Zapraszamy do przeczytania korespondencji nadesłanej do PZLA przez podwójną złotą medalistkę Igrzysk Iwonę Lewandowską - na 40 km było dramatycznie!
Zapraszamy do przeczytania korespondencji nadesłanej do PZLA przez podwójną złotą medalistkę Igrzysk Iwonę Lewandowską - na 40 km było dramatycznie!
- Bieg maratoński był ostatnią konkurencją 6. Światowych Wojskowych Igrzysk Sportowych w Mungyeong w Korei Południowej. Dwa tygodnie szlifów w treningach, aklimatyzacji, a przede wszystkim wyczekiwania na start miał swój finał 11 października. Wspólny start kobiet i mężczyzn, zaskakująco wysoki poziom zawodów patrząc po rekordach życiowych zawodniczek i zawodników. Wszyscy jednak liczyli na dobry występ polskiej reprezentacji. W końcu Henryk Szost legitymował się najlepszą życiówką, a ja miałam najlepszy wynik w maratonie z tego roku i jako rekordzistka wojskowych mistrzostw świata (2:28:33, Eindhoven 2014). Wśród kobiet naturalizowane Etiopki z Bahrajnu mogły jednak pochwalić się znacznie lepszymi wynikami w maratonie (np. Merima Hasen 2:23:06). Nikt jednak nie zamierzał sprzedać tanio skóry.
- Pagórkowata trasa, prawie kilometrowy podbieg do mety na stadionie i szereg osób aspirujących do medalowych pozycji zapowiadało bieg taktyczny. I faktycznie tak było. Pierwsza połowa dystansu w zwartej grupie kilkunastu zawodniczek, tempo szarpane - niektóre kilometry w okolicy 3 min 25 sekund, kolejne powyżej 3 min 45 sekund. Po przekroczeniu dystansu półmaratonu grupa zaczynała się wykruszać. Tym niemniej na 30 km w dalszym ciągu było pięć zawodniczek walczących ramię w ramię o zwycięstwo.
- Na decydujące rozstrzygnięcie zdecydowałam się na 35 km urywając się koleżance z reprezentacji Monice Stefanowicz oraz Chince (która biegła z własnym pacemakerem i otrzymała ostrzeżenie od sędziów za łamanie przepisów na trasie). Moja przewaga stopniowo rosła do około 40 km, by gwałtownie zmaleć do zaledwie 20 m poprzez pomyłkę trasy i związaną z tym konieczność nadrobienia dystansu. Faktyczna trasa maratonu nieznacznie różniła się od tej przedstawionej wcześniej na mapie. Na szczęście tempo biegu okazało się dla mnie na tyle komfortowe, a zapas sił na tyle duży, że konieczność powrotu na trasę nie wpłynęła na kolejność na mecie. Wbiegając na stadion i pokonując jedno jego okrążenie mogłam już cieszyć się z bezpiecznej (jak się okazało na mecie 15-sekundowej) przewagi nad reprezentantką Chińskiej Republiki Ludowej. Czas odgrywał drugorzędną rolę, liczyło się miejsce na linii mety.
- Adrenalina nie opuściła mnie nawet wtedy. Z radością dowiedziałam się, ze męska reprezentacja zdobyła złoty medal w składzie Marcin Chabowski, Henryk Szost i Błażej Brzeziński, przy czym ten pierwszy zajął wysokie drugie miejsce. Po niespełna minucie wbiegła Monika uzupełniając tym samym podium kobiecego maratonu. Nadal jednak czekałyśmy na rozstrzygnięcie klasyfikacji drużynowej. Na szczęście Olga Kalendarova-Ochal pobiegła doskonale, dzięki czemu mogłyśmy cieszyć się z pierwszego miejsca drużynowo z przewagą ponad 10 minut nad drugimi w klasyfikacji Chinkami.
- Dzięki trzem złotym medalom, a w sumie pięciu krążkom zdobytym przez maratończyków, Polska reprezentacja:
- zdeklasowała rywali w klasyfikacji medalowej maratonu,
- wysunęła się na trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej w lekkoatletyce (wyprzedzając np. Kenię),
- zajęła piąte miejsce w ogólnej klasyfikacji medalowej (przed Niemcami, Francją czy Stanami Zjednoczonymi).
- Można powiedzieć, że spisaliśmy się na medal!
Od lewej:Olga Kalendarova-Ochal, Iwona Lewandowska i Monika Stefanowicz
- Chciałabym jeszcze sprostować, że ani na chwilę nie puściłam grupy i nie miałam żadnej straty do prowadzących dziewczyn. Jest błąd w czasie na 35 km. Na tym punkcie byłam już tylko ja, Monika Stefanowicz i Chinka. Reszta odpadła wcześniej. Zatem miałam taki sam czas jak Monika. I właśnie na 35 km, to ja zaczęłam się urywać dziewczynom. Więc już od 35 km biegłam na 1. pozycji.
Iwona Lewandowska