Jest bez wątpnienia jednym z najbardziej perspektywicznych polskich miotaczy ostatnich lat. 22-letni Paweł Fajdek specjalizuje sie w rzucie młotem i ma już na koncie złote medale młodzieżowych mistrzostw Europy oraz Uniwersjady, był drugi w Drużynowych ME oraz czwarty w mistrzostwach świata juniorów. W tym roku jest najlepszym polskim młociarzem i legitymuje się wynikiem 79.82 m.
Jest bez wątpnienia jednym z najbardziej perspektywicznych polskich miotaczy ostatnich lat. 22-letni Paweł Fajdek specjalizuje sie w rzucie młotem i ma już na koncie złote medale młodzieżowych mistrzostw Europy oraz Uniwersjady, był drugi w Drużynowych ME oraz czwarty w mistrzostwach świata juniorów. W tym roku jest najlepszym polskim młociarzem i legitymuje się wynikiem 79.82 m.
Zaledwie 18 centymetrów zabrakło mu do magicznej granicy 80 metrów tydzień temu, podczas mistrzostw Polski AZS w Łodzi. Podopieczny trenera Czesława Cybulskiego chciał potwierdzić wysoką formę w sobotę, w niemieckim Halle. Nie udało mu się jednak nawiązać do tamtego wyniku. Co prawda zwyciężył, ale z rezultatem 76.65 m. To był piąty w tym roku start Fajdka (poprzednie kończył wynikami: 74.13, 75.97, 76.31 i 79.82).
- Rzucaliśmy o 12.30, dopiero na naszej rozgrzewce wyszło słońce, zrobiło się ciepło. Troszkę mnie to przygniotło, ten skok temperatury. No cóż, w deszczu radzę sobie lepiej. Zresztą, wszyscy zawodnicy narzekali dziś na samopoczucie i dyspozycję. Udało mi sie wygrać, aczkolwiek wynik nie jest najlepszy. Niecałe 77 metrów to nie jest rezultat, na jaki liczyłem. Ale miałem też dalekie rzuty, ponad 78 metów, niestety - poza promień. Najważniejsze, że mam ustabilizowaną formę. Muszę dobrze wystartować w Ostrawie i powinno być OK. W Halle po prostu chyba trochę za bardzo chciałem. Wiadomo, czuję presję, by złamać te 80 metrów.
- Ktoś kto śledzi rozwój Twojej kariery nie będzie zaskoczony, że zbliżasz się do granicy 80 metrów, choć takie wyniki już w pierwszej połowie maja to rzeczywiście spore osiągnięcie.
- Na treningach porobiłem "życiówki" na wszystkich sprzętach, podszedłem do przodu, a teraz powinieniem przełożyć na wyniki podczas zawodów. Minimum olimpijskie mam, więc jest spokojna głowa. Mogę się przygotowywac bez stresu.
- Wspomniałeś o "życiówkach". Jak daleko rzucasz motem o wadze 7,26 kg na treningach?
- Nie tak daleko, jak na zawodach. W trakcie przygotowań biję rekordy lżejszym i cięższym sprzętem, czyli młotami 6 i 9 kilogramowym. Załoeżnia treningowe na ten sezon prawie już wykonałem, więc jestem zadowolony. Z trenerem zaplanowaliśmy, by wypełnić olimpijską normę do czasu zawodów w Łodzi. Udało się i do końca maja wciąż czeka mnie ciężka praca. Ale szczerze mówiąc, jeszcze nie jestem w jakiejś wielkiej formie. Ta najwyższa powinna przyjść w czerwcu, podczas mistrzostw Polski.
- W ubiegłem roku nastąpił Twój wybuch formy. Zdobyłeś kilka medali wielkich imprez, byłeś w finale mistrzostw świata. Ale w Daegu pojawiły się problemy zdrowotne. Masz je już za sobą?
- Miałem naderwany mięsień dwugłowy, co oznaczało zwolnienie tempa na dwa tygodnie. Później wygrałem jeszcze Memoriał Kamili Skolimowskiej, a więc jesienią czułem sie już dobrze, mięsień się zaleczył. A problemy z kolanami, które miałem rok temu i wcześniej już mijają. Cały okres przygotowań przeszedłem bez kłopotów, razem z trenerem jesteśmy zadowoleni, biję rekordy życiowe. Czego można chcieć więcej na początku sezonu?
- Trener Czesław Cybulski dużo wymaga od swoich zawodników. Tylko zgoda na ciężki trening ma gwarantować sukces. Czy w perspektywie igrzysk ta praca jest jeszcze bardziej intensywna?
- Sezon olimpijski rządzi się swoimi prawami. Pracujemy kilka procent ciężej niż w roku ubiegłym. Szykujemy się tylko do igrzysk, nie jedziemy nawet na mistrzostwa Europy do Helsinek. Forma ma przyjść na przełomie lipca i sierpnia. Trenujemy ze spokojem i czekamy na efekty.
Paweł Fajdek z trenerem Czesławem Cybulskim podczas MME'11 (foto Marek Biczyk)
- Zazwyczaj masz w trakcie zawodów wsparcie rodziny. W Niemczech też nie zawiedli?
- Byli w Halle, do Ostrawy też się wybierają, a więc mam wsparcie kibiców, za co serdecznie im dziękuję. Zawsze raźniej, gdy ktoś krzyknie z trybun coś miłego.
- Pewnie wybierają się też do Londynu, gdzie w sierpniu wystąpisz w swoich pierwszych igrzyskach olimpijskich.
- To mój dziesiąty sezon z treningami i od początku mojej przygody z lekkoatletyką miałem marzenie dotyczące igrzysk. I to konkretnie tych w 2012 roku, bo tak sobie wyliczyłem, że wtedy będę w odpowiednim wieku i w formie, by na nich wystartować. Oczywiście nie wiadomo jeszcze wtedy było, że ta impreza odbędzie się w Londynie. Stopniowo, powoli szykowałem się na ten rok. Ma być przełomowy - fajna rocznica: dziesiąty rok trenowania i start na igrzyskach. Jeden cel już zrealizowałem. Ale przede mną jeszcze dużo pracy, żeby dobrze wypaść w Londynie.
- A co to dla Ciebie oznacza "dobrze wypaść"? Jesteś młodzieżowym mistrzem Europy, mistrzem Uniwersjady, jedenastym zawodnikiem ubiegłorocznych mistrzostw świata...
- Chciałbym przekroczyć granicę 80 metrów w konkursie olimpijskim. To powinno dać bardzo dobra pozycję, może nawet szansę walki o medale. Bardzo podoba mi się lokalizacja igrzysk. W Londynie dosyć często pada, a ja bardzo dobrze czuję się w deszczu. Oby zdrowie dopisało i wtedy powinno być dobrze.