Chód na dystansie 50 kilometrów to konkurencja dla największych twardzieli. W piątek Grzegorz Sudoł udowodnił, że do takich należy. Polak ukończył zawody na czwartej pozycji, ustanawiając rekord życiowy.
Chód na dystansie 50 kilometrów to konkurencja dla największych twardzieli. W piątek Grzegorz Sudoł udowodnił, że do takich należy. Polak ukończył zawody na czwartej pozycji, ustanawiając rekord życiowy.
Już przed mistrzostwami mówiło się, że Sudoł może sprawić niespodziankę. Sam zawodnik zapowiadał walkę o medal. Ale wydawało się to bardzo trudne. Tym bardziej, że przed tygodniem zaczęło boleć go kolano. Jednak Grzegorz wykonał przed sezonem ogromną pracę, był znakomicie przygotowany do berlińskiego czempionatu.
Trasa – podobnie jak na 20 km – usytuowana była w samym centrum Berlina, w okolicach Bramy Brandenburskiej. Polak rozpoczął ostrożnie, swoim tempem. Po 10 kilometrach prowadząca, 11-osobowa grupa miała już nad nim kilkanaście sekund przewagi. – Dojdź ich, nie daj im za bardzo uciec! – krzyczał stojący przy trasie Robert Korzeniowski. Czterokrotny mistrz olimpijski i trzykrotny mistrz świata od kilku lat nie może się doczekać swojego następcy. Dziś liczył na Sudoła i nie zawiódł się. Co prawda zawodnik AZS AWF Kraków nie stanął na podium, ale był od niego… o krok.
Rafał Fedaczyński i Rafał Augustyn na trasie chodu na 50 km podczas MŚ w Berlinie (fot. Adam Nurkiewicz/ www.mediasport.pl)
W połowie dystansu Sudoł był 14-sty. Rafał Augustyn zajmował 25. pozycję, a Rafał Fedaczyński 30. Ten ostatni chwilę po tym zszedł z trasy. Miał już dwa wnioski o dyskwalifikację i nie czuł się najlepiej. Sudoł i Fedaczyński kontynuowali marsz. W drugiej części dystansu bardzo osłabł dwukrotny medalista olimpijski Rosjanin Denis Niżegorodow (ostatecznie nie ukończył rywalizacji). Tempo dyktowali dwaj Australijczycy: Luke Adams i Jared Tallent. Ale nie wytrzymali i nie zdobyli medalu. Tymczasem Sudoł powoli wyprzedzał kolejnych rywali. Trener Ilia Markow stał w wyznaczonym przez organizatorów punkcie i podawał swojemu podopiecznemu żele i napoje energetyczne. A Polak z każdym kilometrem zamiast wyglądać na bardziej zmęczonego, tryskał energią. – Szedłem takim tempem, jakie sobie wyznaczyłem. Nie mogłem zbytnio przyśpieszyć, bo to groziłoby dyskwalifikacją. Zachowałem więc spokój, a rywale, którzy na początku wyrwali do przodu, powoli się wykruszali – mówił po zakończeniu zawodów.
Na ostatniej „dziesiątce” duże kłopoty miał Rafał Augustyn. Krzywił się z bólu. Później okazało się, że obtarł udo niemal do krwi, a na domiar złego zaczęło go boleć biodro. – Skracał krok i z tego powodu tracił jakieś półtorej minuty na każdym okrążeniu – tłumaczył swojego zawodnika trener Krzysztof Kisiel. – Pięćdziesiątka to dystans dla twardzieli. Nie po to przez tyle miesięcy ciężko pracowałem, żeby teraz zejść z trasy – tłumaczył swoją postawę Augustyn. Jednak na ostatnich kilometrach walczył z bólem i spadł z 17 na 22 pozycję. Za metą padł osłabiony i potrzebował pomocy medycznej.
Grzegorz Sudoł na mecie (fot. Adam Nurkiewicz/ www.mediasport.pl)
Z kolei Sudoł rósł w siłę. Nie dał jednak rady dopędzić Jesusa Angela Garcii. Hiszpan, który w październiku skończy 40 lat, zdobył brąz. Złoto przypadło rewelacyjnemu Rosjaninowi Siergiejowi Kirdiapkinowi, a srebro Norwegowi Trondowi Nymarkowi. Sudoł był czwarty z czasem 3:42:34, oznaczającym nowy rekord życiowy.
Robert Korzeniowski o sukcesie Sudoła:
Emocje miałem dwojakie. Z jednej strony starałem się na chłodno oglądać zawody, ale z tego i tak nic nie wychodzi. Zawsze będę w środku tego wszystkiego, znam tych ludzi, startowałem z nimi. Poza tym każdy starszy brat chciałby, żeby jego młodszy brat, a tak traktuję Grześka Sudoła, był jego następcą. Cieszę się niezmiernie, że zarekomendowałem PZLA Ilię Markowa na trenera polskiej kadry. Jest uspokojenie jeśli chodzi o całą ekipę. Ilia może przekazać to co potrafi naszym zawodnikom. Rosyjska szkoła w połączeniu z polską daje takie efekty. Liczę, że to będzie impuls. Przestanie się mówić, że po Korzeniowskim nie ma już nic i polski chód to przeszłość. Wyczyn Grześka to dowód na to, że nasz chód dalej funkcjonuje na wysokim poziomie.
Przed zwodami dawałem Grześkowi piąte miejsce. Patrzyłem na to realnie. Oczywiście w trakcie zawodów dochodzą różne czynniki. Problemy rywali itd. Ale Sudoł sam wywalczył sobie czwarte miejsce z rekordem życiowym – czego więcej chcieć? Wykazał wielką dojrzałość. Ma 31 lat i w Londynie będzie mógł zaprezentować pełnię swoich możliwości.
Teraz Ilia Markow, będąc trenerem kadry, powinien zaproponować to, co było najważniejsze: rekrutację, pracę z trenerami w terenie. Ma we mnie wsparcie mentalne, Grzegorza jako dowód na to, że można i trzeba mu zaufać. Nie mamy spalonej ziemi. Po prostu potencjał, który jest w naszych zawodnikach trzeba lepiej wykorzystać.
Z Berlina
Rafał Bała