W historii Halowych ME Polscy czterystumetrowcy w sztafecie aż dziewięciokrotnie stawali na podium. Jak będzie teraz?
W historii Halowych ME Polscy czterystumetrowcy w sztafecie aż dziewięciokrotnie stawali na podium. Jak będzie teraz?
Kilka razy podczas HME rozgrywano sztafety na nietypowych dystansach (np. 4x300 czy 4x392 m...). Biało-czerwoni prawie zawsze plasowali się w czołówce. Zwyciężali pięciokrotnie – w 1968, 69, 71, 72 i 2002 roku. Tym razem twórca potęgi naszej sztafety sprzed kilkunastu lat, Józef Lisowski przywiózł do Paryża młody, ambitny zespół: Jakub Krzewina, Mateusz Fórmański, Łukasz Krawczuk, Marcin Sobiech i najbardziej utytułowany Marcin Marciniszyn. Przypomnijmy, że w niedzielę Polacy będą rywalizowali z pięcioma innymi zaproszonymi przez EA sztafetami: Belgią, Wlk. Brytanią, Holandią, Rosją i Francją. Doświadczony szkoleniowiec zwraca uwagę na spory potencjał swoich podopiecznych i snuje już dalsze plany, w których jest miejsce dla startujących we Francji zawodników.
- To młoda drużyna, która przyjechała po naukę – tłumaczy trener Lisowski. - Teoretycznie, można powiedzieć, że pewnym wyznacznikiem dla tej sztafety są ubiegłoroczne mistrzostwa Europy. W Barcelonie Polacy zajęli 5. miejsce. Jeśli w Paryżu uplasują się wyżej, będzie to sukces. Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę poziom doświadczenia tych zawodników. Oprócz Marcina Marciniszyna mam w tej ekipie samych młodzieżowców. Chciałbym, żeby pokazali sie z dobrej strony. Wybiegając dalej w przyszłość, sądzę, że jeśli sztafeta wywalczy kwalifikację olimpijską to przynajmniej trzej zawodnicy z grupy, która wystartuje w Londynie będą w wieku młodzieżowca. Dlatego start w Paryżu traktuję jako pierwszy poważny sprawdzian dla nich. Prócz tego będą mieli w obecnym sezonie młodzieżowe mistrzostwa Europy, ewentualnie Uniwersjadę. No i mistrzostwa świata w Daegu. Jeśli czterystumetrowcy zakwalifikują się na MŚ, w sztafecie pojadą 2-3 młodzieżowcy.
Trener Józef Lisowski (fot. rb)
- Obserwuje Pan tych zawodników od pewnego czasu. Myśli Pan, że mają potencjał, który pozwoli odnosić sukcesy?
- Uważam, że mają. Ale pierwszą odpowiedź uzyskamy w najbliższą niedzielę, po godz. 17.40. Na treninach każdy, albo prawie każdy umie biegać. Na zawodach – tylko nieliczni. Najważniejsze, jak sprawdzą się w bezpośredniej walce z rywalami. Od dawna powtarzam: jeśli umiesz się „sprzedać“ na mistrzostwach, to znaczy, że nadajesz się do takiej specyficznej konkurencji, jaką jest sztafeta 4x400 m.
- Z każdym rokiem trudniej Panu zbudować silny zespół sztafetowy?
- Nie ukrywam, że jest trudniej. Ale – po obserwacjach na trzech zgrupowaniach - wydaje mi się, że w tym roku możemy mieć dobre perspektywy. Obym się nie mylił i oby chłopcy szli teraz w górę.
- Jak wytrzymują Pański trening?
- Chyba nieźle. Trzeba dodać, że rozpoczęliśmy współpracę z nowym psychologiem z Krzysztofem Kałużnym. Zajmuje się nie tylko seniorami i młodzieżowcami, ale także juniorami. Mam nadzieję, że przygotuje ich do walki na bieżni. Tak jak ze słynną ekipą przed laty zrobili Alek Gryckiewicz i Marek Graczyk. Wtedy zawsze wielkie zawody mobilizowały chłopaków do walki.
Marcin Marciniszyn podczas biegu sztafetowego w DME 2009 w Leirii (fot. rb)
- 4x400 metrów w hali to specyficzna konkurencja. Sporo tu walki, przepychanek.
- I dużo przypadkowości. Kiedyś jeden z czterystumetrowców starej gwardii powiedział, że nikt nie opisał i nie opisze wszystkich sytuacji, jakie mogą się w biegu sztafetowym, zwłaszcza w hali. I miał rację.
- Pańscy zawodnicy są jakoś specjalnie przygotowywani do tej halowej przepychanki?
- Oczywiście. Nie tylko ja nad tym pracuję, ale też – jak wspomniałem – psycholog. Teraz na chwilę dam im spokój, ale w niedzielę podczas śniadania postaram się jeszcze ich zmotywować przed walką na bieżni. Omówimy wtedy też skład i taktykę na te zawody.
Rozmawiał w Paryżu
Rafał Bała