W 2011 roku Karolina Tymińska zajęła czwarte miejsce w halowych mistrzostwach Europy w Paryżu i w mistrzostwach świata w Daegu. Ustanowiła wartościowy rekord życiowy w siedmioboju (6544 pkt), zbliżając się do rekordu Polski. Podczas gali w Bydgosczy odebrała statuetkę za zwycięstwo w 42. rankingu Złote Kolce.
W 2011 roku Karolina Tymińska zajęła czwarte miejsce w halowych mistrzostwach Europy w Paryżu i w mistrzostwach świata w Daegu. Ustanowiła wartościowy rekord życiowy w siedmioboju (6544 pkt), zbliżając się do rekordu Polski. Podczas gali w Bydgosczy odebrała statuetkę za zwycięstwo w 42. rankingu Złote Kolce.
- To by dla mnie bardzo udany sezon, do pełni szczęścia zabrakło medalu na międzynarodowej imprezie. Ale czwarte miejsce w Daegu to mój życiowy sukces. Po tych mistrzostwach poczułam, że medal rzeczywiście mógł zawisnąć na mojej szyi. Teraz jeszcze bardziej się mobilizuję i jeszcze bardziej w siebie wierzę. Dotychczas mowiono, że mam potencjał, ale zajmowałam dalsze lokaty. Tym razem byłam wyjątkowo blisko.
- No właśnie, dotychczas zawsze brakowało ci sporo do szcześcia na wielkich imprezach. W Daegu naprawdę niewiele.
- To prawda, a trzeba jeszcze podkreślić, że startowały tam wszystkie najlepsze zawodniczki. W Pucharzach Europy jest łatwiej, bo wiele z silnych rywalek nie startuje. Tym barzdziej cieszy mnie to czwarte miejsce.
- Nad którymi konkurencjami wielobojowymi musisz najciężej pracować, żeby poprawić ogólny wynik? Odpowiedź na to pytanie dał poniekąd twój występ w Daegu, gdzie przegrałaś brązowy medal z Niemką Jennifer Oeser, skacząc wzwyż 9 centymetrow niżej i rzucając oszczepem 10 metrów bliżej...
- Oczywiście w tych dwóch konkurencjach mogę nadrobić najwięcej punktów, ale z rzutem oszczepem wcale nie jest tak prosto. Przez wiele lat rzucałam źle, teraz jestem pełna optymizmu. Trener Głogowski wyraził zgodę na dalszą współpracę ze mną i od 15 listopada jadę do Cetniewa, gdzie będę z nim pracowała nad tą konkurencją. Liczę na to, że latem będę rzucała daleko jak na siebie. Muszę uzyskiwać 45-46 metrow, jeśli chcę myśleć o medalu olimpijskim w Londynie. Jeżeli chodzi o skok wzwyż, tu też jest konieczność poprawy. Wcześniej skakałam przecież wyżej niż w Daegu. Musimy tylko zaplanować treningi tak, by wszystko ułożyło się dobrze i żebym mogłam uzyskać dobry rezultat.
Karolina Tymińska podczas MŚ w Daegu (fot. Marek Biczyk)
- Olimpijski medal jest w twoim zasięgu.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Żeby to marzenie się spełniło, muszę w najbliższym czasie wykonać ciężką pracę. Zaplanowaliśmy z trenerem Modelskim więcej startów w moich słabszych konkurencjach. Dotychczas często próbowałam sił w płotkach, sprintach, skoku w dal. To już mi dobrze wychodzi. Teraz musimy się skupić na tym, by wyeliminować najsłabsze punkty.
- To znaczy, że w mistrzostwach Polski seniorów 2012 możemy cię zobaczyć na przykład w skoku wzwyż?
- Nie wykluczone. Mam nadzieję, że występy w skoku wzwyż i w oszczepie będą stanowiły taki bodziec, który spowoduje, że później w Londynie w tych konkurencjach nie będę odstawała od rywalek tak, jak w Korei Południowej.
- Jak konkretnie będą wyglądały twoje przygotowania do igrzysk?
- Nie rozmawiałam jeszcze szczegółowo na ten temat z trenerem. Wiem tylko, że bardzo poważnie potraktujemy halę. Zobaczymy, czy będę musiała starać się o minimum na halowe mistrzostwa świata, czy wystąpię w Stambule na zaproszenie organizatorów. Ale będę robiła wszystko, by tam wystartować.
- Doskonale skaczesz w dal, bardzo dobrze biegasz na 200, 800 metrów czy na 100 m pł. Ale twoją specjalnością jest wielobój, czyli niesamowicie ciężka konkurencja, połączenie kilku składowych. Dlaczego ją wybrałaś?
- Przygodę z lekkoatletyką zaczynałam od biegu na 300 metrów przez płotki i skoku w dal. W podstawówce startowałam w nich najczęściej. Kiedy przeszłam do liceum w Zielonej Górze pan Walczak zaproponował mi siedmiobój. Upierałam się, że chcę skakać w dal. Tłumaczył, że ta konkrencja wchodzi w skład siedmioboju, a poza tym będzie to dla mnie dobry trening ogólnorozwojowy. Po pierwszym roku zrobiłam dobry wynik, po drugim byłam ósma w misrzostwach świata juniorów młodszych w Debreczynie. I tak ta przygoda z wielobojem trwa do dziś.
- Jakie masz plany związane ze sportem?
- Na razie koncentruję się na igrzyskach w Londynie. Dużo będzie zależało od tego, jak na nich wystartuję. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zapewnię sobie szkolenie i będę miała chęć do treningu. Wiadomo, że z siedmiobojem wiąże się wiele wyrzeczeń. Na stadionie to wszystko ładnie, fajnie wygląda, ale nikt nie chodzi z nami na treningi i nie widzi tego, co tam trzeba zrobić. Zbliżam się do trzydziestki, chciałabym w przyszłości mieć dzieci. Ale na pewno na razie, po Londynie, nie zamierzam jeszcze kończyć z trenowaniem.
Karolina podczas gali Lauru Królowej Sportu - obok wiceprezes PZLA, Sebastian Chmara
(fot. Marek Biczyk)
- Wygrałaś Złote Kolce wśród kobiet, a wśród mężczyzn triumfował tyczkarz Paweł Wojciechowski. Tyczka wchodzi w skład dziesięcioboju, w którym co prawda kobiety nie rywalizują na najważniejszych imprezach, ale niektórym zdarza się startować w tej konkurencji. Rekordzistką świata (8358 pkt) jest Litwinka Austra Skujyte, wicemistrzyni olimpijska z 2004 roku w siedmioboju. Gdybyś miała okazję, skoczyłabyś kiedyś o tyczce?
- Wolałabym, żeby tej konkurencji nie włączono do damskiego wieloboju. Bardzo lubię oglądać, jak ktoś skacze o tyczce, ale siebie wolałabym nie widzieć w tej specjalności. Nie chciałabym próbować, nie mam na to ochoty. Bałabym się takiej sytuacji, jaka przydarzyła się Ani Rogowskiej. Nie ma się do końca wpływu na to, co stanie się na skoczni, bo dużą rolę odgrywa sprzęt, który może zawieść. Bałabym się kontuzji.
- Siedmiobój to bardzo atrakcyjna konkurencja, szczególnie podziwiana i oklaskiwana na wielkich imprezach. Przez dwa dni rywalizujecie, ale po wysiłku i biegu na 800 metrów, chwytacie się za ręce, robicie wspólnie rundę honorową. Ale poza mistrzowskimi imprezami niewiele jest zawodow wielobojowych, które przyciągałyby tłumy. Jaka jest przyszłość wieloboju? Jak go uatrakcyjnić? Skrócić, ograniczyć próby?
- Jest to naprawdę bardzo ciekawa konkurencja i powinna być bardziej spopularyzowana. Przydałby się na przykład trójbój, czy czwórbój podczas Diamentowej Ligi. Albo godzinne wieloboje przy okazji wielkich mityngów. Mam nadzieję, że ludzie będą mieli okazję częściej oglądać wieloboistów.
Rozmawiał Rafał Bała