Menu
1 / 0
Aktualności /

RIO 2016 - dzień X: Dramatyczna walka na trasie maratonu

RIO 2016 - dzień X: Dramatyczna walka na trasie maratonu

Lekki deszczyk na początku, później duża wilgotność, rosnąca temperatura i mnóstwo kałuż na drodze. W takich warunkach przyszło rywalizować maratończykom w Rio de Janeiro o olimpijskie medale.

Lekki deszczyk na początku, później duża wilgotność, rosnąca temperatura i mnóstwo kałuż na drodze. W takich warunkach przyszło rywalizować maratończykom w Rio de Janeiro o olimpijskie medale.



W stawce 155 zawodników mieliśmy trzech Polaków: rekordzistę Polski, Henryka Szosta, wicemistrza Europy Yareda Shegumo i mistrza Polski, zwycięzcę Orlan Warsaw Maratonu, Artura Kozłowskiego. Najlepiej wypadł ten ostatni. Na półmetku był mniej więcej w połowie stawki, a na ostatnich kilometrach wyprzedzał rywali. Ostatecznie zajął 39-te miejsce z czasem 2:17:34. - Do 25-tego kilometra czułem się super, dopiero po 28-smym kilometrze "odcięło mi prąd". Później każdy krok to była walka z samym sobą. Na "połówce" miałem czas 1:07, liczyłem na to, że drugą część dystansu pokonam szybciej. Niestety, taki jest maraton, organizmu się nie oszuka. W sumie jest fajnie, bo to mój debiut olimpijski i ukończyłem ten trudny bieg. Mogę się nazwać pełnoprawnym olimpijczykiem. W tym roku goniłem trochę minima i sezon dużo mnie kosztował. Dziś nie poddałem się i walczyłem do końca. Dziękuję polskim kibicom, którzy stali przy trasie. Byli również ci, z mojego rodzinnego Sieradza. Dziękuję! - powiedział Artur.
Pozostali nasi maratończycy również musieli się zmagać z potężnym kryzysem na trasie. Henryk Szost, 9-ty zawwodnik poprzednich igrzysk - w Londynie, nie ukończył rywalizacji. - Warunki atmosferyczne zdecydowanie ze mną wygrały. Do 20-stego kilometra czułem się bardzo dobrze, "połówka" nie była szybka. Celowałem w czołową dziesiątkę, więc poszedłem mocno, z pierwszą grupą. Tam było wielu dobrych zawodników. Niestety, przestało padać i podniosła się temperatura, a wraz z nią wilgotność. Zacząłem się męczyć, dusić. Zmęczenie narastało od 25-tego kilometra, zszedłem z trasy po 30-stym. Chciałem zaryzykowac, walczyć, bo interesowała mnie lokata taka sama, albo wyższa niż 4 lata w Londynie. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Mój organizm nie wytrzymał. Czy wystartuję za 4 lata w Tokio? Zobaczymy, to jeszcze dużo czasu... - stwierdził Henryk.
Jeszcze większy dramat na trasie w Rio przeżył Yared Shegumo. Wicemistrz Europy również liczył na miejsce w czołówce, ciężko pracował podczas przygotowań w Etiopii. Jednak problemy z przylotem do Brazylii spowodowały, że opadł z sił i zajął dopiero 128 miejsce (czas 2:31:54). - Miałem szansę pobiec tu bardzo dobrze, bo jak widać wyniki nie były rewelacyjne. Niestety, problemy pozasportowe spowodowały to, że straciłem wielką szansę. Wszystko przez zawirowania z podróżą. Przygotowywałem się do ostatniej chwili w Etiopii, do środy czułem się rewelacyjnie. W czwartek miałem wylecieć do Rio. Jednak w Addis Abebie odwołali mi samolot i innym połączeniem wysłali do Angoli. Tam powiedziano mi, że potrzebuję wizy na wjazd do Brazylii. Przekonywałem ich, że to nieporozumienie, ale nie słuchali i postanowili to sprawdzić. Spędziłem tam na lotnisku 24 godziny. W końcu poinformowali mnie, że mogą mnie skierować do RPA, albo z powrotem do Etiopii. Wróciłem więc do Addis Abeby, stamtąd do Sao Paulo i dopiero do Rio. W wiosce olimpijskiej byłem przed północą z soboty na niedzielę, położyłem się na 4 godziny... i na start! Dobrze, że koledzy przygotowali mi bidon. Byłem podłamany, ale o dziwo na pierwszych kilometrach czułem się dobrze. Dopiero po kilkunastu minutach organizm zaczął się buntować. Niewyspanie, brak regeneracji, mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Myślałem nawet o tym, żeby zejść z trasy, ale słyszałem doping kibiców i to mnie umocniło. A po 30-stym kilometrze powiedziałem sobie: nie po to tak ciężko trenowałem i tu w końcu dotarłem, żeby nie ukończyć maratonu olimpijskiego. Chciałem jednak przeprosić wszystkich, którzy na mnie liczyli. To mój najgorszy bieg w życiu, ale tak się to wszystko nieszczęśliwie ułożyło - mówił Yared ze łzami w oczach.
Olimpijski maraton w Rio de Janeiro wygrał Kenijczyk Eliud Kipchoge z czasem 2:08:44. Drugi był Etiopczyk Feyisa Lilesa, a trzeci Amerykanin Galen Rupp.
To była ostatnia konkurencja lekkoatletycznych zawodów w Rio. Klasyfikację medalową w tej dyscyplinie wygrali Amerykanie (32 krążki, w tym 13 złotych), przed Kenijczykami (13 medali - 6 złotych) i Jamajczykami (11 medali - 6 złotych). Polska - ze złotem Anity Włodarczyk, srebrem Piotra Małachowskiego i brązem Wojciecha Nowickiego - na wysokim, 11-stym miejscu, m.in. przed Francją i Brazylią.

rav

Powrót do listy

Więcej