Wszechstronność i umiejętność taktycznego rozgrywania biegów sztafetowych - to niewątpliwie atut polskich biegaczy podczas zawodów IAAF World Relays na Wyspach Bahama. W sobotę zaowocowało to dwoma medalami (4x800 m mężczyzn i sztafeta mieszana kobiet) oraz kwalifikacją olimpijską pań na 4x400 m.
Wszechstronność i umiejętność taktycznego rozgrywania biegów sztafetowych - to niewątpliwie atut polskich biegaczy podczas zawodów IAAF World Relays na Wyspach Bahama. W sobotę zaowocowało to dwoma medalami (4x800 m mężczyzn i sztafeta mieszana kobiet) oraz kwalifikacją olimpijską pań na 4x400 m.
Nasza żeńska sztafeta 4x400 m awansowała do finałowego biegu, zajmując 2. miejsce w swojej serii eliminacyjnej z rezultatem 3:30.32. To jednocześnie 5. czas eliminacji. Polki są już niemal pewne występu na igrzyskach w Rio de Janeiro (kwalifikację uzyskuje 8 najlepszych sztafet zawodów w Nassau na dystansach 4x100 i 4x400 m). Jest tylko jeden warunek: muszą ukończyć finałową rywalizację w niedzielę, nieważne z jakim wynikiem.
Na pierwszej zmianie w sobotnim biegu wystartowała Ewelina Ptak, która jeszcze niedawno specjalizowała się na dystansach 100 i 200 m. - Ja do tej sztafety tak naprawdę dopiero wkraczam. Dostałyśmy się do finału, taki był cel. Jestem z siebie zadowolona - powiedziała.
Ptak oddała pałeczkę Małgorzacie Hołub, która podkreśla, że gra toczyła się o wielką stawkę, a po zakończeniu biegu emocje opadły. Po wywalczeniu kwalifikacji, w finale Polki mogą pobiec na luzie i... z fantazją. - Przede wszystkim naszym celem będzie dobiec, pozycja w finale będzie najmniej ważna. Byle tę pałeczkę dowieźć do mety - stwierdziła z uśmiechem.
Joanna Linkiewicz, która przejęła pałeczkę od Małgorzaty Hołub to specjalistka od dystansu 400 m... przez płotki. W sobotę miała szczególną okazję i motywację, by dobrze wystartować w sztafecie. - To prezent na moje urodziny, jestem mega szczęśliwa. Dałam z siebie wszystko! - zapewniła.
Linię mety w biało-czerwonych barwach minęła w Nassau Justyna Święty. Walczyła jak lwica, z czwartego miejsca awansowała na drugie (za Amerykankami), mimo że czuła dyskomfort związany z przeziębieniem. - Na pewno nie jestem jeszcze w formie, mam też problemy zdrowotne, myślałam nawet o wycofaniu się ze startu. Ale postanowiłam walczyć do końca i udało nam się zdobyć kwalifikację - tłumaczyła. Najlepszy czas eliminacji 4x400 m miały w Nassau Amerykanki (3:24.05). W niedzielnym finale Polki wystartują z 7. toru.
Te panie są już właściwie jedną nogą w Rio: Justyna Święty, Małgorzata Hołub,
Joanna Linkiewicz i Ewelina Ptak.
Męska sztafeta 4x400 m wypadła dużo słabiej niż żeńska. Polacy - w składzie: Karol Zalewski, Michał Pietrzak, Łukasz Krawczuk i Rafał Omelko - zajęli 4. miejsce w I serii eliminacyjnej (ogólnie 11. wynik eliminacji) z czasem 3:05.13. i pobiegną tylko w finale B. W sobotę sedziowie mieli ogromne problemy z wystartowaniem tego biegu - udało się dopiero za czwartym razem, a Zalewski przyznaje, że to nie pozostało bez wpływu na koncentrację zawodników. - Sędziowie mieli problem z elektroniką, próbowali nas uspokajać, mówiąc za każdym razem, że to już ostatni raz. Oczywiście mogło to wyprowadzić z równowagi, trochę się denerowowałem - powiedział.
Michał Pietrzak ruszył na trasę jako drugi z Polaków. Musiał się mocno namęczyć, by dorównać mocnym rywalom na swojej zmianie. - Druga zmiana ma to do siebie, że jest chyba najtrudniejsza. Dostaliśmy pierwszy tor i zostałem zepchnięty do bandy przez całą ławę cztarystumetrowców. Spodziewaliśmy się, że będziemy walczyć z Brazylijczykami o drugie miejsce. Niestety, nie udało się - powiedział. Na ostatniej zmianie w biało-czerwonych barwach wystartował Rafał Omelko. - Bieg był ciężki, nie ułożył się tak, jak oczekiwałem. Niemiec od początku bardzo naciskał, musiałem przyśpieszać, tempo było szarpane. Wyszło tak sobie - ocenił.
Karol Zalewski przed startem w eliminacjach 4x400 m w Nassau
Słabo wypadła w Nassau polska sztafeta męska 4x100 m. Biało-czerwoni nie tylko nie awansowali do finału A, ale nie znaleźli się nawet w finale B tej konkurencji. W eliminacjach uzyskali rezultat 39.48 sek, co było dopiero 17. czasem rundy kwalifikacyjnej. Podopieczni trenera Tadeusza Osika pobiegli w składzie: Adam Pawłowski, Dariusz Kuć, Kamil Masztak i Remigiusz Olszewski.
Pierwsza zmiana między Pawłowskim, a Kuciem wyglądała obiecująco. Przekazanie pałeczki nastąpiło w pełnym biegu, w końcówce strefy. Pawłowski cieszył się, że wywiązał się ze swojego zadania. - Nie było stresu, zmiany z Darkiem mamy dopracowane, więc się nie obawiałem - tłumaczył. Najbardziej doświadczony w polskiej sztafecie, Dariusz Kuć wypadł nieźle, zważywszy na to, że jeszcze niedawno miał poważne problemy zdrowotne. - Moim małym sukcesem jest to, że dziś w ogóle biegam, bo we wrześniu miałem naprawiany przyczep przywodziciela. To był mój pierwszy bieg po niebezpiecznej kontuzji. Ale w Nassau pobiegliśmy słabo. Z ubiegłorocznym wynikiem bylibyśmy teraz w finale - kręcił głową.
Na trzeciej zmianie pobiegł Kamil Masztak. Przyznaje, że jest zawiedziony rezultatem uzyskanym w Nassau. Tłumaczy jednak, że te zawody odbywają się bardzo wcześnie, w czasie, gdy wielu sprinterów jest w okresie ciężkich przygotowań do sezonu. - To dla nas zdecydowanie za wcześnie. Chociaż byliśmy przygotowani na wynik w granicach 38.60. Ale aklimatyzacja, podróż, to wszystko mogło mieć wpływ. Zepsuliśmy też ostatnią zmianę... - analizował przyczyny porażki.
A na tej ostatniej zmianie Masztak przekazywał pałeczkę Remigiuszowi Olszewskiemu. Panowie zupełnie się "nie zgrali". Olszewski musiał się prawie zatrzymać, żeby nie przekroczyć wyznaczonej strefy. - Zmiana była fatalna, mój błąd, biorę to na siebie. Musimy to przeżyć, dalej walczyć o kwalifikację olimpijską - powiedział.
Rywalizację sztafet 4x100 m w Nassau wygrali Amerykanie (w składzie m.in. z Tysonem Gayem), wyprzedzając Jamajczyków (ci nie dali rady rywalom z USA, mimo że mieli w składzie Usaina Bolta).
Pierwszego dnia rywalizacji w Nassau najlepiej poszło Polakom w nieolimpijskich konkurencjach. Na 4x800 m nasi panowie w składzie: Karol Konieczny, Kamil Gurdak, Marcin Lewandowski i Adam Kszczot - podobnie jak rok wcześniej - wywalczyli srebro (czas 7:09.98). Co prawda na metę Polacy wbiegli jako trzeci, ale sędziolwie zdyskwalifikowali drugich Kenijczyków, za przekroczeie strefy zmian. - Zanim ruszyłem na trasę zobaczyłem ten błąd Kenijczyka, ale nie myślałem o tym. Moim celem było równe przebiegnięcie dwóch okrążeń i udało się. Oczywiście trudno było gonić, bo miałem sporą stratę do rywali. Jednak trochę udało mi się ją zmniejszyć i jestem zadowolony - powiedział Lewandowski. - Biegło mi się super, zrobiłem swoje. Trener kazał mi zacząć na końcu, później miałem ruszyć. Choć te zawody są 3 tygodnie wcześniej niż przed rokiem, czułem się bardzo dobrze - przyznał Karol Konieczny. Pałeczkę przekazał Kamilowi Gurdakowi. - W sztafecie biega się inaczej, człowiek jest bardziej zmobilizowany. Chciałem dać z siebie wszystko i to mi się udało. Jestem zadowolony - powiedział. W naszej ekipie finiszował Adam Kszczot. - Ostatnie 200 metrów, później 120 jeszcze dołożyłem na tyle, na ile mogłem. Zbliżałem się do Kenijczyka, ale okazało się, że wyprzedzenie go nic by nie zmieniło. Pobiegliśmy podobnie jak rok temu jeśli chodzi o sumę czasów, trzeba być zadowolonym - ocenił ten występ.
Nasza brązowa sztafeta mieszana z Nassau - od lewej: Angelika Cichocka, Monika Szczęsna, Katarzyna Broniatowska i Sofia Ennaoui
Rywalizację na dystansie 4x800 m wygrali Amerykanie, a ich rodaczki triumfowały w sztafecie mieszanej. W dodatku w tej konkurencji ustanowiły rekord świata (10:36.50), zyskując dodatkowe 50 tys. dolarów do podziału. Polki - z czasem 10:45.32 - zajęły trzecie miejsce. Pierwsza (1200 m) na trasę ruszyła Katarzyna Broniatowska. - Biegło mi się całkiem dobrze, choć było stresująco. Trochę przeszkodziła nam Australijka, która chciała się wepchnąć przed nas w strefie zmian. Mam jeszcze ranę na kolanie po tym starciu. Ale na szczęście dziewczyny walczyły dzielnie i zdobyłyśmy ten medal - powiedziała brązowa medalistka HME z 2013 roku na dystansie 1500 m. Pałeczkę przekazała Monice Szczęsnej, która miała do przebiegnięcia 400 m. - Bardzo dobrze nam się zmieniało, trenowałyśmy kilka razy i było OK. Ja nie jestem z siebie zadowolona, widzę swoje braki i chcę poprawiać te błędy - stwierdziła z dużą skromnością. Po niej na trasę ruszyła Angelika Cichocka - na swoim koronnym dystansie 800 m. - To było dla mnie stresujące, że nigdzie na tablicy nie widziałam swojego czasu, tylko ogólny wynik całej sztafety. Dlatego uważałam, żeby nie pobiec za szybko, bo nie wiedziałam jeszcze na co mnie stać. Tym bardziej, że niedawno miałam problemy zdrowotne. Ale jest kolejny medal międzynarodowej imprezy! To nie jest konkurencja olimpijska, jednak zawsze, gdy zakładam strój narodowy daję z siebie wszystko. Na pewno nie traktuję tego jako zabawę, biegam na maksa - zapewniła Angelika. Pałeczkę przekazała Sofii Ennaoui, która miała do przebiegnięcia 1600 m. Choć kilkaset metrów przed metą zaatakowała ją Australijka, Sofia odparła ten atak i doprowadziła ekipę do mety na 3. pozycji. - Przed biegiem rozmawiałam z trenerem Lewandowskim, który kazał mi spokojnie zacząć, kontrolować to i nie podpalić się na pierwszym okrążeniu, bo mogło się to dla mnie źle skończyć. Kiedy Australijka się zbliżyła, miałam jeszcze sporo sił i ruszyłam mocno. Zdobyłyśmy ten medal! - cieszyła się Ennaoui.
W niedzielę w Nassau dokończenie zawodów (m.in. sztafety pań 4x100 m i 4x800 m oraz mieszana sztafeta panów).