W Edmonton złoty, w Helsinkach brązowy, a w Berlinie srebrny! Szymon Ziółkowski zdobył do kolekcji trzeci medal mistrzostw świata. Nasz młociarz w stolicy Niemiec uzyskał 79.30 m i przegrał tylko z mistrzem olimpijskim, Primożem Kozmusem.
W Edmonton złoty, w Helsinkach brązowy, a w Berlinie srebrny! Szymon Ziółkowski zdobył do kolekcji trzeci medal mistrzostw świata. Nasz młociarz w stolicy Niemiec uzyskał 79.30 m i przegrał tylko z mistrzem olimpijskim, Primożem Kozmusem.
Przed mistrzostwami niewielu na niego stawiało. Najlepszy wynik sezonu – 78.93 m – nie dawał podstaw, by upatrywać w nim faworyta. Ale była jedna przesłanka, która skłaniała do optymizmu: Ziółkowski ma mocną głowę i potrafi się zmobilizować w najważniejszej imprezie sezonu. W Berlinie potwierdził to po raz kolejny.
Fot. Adam Nurkiewicz/ www.mediasport.pl
Ziółkowski rozpoczął konkurs bardzo dobrze. 77.44 w pierwszej kolejce dało mu prowadzenie. Do czasu, gdy do koła wszedł Primoż Kozmus. Słoweniec uzyskał 79.74 i już do końca konkursu nie dał się pokonać. Szymon odpowiedział jeszcze co prawda bardzo dobrą próbą (79.30), jednak więcej już tego wieczoru zrobić nie zdołał. Kozmus poprawił się na 80.84 i pewnie zwyciężył. Inni doświadczeni rywale – Aleksiej Zagony i Krisztian Pars (lider światowych tabel) byli dużo słabsi. Wielka radość naszego młociarza, podziękowania dla kibiców, którzy z trybun gorąco go dopingowali.
Wchodząc do mixed zony na stadionie olimpijskim, tuż po konkursie przedstawił się dziennikarzom następująco: - Dzień dobry, Szymon Ziółkowski, trzykrotny medalista mistrzostw świata. Fajnie brzmi, prawda?
Humor nie opuszczał go w trakcie całej rozmowy z przedstawicielami prasy, którzy przepychali się, by znaleźć się jak najbliżej naszego bohatera. – Tego srebra brakowało mi do kolekcji. Szkoda, że nie zdobyłem tu złota. Po tym rzucie na 79.30 naprawdę uwierzyłem w to, że jestem w stanie przekroczyć granicę 80 metrów. Jednak później emocje wzięły górę nad techniką i nie udało się. Wielkie szczęście, że koledzy też się nie popisali.
W trakcie konkursu wyglądał na spiętego, po każdej próbie szeptał sobie coś pod nosem. - Takie zawody wywołują wielkie emocje, które dziś wzięły nade mną górę. Jednak bardzo się cieszę z tego jak to wszystko się skończyło – wyjaśnił wicemistrz świata.
Fot. Adam Nurkiewicz/ www.mediasport.pl
Pierwszy medal mistrzostw świata Ziółkowski zdobył w 2001 roku w Edmonton (złoto). Kolejny cztery lata później w Helsinkach (brąz). Teraz, znów po czterech latach ma srebro. – Wygląda na to, że na kolejne podium znów muszę zaczekać cztery lata, czyli do mistrzostw w Moskwie w 2013 roku – śmiał się Ziółkowski.
W eliminacjach miał drugi wynik (77.89 m). To był wstęp do tego, co pokazał w finale. – Ale wcale nie musiało pójść tak dobrze. Przecież w Pekinie też spokojnie przeszedłem eliminacje, a w finale było już gorzej. Takie rzeczy się zdarzają. Ale dziś w Berlinie byłem bardzo skoncentrowany. Oddałem dwa ładne, próbne rzuty. To mnie trochę zaniepokoiło… - żartował w najlepsze.
Ziółkowski podkreślił też, jak ważną rolę w jego karierze pełni obecny trener, Krzysztof Kaliszewski. - Ogromna zasługa Krzyśka w tym, co dziś się stało. Jest moim wielkim przyjacielem, wybraliśmy dobrą drogę. Pokazałem niektórym, że mimo wszystko jeszcze liczę się w tym biznesie – zakończył nasz młociarz.
Fot. Adam Nurkiewicz/ www.mediasport.pl
Srebro Ziółkowskiego jest czwartym medalem mistrzostw świata w historii polskiego młotu. Poprzednie to: złoto (Ziółkowski, 2001), brąz (Kwaśny, 1983), brąz (Ziółkowski, 2005).
Z Berlina
Rafał Bała