Osiem lat temu choć był stawiany w gronie faworytów do medalu to wygrywając w Bydgoszczy mistrzostwa świata juniorów sprawił niemałą sensację. Później jego kariera nie zawsze toczyła się zgodnie z aspiracjami i możliwościami. Zachęcamy do lektury obszernego wywiadu z oszczepnikiem Robertem Szpakiem, jednym polskim mistrzem świata juniorów z 2008 roku.
Osiem lat temu choć był stawiany w gronie faworytów do medalu to wygrywając w Bydgoszczy mistrzostwa świata juniorów sprawił niemałą sensację. Później jego kariera nie zawsze toczyła się zgodnie z aspiracjami i możliwościami. Zachęcamy do lektury obszernego wywiadu z oszczepnikiem Robertem Szpakiem, jednym polskim mistrzem świata juniorów z 2008 roku.
Piątek, 11 lipca 2008 roku, stadion im. Zdzisława Krzyszkowiaka w Bydgoszczy – w trzeciej próbie konkursu podczas 12. IAAF Mistrzostw Świata U20 Robert Szpak, zawodnik kołobrzeskiego Sztormu, posyła oszczep na odległość 78.01 i zmienia na prowadzeniu w konkursie Egipcjanina Ihaba Abd ar-Rahmana as-Sajjida. Kilkanaście minut później nasz oszczepnik świętuje zdobycie pierwszego – i jak się później okazało – jedynego złotego medalu bydgoskich mistrzostw dla Polski. Dziś po 8 latach Robert Szpak opowiada nie tylko o swoim największym sportowym sukcesie, ale o trudnej walce z urazami i własnymi słabościami.
Polecamy lekturę wywiadu z mistrzem świata U20 w rzucie oszczepem z 2008 roku.
Maciej Jałoszyński, PZLA: Robert, na początku proszę powiedz jak zaczęła się Twoja przygoda z lekkoatletyką i rzutem oszczepem. Pewnie duży wpływ miał na Ciebie ojciec, jeden z czołowych polskich miotaczy?
Robert Szpak: Jeśli chodzi o moje początki z lekkoatletyką to tak naprawdę fascynacja pasją mojego taty. Jak każdy młody chłopiec byłem wpatrzony w swojego ojca, który był nadal aktywnym zawodnikiem i jednocześnie pracował z młodzieżą jako trener piłki siatkowej. W naszej piwnicy, wraz z moim sąsiadem, znaleźliśmy mały dysk i kulę. Wolny czas na podwórku od tego momentu spędzaliśmy w pobliskim parku rzucając między drzewami. Później podpatrzyłem jak wyglądał trening prowadzony przez kolegę mojego taty – trenera Mirosława Szybowskiego. Spodobało mi się i tak to się zaczęło. Na początku trenowałem rzut dyskiem i rzut oszczepem. W pewnym momencie musiałem się wyspecjalizować i zrezygnować z czegoś – wybrałem rzut oszczepem i nie żałuję.
PZLA: Domyślam się, że duży wpływ na wybór konkurencji miały tradycje oszczepu w Kołobrzegu – przecież tak zasłużone dla tej specjalności osoby jak Michał Barta, czy Dariusz Trafas, zresztą wicemistrz świata juniorów z 1990 roku, są nierozerwalnie związane z Twoim miastem.
Robert Szpak: Tak – duży wpływ na tą decyzję miało to, że gdzie się nie pojechało to wszyscy mówili o kołobrzeskiej szkole rzutu oszczepem. Jej twórcą był ś.p. Michał Barta, który m.in. wychował rekordzistę Polski Dariusza Trafasa. Co roku Memoriał Michała Barty przyciąga najlepszych polskich oszczepników i oszczepniczki. Nie mogę nie wspomnieć, że gościnne wizyty samego rekordzisty Polski w rzucie oszczepem na naszych treningach dawały olbrzymią mobilizację do ciężkiej pracy.
PZLA: Twoja oszczepnicza kariera rozwijała się spokojnie. W 2007 w pierwszym roku bycia juniorem zająłeś 10. miejsce podczas mistrzostw Europy U20. Czy wtedy w Hengelo przeszło Ci przez głowę „za rok pokaże im i ja będę najlepszy”?
Robert Szpak: Mistrzostwa Europy w Hengelo było ważnym momentem w mojej karierze – był to mój pierwszy start na międzynarodowych zawodach. Byłem wtedy bardzo niezadowolony ponieważ wynik który kilkukrotnie osiągałem w sezonie dałby mi medal. Niestety nie wytrzymałem presji i najzwyczajniej spaliłem się. Po zawodach powiedziałem sobie, że za rok nie popełnię drugi raz tego błędu i będę walczył o medale.
Robert Szpak wraz z Ireną Szewińską podczas mistrzostw świata juniorów w Bydgoszczy (foto: Robert Sawicki)
PZLA: Zacząłeś zatem ciężkie treningi…
Robert Szpak: Dokładnie. Trenowałem sumiennie i ciężko całą zimę. Bardzo dobrze wspominam te przygotowania gdyż moim partnerem był Patryk Michalski – wówczas świeżo upieczony rekordzista Polski juniorów młodszych. Bardzo mocno wspieraliśmy się i rywalizowaliśmy podczas treningów co dawało wymierne efekty. Nasza przyjaźń przetrwała z resztą do dnia dzisiejszego gdyż Patryk był moim świadkiem na ślubie.
PZLA: Nadszedł zatem rok 2008, rok bydgoskich mistrzostw świata juniorów. Droga do startu w tej imprezie nie była jednak łatwa. Wypełniłeś minimum PZLA podobnie jak kilku innych zawodników m.in. Hubert Chmielak. Związek zorganizował dla Was wówczas dodatkowe zawody w Warszawie. Był stres, czy byłeś pewny swojej formy?
Robert Szpak: Sezon mistrzostw świata był dla mnie początkowo ciężki gdyż miałem delikatne problemy z techniką podczas mocnych rzutów. W każdym z nich było widać, ze jestem w formie lecz ostatecznie czegoś brakowało. Nie mogłem przerzucić mojej ubiegłorocznej życiówki, która wynosiła 74.50. Na dodatek, tak jak wspomniałeś, aż sześciu juniorów wypełniło minimum PZLA na mistrzostwa świata w Bydgoszczy. Był dosyć spory ścisk i o kwalifikacji miał zadecydować konkurs w Warszawie. Na szczęście to był konkurs, w którym w końcu udało mi się oddać rzut na jaki czekałem – 75.96, czyli nowy rekord życiowy! Wtedy zaczęto mnie stawiać w roli jednego z faworytów w walce o medal mistrzostw świata.
PZLA: Bydgoszcz, lipiec 2008. Aż nie chce się wierzyć, że to już 8 lat... Doskonale pamiętam to lipcowe popołudnie i Twój sukces. Doradzali Ci wtedy trener Szybowski i, chyba mogę tak powiedzieć, Twój mentor Dariusz Trafas. Rzutem na 78.01 zgasiłeś rywali, w tym groźnego Egipcjanina Ihaba Abd ar-Rahmana as-Sajjida. Potem runda po płycie stadionu z biało-czerwoną flagą. Opowiedz naszym czytelnikom jak wspominasz ten dzień?
Robert Szpak: Mistrzostwa świata w Bydgoszczy to był dla mnie wspaniały czas. Można powiedzieć, ze podczas tych zawodów udało mi się prawie wszystko – z wyjątkiem tej uprawnionej 80tki. Na konkursie byłem tak skupiony i zdeterminowany, ze dopiero po ostatnim rzucie Egipcjanina rozluźniłem się. Wspomniana runda z flagą, wywiady i co najważniejsze hymn podczas dekoracji – ciężko opisać w jakiej euforii wtedy byłem. Choć szczerze przyznam, ze wstałem wczesnym rankiem przed dekoracją i siedząc na balkonie mówiłem do siebie ,,co Ty żeś narobił! ?".
Tablica wyników na stadionie w Bydgoszczy podczas mistrzostw świata w 2008 roku (foto: Maciej Jałoszyński)
PZLA: Co możesz poradzić naszym zawodnikom szykującym się do bydgoskich mistrzostw? Jak poradzić sobie ze stresem związanym ze startem przed własną publicznością na taki ważnej imprezie. Wsparcie bliskich jest z pewnością bardzo ważne, ale i stresujące?
Robert Szpak: Myślę, że powinni w spokoju trenować i robić to co kochają. To zawsze jest największy motor napędowy – nie wywierać na sobie presji wyniku bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Pewność siebie trzeba zbudować na podstawie świadomości pracy jaką się wykonało. Każdy musi stoczyć najpierw wewnętrzną walkę z presją i barierami jakie sami sobie stwarzamy. Dopiero wtedy możemy skorzystać ze swoich argumentów i normalnie włączyć się do rywalizacji z innymi zawodnikami. No i pomimo wszystko traktować to jako kolejny start, kolejne doświadczenie. To, że nie wyjdzie nie będzie końcem świata tylko porostu nieudanym startem. Moje niepowodzenie w Hengelo wzmocniło mnie i przełożyło się na ciężką pracę i walkę o złoto w Bydgoszczy. Co najważniejsze – zawody juniorskie to jest w głównej mierze coś po drodze do osiągania wyników za seniora. Ja np. z chęcią oddałbym swój tytuł za możliwość startu na igrzyskach i dobre wyniki w kategorii seniora.
PZLA: Mówisz o igrzyskach – po mistrzostwach w Bydgoszczy próbowałeś wypełnić minimum olimpijskie na Pekin. Zaowocowało to niestety urazem, który zaważył na Twojej karierze.
Robert Szpak: Jeżeli chodzi o moją walkę o igrzyska to rzeczywiście nie złożyło się najlepiej. Złapałem wtedy kontuzję stawu łokciowego i niestety miałem z nim problem prawie do końca roku. Trochę byłem zirytowany tą sytuacją ponieważ środowisko sportowe mówiło o tym, iż nasza trójka medalistów z Bydgoszczy powinna dostać szansę na zdobycie doświadczenia w Pekinie. Każdy z nas miał minimum B. Ale cóż takie były decyzje i nie ma co tego roztrząsać. Widocznie tak miało być, choć nie ukrywam, ze występ na igrzyskach olimpijskich zawsze był i będzie moim największym marzeniem…
PZLA: Skończył się rok 2008. W kolejnych latach walczyłeś z kontuzją, ale wygrałeś też m.in. wojskowe mistrzostwa świata w Sofii. Potem słuch o mistrzu świata juniorów zaginął.
Robert Szpak: Niestety każdy okres przygotowawczy do sezonów już po bydgoskich mistrzostwach świata opiewał w urazy i problemy zdrowotne. Do tego jeszcze wywierałem na sobie wielką presję chcąc sprostać oczekiwaniom swoim i wszystkich wokół. Każdy nieudany start, czy rzut był dla mnie bardzo stresujący. A w sporcie, jak też życiu, trzeba iść do przodu. Błędem jest skupiać się na porażce i bać się jej konsekwencji. Połączenie tego, kłopotów zdrowotnych i pewnie jeszcze innych wielu czynników skutkowało tym iż ,,słuch po mnie zaginął ".
PZLA: W 2012 roku musiałeś zmierzyć się z kolejnym bardzo poważnym problemem zdrowotnym.
Robert Szpak: W 2012 doznałem poważnego urazu kręgosłupa z porażeniem stopy po którym myślałem ze nie stanę już na rzutni... Powiem inaczej: leżąc w szpitalu i czytając o konsekwencjach nawet tego nie chciałem. Początkowo można powiedzieć, że byłem na to wszystko obrażony. Mówiłem sobie, że tak ciężko pracuję na ten upragniony sukces, a jedyne co mi zostało to ,,zdezelowany kręgosłup ". Na szczęście uniknąłem stołu operacyjnego i udało mi się dzięki rehabilitacji dojść do siebie. Oczywiście ciągle starałem utrzymywać się w dobrej formie.
PZLA: I wreszcie w ubiegłym roku ponownie stanąłeś na rzutni. Podczas Memoriału Michała Barty, twórcy tej kołobrzeskiej szkoły oszczepu, o której mówiłeś, posłałeś oszczep na ponad 70 metrów. Jak to było wrócić do rywalizacji?
Robert Szpak: Tak jak powiedziałem - ciągle starałem utrzymywać się w dobrej formie. W 2015 w luźnej rozmowie ze swoim ojcem stwierdziłem dosyć nieskromnie, że gdybym poruszał się jakieś 2-3 miesiące pod kątem oszczepu to 70 metrów bym rzucił. Mój tata stwierdził: Nie ma takiej możliwości bo to nie jest tak łatwo jak się tobie wydaje. Odparłem wtedy: no więc zakład? I tym sposobem we wrześniu 2015 stanąłem na rzutni po 2,5 miesięcznym przygotowaniu i udało mi się wygrać zakład, bo rzuciłem 70.16.
PZLA: Nie bałeś się, że ta przygoda skończy się urazem?
Robert Szpak: Oszczep pierwszy raz wziąłem do ręki w lipcu, ale było to zaraz po otrzymaniu wyniku z rezonansu magnetycznego kręgosłupa, aby się upewnić, czy zdrowie mi pozwoli na tego typu zabawy.
PZLA: Czy ten start na boisku liceum im. Kopernika to był jednorazowy występ, czy może planujesz jeszcze starty?
Robert Szpak: Od marca się ruszam i chciałbym wystartować na mistrzostwach Polski w Bydgoszczy – tak dla siebie. Po wrześniowym starcie kiedy to ciary mnie przeszły jak stanąłem do pierwszego rzutu to nie mogłem sobie odpuścić.
PZLA: Powiedz jeszcze czym się zajmujesz na co dzień? Ze sportem nie zerwałeś…
Robert Szpak: Pracuję jako nauczyciel wychowania fizycznego i trener piłki siatkowej. Z siatkówka zawsze byłem związany i nawet będąc zawodnikiem mówiłem o tym, że chciałbym być trenerem tej dyscypliny. Oprócz tego mam kochającą żonę i na początku czerwca rozpoczniemy nową fascynująca przygodę – spodziewamy się córeczki. Już dziś wiem, że chciałbym aby była w sporcie bo to najlepsze wychowanie. Ale w jakim – to pozostanie do jej wyboru!
PZLA: Dziękuję za rozmowę.
---------------
Robert Szpak urodził się 31 grudnia 1989 roku w Kołobrzegu. W 2008 roku został w Bydgoszczy mistrzem świata juniorów w rzucie oszczepem. Rok później reprezentował Polskę na mistrzostwach Europy U23, zdobył też wojskowe mistrzostwo świata. Reprezentant Polski w meczach międzypaństwowych. Medalista mistrzostw Polski seniorów. Trenowany przez Mirosława Szybowskiego reprezentował barwy kołobrzeskiego Sztormu oraz bydgoskiego Zawiszy. Jest obok Igora Janika (złoto w 2002) i Dariusza Trafasa (srebro w 1990) jednym z trzech polskich medalistów mistrzostw świata U20 w rzucie oszczepem mężczyzn. Rekord życiowy: 78,33 (17 czerwca 2009,Ostrawa).
Jego ojciec Mieczysław był wielokrotnym medalistą mistrzostw kraju, osiągał również sukcesy w rywalizacji weteranów.
Maciej Jałoszyński