny sprzyjający wiatr (+6.1 m/s). Uzyskał drugi wynik w historii światowej LA - 9.76, czyli taki, który początkowo przypisano Gatlinowi. Szybciej pobiegł na tym samym stadionie w El Paso (10 lat i jeden miesiąc wcześniej) Obadele Thompson z Barbadosu, korzystając z wiatru o prędkości +5.7 m/s. Życiówka Martiny bez pomocy wiatru i na stadionie położonym poniżej 1000 m npm. wynosi 10.10.
[J.R.]