Obie nasze sztafety 4x400 m awansowały do finałów Halowych Mistrzostw Świata w Sopocie. Bardzo dobry skok na 6.62 sprawił, że Teresa Dobija znalazła się w najlepszej ósemce świata w skoku w dal.
Obie nasze sztafety 4x400 m awansowały do finałów Halowych Mistrzostw Świata w Sopocie. Bardzo dobry skok na 6.62 sprawił, że Teresa Dobija znalazła się w najlepszej ósemce świata w skoku w dal.
Już wczoraj wieczorem wiadomo było, że po dwóch mocnych biegach indywidualnych ani Justyna Święty ani Rafał Omelko nie wystąpią w eliminacjach sztafet 4x400 m. Nasze panie startowały w bardzo mocnej serii, z Amerykankami, Jamajkami i Nigeryjkami i pobiegły w składzie: Ewelina Ptak, Patrycja Wyciszkiewicz, Joanna Linkiewicz i Małgorzata Hołub. Ptak, która „przestawiła się” ze 100 i 200 metrów na 400 m specjalnie z myślą o przygotowaniach do HMŚ w Sopocie, rozpoczęła odważnie. – Doskonale zdawałam sobie sprawę, że biegnę na zmianie z najszybszą w tym roku Natashą Hastings, więc moim celem było trzymać się jej i nie tracić dystansu – mówiła. Również na drugiej zmianie, gdzie dobrze radziła sobie Patrycja Wyciszkiewicz, nasza ekipa utrzymywała trzecią pozycję (za USA i Jamajką). Później na bieżni stanęła Joanna Linkiewicz. Niemal od razu połknęła słabnąca Jamajkę, ale coraz groźniejsze wydawały się być Nigeryjki. Linkiewicz dała z siebie wszystko, kilkanaście minut później wyczerpaną wrocławiankę wywieziono z mixed zony na specjalnych noszach. Pałeczkę przejęła od niej Małgorzata Hołub, która dzień wcześniej startowała w eliminacjach 400 m. – Głośny doping publiczności dodał mi skrzydeł, czułam się wspaniale! Bieg był bardzo mocny, kiedy ruszyłam, pomyślałam nawet, że to może być mój rekord na 200 m. Dałam z siebie wszystko – powiedziała. Na dystansie wyprzedziła Nigeryjkę Abugan, ale na ostatnich metrach musiała uznać wyższość Jamajki McPhersson. Zwyciężyły oczywiście Amerykanki. Biało-czerwone były trzecie, ale czas 3:29.48 dał im awans do finału.
Również w rywalizacji mężczyzn Polacy zajęli w swojej serii 3. lokatę. Lepsi byli Amerykanie i Jamajczycy, nasi zostawili za plecami zostawili Ukraińców i Hiszpanów. Trener Józef Lisowski ustawił zespół następująco: Kacper Kozłowski, Patryk Dobek, Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina. – Czułem się bardzo dobrze, zaatakowałem na ostatniej prostej, bo czułem wsparcie publiczności i udało się – komentował swój występ Kozłowski, który na ostatnich metrach wyprzedził faworyzowanych rywali i oddał pałeczkę Patrykowi Dobkowi na pierwszej pozycji. Dobek biegł równo, za plecami Jamajczyka, niezagrożony przez Ukraińca i Hiszpana. – Wydaje mi się, że moja zmiana była dobra, choć niedoskonała. Utrzymałem naszą drużynę w czubie, liczyłem na awans do finału z wysokiej pozycji, tak się stało i będziemy walczyli o medal.
Jako trzeci do rywalizacji ruszył Łukasz Krawczuk: - Początek był bardzo dobry, ustawiłem się za Amerykaninem i Jamajczykiem, ale po 150 metrach naciągnąłem mięsień dwugłowy, poczułem ukłucie. Od tego momentu myślałem tylko o tym, żeby dobiec. Zastanawiałem się nawet, czy zejść z bieżni. Jakby to był bieg indywidualny to na pewno bym zszedł. Ale tu musiałem ukończyć bieg, ze względu na wszystko. Jutro będę kibicował kolegom z trybun – powiedział Łukasz, który oddał pałeczkę Jakubowi Krzewinie. Ten na 100 metrów do mety naciskał Jamajczyka, ale Jermaine Brown tylko spojrzał wymownie na Polaka i ruszył, jakby startował nie na 400 m tylko na 60. Sprawa była więc jasna: Amerykanie przed Jamajczykami i Polakami. Czas 3:06.50 dał naszemu zespołowi awans do finału.
Dwoje naszych przedstawicieli w piątkowych eliminacjach skoków – Karol Hoffmann i Teresa Dobija – awansowało do finałów. Trójskoczek z Aleksandrowa Łódzkiego uzyskał rezultat 16.37, co było siódmym wynikiem dnia. – Chciałbym jak najszybciej zapomnieć o tych eliminacjach. Byłem trochę zdenerwowany, coś nie zadziałało, może zbyt delikatnie podszedłem do tych skoków. Cieszę się, że wytrzymałem stres i wszedłem do finału. Wcześniej skakałem w tej hali 16.70 i miałem jeszcze rezerwy. Kiedy zaczynałem przygodę z trójskokiem tata mówił mi, że apogeum mojej formy powinno przyjść gdy będę miał 27 lat, a więc w okolicach igrzysk w Rio. Mam więc czas, choć oczywiście jestem już gotowy na skoki 17-metrowe.
Teresa Dobija załatwiła sprawę już w pierwszym skoku. Pofrunęła na 6.62, stawiając stopę milimetry przed plasteliną. To tylko 6 cm bliżej od jej rekordu życiowego w hali i 12 cm mniej od halowego rekordu Polski. – Na pewno stać mnie na rekordowy wynik, a to powinno gwarantować walkę o medal. Pierwszy skok w eliminacjach oddałam z nastawieniem, że musze to zaliczyć, a wyszło znakomicie. Kolejny skok był rewelacyjny, ale spaliłam, trzeci odpuściłam. Jest awans i to najważniejsze. Jestem bardzo zadowolona z tych kwalifikacji, dostałam skrzydeł, choroba, która mnie ostatnio osłabiła, nie odcisnęła aż tak dużego piętna – opowiadała Teresa.
Bardzo dobrze spisały się polskie sprinterki. Z eliminacji do półfinałów awansowały Anna Kiełbasińska (7.31 – wyrównany rekord życiowy) i Marta Jeschke (7.33).
Wyniki na stronie: http://www.iaaf.org/competitions/iaaf-world-indoor-championships/iaaf-world-indoor-championships-2014-4952/timetable/byday