W czwartym dniu mistrzostw Europy w Amsterdamie Polacy zdobyli dwa medale - złoto wywalczył w dysku Piotr Małachowski, a srebro w trójskoku Karol Hoffmann.
W czwartym dniu mistrzostw Europy w Amsterdamie Polacy zdobyli dwa medale - złoto wywalczył w dysku Piotr Małachowski, a srebro w trójskoku Karol Hoffmann.
Małachowski w najlepszej próbie osiągnął rezultat 67.06 m. W pozostałych miał: 62.73, 65.96, 66.15, 65.68 i 64.97. - Oczywiście jestem bardzo zadowolony, ale to nie było jeszcze rzucanie, jakiego spodziewam się w Rio de Janeiro. Nie mam jeszcze wystarczającej szybkości. Mogłem dorzucić metr z kawałkiem i byłoby super. Zawsze jest stres przed startem w dużej imprezie. Dziś poradziłem sobie z tym, mam nadzieję, że w Rio też tak będzie - mówił Piotr. 9-te miejsce z wynikiem 62.18 m zajął Robert Urbanek.
Rewelacyjnie w trójskoku spisał sie Karol Hoffmann. Wynik 17.16 m to jego nowy rekord życiowy i trzeci wynik w historii polskiego trójskoku. - Jestem w szoku, co tu się dziś działo na tym stadionie! Skakałem bardzo dobrze, gteraz nie pozostaje mi nic innego jak gonić tatę pod względem wynikowym - powiedział Karol.
W biegu na 110 m pł Damian Czykier w finale zajął 4-te miejsce (13.40). - Do medalu zabrakło mi niewiele, stąd złość po przekroczeniu mety. Nie miałem dobrego startu, takiego jak w trakcie rozgrzewki. W sumie jednak wytrzymałem ciśnienie i jestem zadowolony - zapewniał Damian.
Damian Czykier w biegu półfinałowym obok Węgra Balazsa Baji (fot. Marek Biczyk)
Joanna Joźwik na 800 m była szósta (2:00.57). T wynik słabszy niż 2 lata temu w Zurychu, gdzie zdobyła brązowy medal. Jednak mistrzostwa Europy nie są dla niej główną imprezą w tym sezonie. - To prawda, nie jestem w najwyższej formie. Spodziewałam się, że będzie trochę lepiej. W poprzednich biegach w Amsterdamie wyglądało to nieźle, ale przecież one nie były tak szybkie. W finale pierwsze 400 metrów w 58 sekund - ja tak nigdy nie zaczynam. Zabrakło mi sił na końcówce i jest wynik poniżej oczekiwań - mówiła ze łzami w oczach.
Obie nasze reprezentantki awansowały do finału na 400 m pł. Joanna Linkiewicz zwyciężając w swojej serii z czasem 55.74, a Emilia Ankiewicz dzięki dobremu czasowi - 56.05, który jest jej rekordem życiowym i wypełnionym minimum na igrzyska w Rio. - Marzenia się spełniają. PO cichutku liczyłam na finał i na minimum. Udało się. Całe Braniewo mi kibicuje, wszyscy trzymają kciuki - to niesamowity doping. Mam taki charakter, że na głównych imprezach sezonu się mobilizuję i biję rekordy życiowe. Asia jest na wyższym poziomie ode mnie. Bardzo jej kibicuję i zobaczymy, co będzie w finale - powiedziała Emilka. - Zadanie zostało wykonane, jestem w finale, cieszę się, że będę tam biegać razem z Emilią. Czułam, że zawiało mi w twarz na ostatniej prostej, wcześniej chyba było trochę za wolno, ale udało się wygrać. Jestem w ósemce, teraz będę walczyć o medal. Zobaczymy jak to się ułoży - mówiła Asia.
Dużo emocji było w rywalizacjij sztafet 4x100 m. Zarówno nasze panie jak i panowie awansowali do finałów. Nasza żeńska ekipa biegła w składzie: Agata Forkasiewicz, Marika Popowicz-Drapała, Anna Kiełbasińska i Ewa Swoboda. Czas, jaki uzyskała to 43.59. - Troszkę się zestresowałam, ale zaufałam Ani no i wyszło. Teraz musze odpocząć, wezmę gorącą kąpiel, porozmawiam z rodzicami i będzie dobrze. Drugi start przeważnie mam lepszy, zobaczymy jak będzie w finale - powiedziała Ewa. - Biegło mi się ciężko, bo to był pierwszy tor i wyrzucało mnie na zewnątrz. Ale ogólnie to bieg udany, mimo niesprzyjającego wiatru. Mam nadzieję na lepszą pogodę i lepsze miejsce w finale - dodała Agata. - Przed biegiem trener powiedział, że przyjechałyśmy w czubie w Europie. Chciałyśmy, żeby pałeczka doszła do mety, bo liczył sie awans do finału. Teraz wszystko przed nami, mamy potencjał, a nie mamy nic do stracenia - powiedziała Marika. - Na razie nie mamy pewnej sytuacji jeśli chodzi o olimpijski awans. Wszystko jest jeszcze możliwe - stwierdziła Ania.
Anna Kiełbasińska, Ewa Swoboda, Marika Popowicz i Agata Forkasiewicz po biegu eliminacyjnym (fot. Marek Biczyk)
O olimpijski awans walczą też nasi sprinterzy. Gdyby dziś w eliminacjach pobiegi 38.40, byliby już spokojni o występ w Rio. Co prawda wygrali swoja serię, ale z czasem 38.64. Biegli w składzie: Grzegorz Zimniewicz, Przemysław Słowikowski, Adam Pawłowski i Karol Zalewski. Teraz będą szukać swojej szansy w niedzielnym finale. - Moja zmiana z Przemkiem była dobra. Mam nadzieję, że ją powtórzymy w finale, ale trochę przyśpieszymy. Była pozytywna adrenalina. Stawiamy na spokój i robimy swoje - powiedział Grzegorz. - Prawda jest taka, że na mojej prostej dostałem podmuch w plecy, to przyśpieszyło mój bieg. To komplikuje sprawy w strefie zmian. Oczywiście to wszystko jest jeszczed do poprawy. W biegu indywidualnym zrobiłem życiówkę, to dało mi motywację do biegania - dodał Przemek.