We wtorkowe popołudnie reprezentacja Polski wróciła ze sztafetowych mistrzostw świata na Bahamach. Biało-czerwoni byli zmęczeni, ale szczęśliwi, bo wielu z nich udało się wypełnić plan, a nawet sprawić niespodzianki.
We wtorkowe popołudnie reprezentacja Polski wróciła ze sztafetowych mistrzostw świata na Bahamach. Biało-czerwoni byli zmęczeni, ale szczęśliwi, bo wielu z nich udało się wypełnić plan, a nawet sprawić niespodzianki.
Oto, co powiedzieli po wyjściu z samolotów na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina.
Rafał Omelko (biegł w sztafetach: 4x200, 4x400 m oraz w mieszanym zespole 4x400 m)
Jadąc na tę imprezę wiedziałem, że sporo brakuje do szczytu formy, bo do lata zostało jeszcze trochę czasu. Ale na miejscu w każdej z konkurencji dałem z siebie wszystko. Niestety, w tej głównej, czyli 4x400 m nie udało się awansować do finału A i do mistrzostw świata. Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie bardzo ciężkie. Powalczyłem też z chłopakami o finał 4x200. A na deser była sztafeta mieszana. Tu były duże emocje, bo biegłem z Gosią Curyło, która jest moją narzeczoną. Fajnie, ze mogłem przejąć od niej pałeczkę. Dla mnie to już trzeci start na Bahamach. Trzeba jednak przyznać, że mieliśmy po prostu za krótki okres przygotowań dla kogoś, kto chce wcześniej poważnie potraktować halę.
Artur Kuciapski (srebro 4x800 m)
Czasy na naszych zmianach były dość słabe, a mimo to pozwoliły nam zdobyć medal. Amerykanie ewidentnie czaili się na Kenijczyków. Ja zacząłem trochę zbyt asekuracyjnie, straszono mnie wiatrem itd. Gdybym zaczął mocniej, może wyglądałoby to inaczej. Po startach halowych czułem się trochę sztywny, ospały. Na Bahamach na zmianie pobiegłem chyba podobnie jak w hali, a czułem się już dużo lepiej. To dobry prognostyk, bo są jeszcze rezerwy. Nie jesteśmy przecież w szczytowej formie. Ostatni miesiąc, który poświęcimy na szlifowanie formy, będzie kluczowy. Uwielbiam sztafety, szczególnie 4x400 metrów. Bardzo lubię biec na ostatniej zmianie, bo wtedy dużo ode mnie zależy. 4x800 też jest fajne, ważne, żeby zawodnicy cały czas mieli ze sobą kontakt. Może doczekam kiedyś rywalizacji na tym dystansie podczas mistrzostw Polski.
Mateusz Borkowski (brąz 4x800 m)
Jestem bardzo zawodolony, ten medal zawdzięczam chłopakom. To mój pierwszy krążek, mam nadzieję, że nie ostatni. Przed wyjazdem na Bahamy zrobiłem tylko dwa tempowe treningi, więc można powiedzieć, że biegałem tam... z marszu. Wkrótce czeka mnie kolejny obóz, w Jakuszycach. Będe już się przygotowywał do młodzieżowych mistrzostw Europy.
Marcin Lewandowski (brąz 4x800 m)
Można było przewidzieć taką wersję wydarzeń w naszej konkurencji. Kenia i Stany uciekły od razu. Te ekipy były zdecydowanie najlepsze. My prowadziliśmy tę druga grupę, z Katarem i Australią. Biegi były dość czajone, na miejsca nie na czas. Ale zrobiliśmy swoje, dowieźliśmy medal do Polski. Choć to dopiero kwiecień, czuję się bardzo dobrze. Po hali przetrzymałem swoją formę, zacząłem trenować i dalej jestem w mocnym treningu.
Iga Baumgart (srebro 4x400 m)
To nasz kolejny wielki sukces. Pobiegłyśmy super, każda z nas dała z siebie bardzo dużo. Jak na ten czas, byłyśmy dobrze przygotowane. Jednak nie do końca znałyśmy swoje możliwości. W sierpniu podczas mistrzostw świata w Londynie nasza forma na pewno jeszcze wzrośnie. Cieszymy się, że mamy spokojną głowę i awans! Po eliminacjach przybiłyśmy sobie piątki, bo jeden cel miałyśmy już spełniony. Później udało się spełnić kolejny, czyli medal. Muszę przyznać, że bardzo podobała mi się atmosfera na stadionie w Nassau. Muzyka, festyn, wszyscy śpiewali. Biegnąc, słyszałam doping kibiców. Atmosfera luzu, czułyśmy się dobrze i zrobiłyśmy swoje.
Justyna Święty (srebro 4x400 m)
Bardzo dobrze biegałyśmy już na obozie przygotowawczym przed wyjazdem na Bahamy. Mimo że przecież dopiero miesiąc wcześniej skończyłyśmy sezon halowy. Byłyśmy w zaskakująco wysokiej formie. To dobry prognostyk przed mistrzostwami świata w Londynie. Liczę na to, że i tam uda się powalczyć o medal i przywieziemy go do Polski. W Nassau czułam się dobrze i wierzyłam w medal. Myślałam o trzeciej pozycji, a mamy srebro. Ciągle jeszcze jestem w szoku. Taka impreza sztafetowa to dobry pomysł. Odskocznia od mozolnych treningów w kwietniu.
Aleksander Matusiński (trener srebrnej sztafety 4x400 m)
Wydaje mi się, że mamy już wyrobioną markę. Byliśmy tam stawiani w gronie faworytów. Spiker mówił, że dziewczyny są mistrzyniami Europy i że trzeba na nas uważać. Rzeczywiście, zaskoczyły mnie, wygrywając z Jamajką najpierw w eliminacjach później w finale. Nieprawda, że niektóre zespoły potraktowały te zawody ulgowo. Większość ekip pobiegła w najsilniejszych składach. U nas z czołówki nie było właściwie tylko Włoszek i Ukrainek. Mamy sprawdzony schemat, bo to była trzecia edycja zawodów w Nassau. W 2014 roku trochę się obawiałem, ale - jak się okazało - niepotrzebnie. Na Bahamach było piąte miejsce, a później w mistrzostwach Europy forma wysoka. Teraz mieliśmy zgrupowanie na Florydzie i ciężko trenowaliśmy. A zatem trening jest zrobiony - i w nogach i płucach. W Nassau były złe warunki pogodowe - deszcz i wiatro. dziewczyny wygrały z medalistkami olimpijskimi - Jamajkami i Brytyjkami. Poradziły sobie i jestem pewien, że w Londynie też sobie poradzą.
rav