Kamila Lićwinko oraz sztafeta 4x400 m kobiet – zdobyły dwa medale dla Polski w ostatnim dniu halowych mistrzostw świata w Portland. Lićwinko wywalczyła brąz na skoczni wzwyż, a Ewelina Ptak, Małgorzata Hołub, Magdalena Gorzkowska i Justyna Święty srebro w biegu rozstawnym.
Kamila Lićwinko oraz sztafeta 4x400 m kobiet – zdobyły dwa medale dla Polski w ostatnim dniu halowych mistrzostw świata w Portland. Lićwinko wywalczyła brąz na skoczni wzwyż, a Ewelina Ptak, Małgorzata Hołub, Magdalena Gorzkowska i Justyna Święty srebro w biegu rozstawnym.
Kamila Lićwinko przyjeżdżała do Portland jako jedna z faworytek. 2 lata temu w Sopocie zdobyła złoty medal. W pierwszej próbie na 1.84 miała problemy i strąciła poprzeczkę, ale chwilę później się poprawiła. Druga wysokość - 1.89 - i wspaniały skok z dużym zapasem. Hiszpanka Ruth Beitia musnęła poprzeczkę, ale nie zrzuciła. Pięknie i bezbłędnie skoczyła też 18-letnia Amerykanka Vashti Cunningham. Kolejna wysokość to 1.93 – Kamila była wysoko nad poprzeczką, ale strąciła ją piętami. Skoczyła natomiast – znów trochę szczęśliwie – Beitia, czyściutko nad poprzeczką przefrunęła Cunningham. Lićwinko poprawiła się kilka minut później i przed kolejną wysokością (1.96) zajmowała 6. miejsce. Polka nie zaliczyła też za pierwszym razem 1.96 – z całej stawki zrobiła to tylko Cunningham. Druga próba w wykonaniu Kamili była idealna i nasza zawodniczka przesunęła się z 6. na 2. pozycję. Po chwili 1.96 zaliczyła też Beitia, ale Lićwinko wciąż była na miejscu dającym medal. Na wysokości 1.99 pozostały już tylko 4 skoczkinie. Polkę na pewno stać było na pokonanie tej wysokości – pokazywały to chociażby ostatnie treningi w Kalifornii. Jednak w pierwszej próbie strąciła poprzeczkę barkiem. Za drugim razem poprzeczka również spadła. Jednak spadała też wszystkim rywalkom. Podobnie w trzecich próbach. Kiedy Litwinka Palsyte strąciła tę wysokość po raz trzeci było już jasne, że Lićwinko ma medal. Złoto przypadło Amerykance Cunningham, srebro Hiszpance Beitii, a brąz Polce. Wszystkie trzy skoczyły po 1.96. – Ta nawierzchnia nie wybacza błędów, trzeba było biegać mocno końcówkę i trzymać górę. Ładowałam 1.99 z dużym zapasem i strącałam poprzeczkę. Tego jest szkoda, bo jestem w bardzo dobrej dyspozycji, potwierdziłam to. Skakałam bardzo dobrze, żałuję, że nie udało się skoczyć 1.99. Ale mam medal i to dobry prognostyk przed igrzyskami – powiedziała Kama.
Kamila Lićwinko podczas konkursu w Portland (fot. A. Szmigiel-Wiśniewska)
Kamila Lićwinko wzruszona podczas dekoracji w Portland (fot. A. Szmigiel-Wiśniewska)
Wielkie emocje z udziałem Polek były w sztafecie 4x400 m. Z bloków ruszyła Ewelina Ptak. Po 200 metrach zajmowała 4. miejsce. 150m metrów przed metą wbiegła przed nią Jamajka i… przewróciła się! Na szczęście Polka utrzymała równowagę i pomknęła dalej, ale nie była w stanie wyprzedzić rywalek. – Jamajka była blisko mnie i chciała atakować na przeciwległej prostej. Wbiegła mi pod nogi i trochę mnie poraniła. Trzeba było ja wyminąć, nawet trzecim torem. To kosztowało mnie sporo sił na końcówce. Starałam się wytrzymać do końca i kiedy przekazywałam pałeczkę Gosi wiedziałam, że będzie w dobrych rękach – powiedziała Ewelina, która w dniu tego szczęśliwego biegu obchodziła urodziny.
Małgorzata Hołub przejęła pałeczkę na 4. pozycji. Pobiegła bardzo dobrze i wyprowadziła nasz zespół na drugą pozycję. – To był kontrolowany bieg. Byłam blisko rywalek, Rumunka ruszyła bardzo mocno, ale znam ją i wiem, że na ostatnich metrach może jej zabraknąć sił. Biegłam jak po sznurku, końcówkę miałam mocną, bo jestem świetnie przygotowana. Byłam przekonana, że dziewczyny utrzymają tę druga pozycję i będziemy miały srebro – przyznała Gosia.
Polki po "srebrnym" biegu w sztafecie 4x400 m w Portland - od lewej: Małgorzata Hołub, Justyna Święty, Ewelina Ptak i Magdalena Gorzkowska. W rezerwie na te zawody były też: Dominika Muraszewska i Monika Szczęsna (fot. A. Szmigiel-Wiśniewska)
Drugie miejsce utrzymała Magdalena Gorzkowska, biegnąc bardzo mądrze i nie dając się wyprzedzić Nigeryjce. – Taki miałam plan, udało się go zrealizować. Nie dałam się nikomu wyprzedzić. Dostałam pałeczkę w tłoku i musiałam ruszyć mocno. Cały czas czułam na plecach Nigeryjkę, widziałam jej cień. Nie mogłam jej dać możliwości wyprzedzenia mnie po wewnętrznej, więc biegłam po linii zewnętrznej pierwszego toru – tłumaczyła później.
Przekazała pałeczkę na drugiej pozycji Justynie Święty, a to nie dała się wyprzedzić Rumunce, która próbowała atakować zza pleców. – Czułam te jej ataki, jednak miałam wystarczająco dużo sił, by je odeprzeć. Oczywiście miałam w nogach trzy biegi indywidualne, ale ja naprawdę na sztafetę potrafię wykrzesać z siebie dodatkowe pokłady sił. Zostawiam serce na bieżni. Dziś do ostatnich metrów musiałam ostro walczyć, ale utrzymałam druga pozycję i mamy srebro – cieszyła się Justyna. Polki uzyskały rezultat 3:31.15) i przegrały tylko z Amerykankami.
W męskiej sztafecie dramat przeżyli Belgowie (jeden z nich upuścił pałeczkę), a zwyciężyli Amerykanie (3:02.45).
Jedną z najciekawszych konkurencji ostatniego dnia mistrzostw był bieg na 3000 m kobiet. Wygrała rekordzistka świata – Etiopka Genzebe Dibaba (8:47.43) przed swoją rodaczką, wracającą po przerwie macierzyńskiej, legendarna Meseret Defar.
Polska zajęła 16. miejsce w klasyfikacji medalowej, ex aequo z Wielką Brytanią. Zwyciężyli Amerykanie (23 medale, w tym 13 złotych). W klasyfikacji punktowej nasz zespół na wysokiej, 4. pozycji.