hali co 14 lat temu – słynnej Bercy - znów wystartuje na 1500 metrów....
14 lat temu, po bardzo dobrym biegu, 20-letnia Lidia Chojecka zajęła w Paryżu czwarte miejsce HMŚ na dystansie 1500 metrów. Później okazało się, że Amerykanka Mary Decker-Slaney zażywała niedozwolone środki i została zdyskwalifikowana. Chojecka wskoczyła więc na podium. To był początek bogatej kariery najlepszej polskiej specjalistki od średnich dystansów (ma 9 aktualnych seniorskich rekordów kraju!). Dziś Lidia wraca do stolicy Francji. W tej samej hali co 14 lat temu – słynnej Bercy - znów wystartuje na 1500 metrów.
- Jakie masz wspomnienia z Paryża?
- Oczywiście bardzo dobre. Halowe mistrzostwa świata w 1997 roku były dla mnie pierwszą dużą imprezą seniorską. Dla wszystkich czwarte miejsce tak młodej zawodniczki – i to z bardzo dobrym wynikiem – było zaskoczeniem. W kolejnych latach oczywiście startowałam w stolicy Francji, ale nie w hali Bercy. Teraz wracam po 14 latach od pamiętnych HMŚ i sama jestem ciekawa, jak będzie.
- Później, po dyskwalifikacji Mary Decker Slaney przesunęłaś się z czwartego na trzecie miejsce HMŚ 1997. Co zrobiłaś z medalem?
- Krąek otrzymałam z dziesięcioletnim opóźnieniem... ale zrobiłam z niego pożytek. Przekazałam na licytację na rzecz siedlczanki Ani Szyby, która ucierpiała w wypadku samochodowym. Wykupili go lekarze z miejscowego szpitala, gdzie zresztą do dziś wisi.
- Dotychczas w Halowych ME pięciokrotnie stałaś na podium.
- Lubię biegać w hali. Poza tym mam szczęście, że przygotowując się do zimowego sezonu nie doznaję żadnych poważniejszych kontuzji. Stąd wysoka forma w startach halowych. Później bywa z tym różnie, bo przytrafiają się różne urazy. Zresztą, czasem miałam też trochę pecha, bo przegrywałam z zawodniczkami, które później, w różnych okolicznościach były dyskwalifikowane za doping. Walczyłam z nimi od 1997 roku, ale latem zawsze czegoś mi brakowało. A co do biegania w hali – to specyficzna sprawa. Nie powiem, że jest łatwo. Trzeba umieć znaleźć sobie miejsce, dobrze się ustawić.
fot. M. Biczyk
- Wróćmy pamięcią do 2007 roku. W ówczesnych halowych mistrzostwach Europy zdobyłaś złoto na 1500 i
- Wtedy byłam w bardzo dobrej formie, nie trapiły mnie kontuzje, nie miałam żadnego obciążenia psychicznego. Byłam świeżo po zmianie trenera, przygotowywał mnie Zbigniew Król. Cóż, zimą 2007 byłam w życiowej formie.
- Gdyby w tym czasie odbywały się mistrzostwa świata na otwartym stadionie, czy igrzyska olimpijskie mogłabyś zająć wysokie miejsce?
- Tak. Biegi w Birmingham wygrywałam z bardzo dobrymi wynikami.
- I musiałaś pogodzić dwa dystanse w zaledwie trzy dni.
- To była bardzo ciężka praca. Trzy biegi – dzień po dniu. Na szczęście nie przeprowadzano eliminacji na 3000 metrów. Przyznam, że przed startem na tym dłuższym dystansie trochę się bałam, czy wytrzymam. Ale po zdobyciu złota na 1500 metrów stres minął, nie czułam presji i „trójkę“biegło mi się chyba najlepiej.
- Teraz jesteś w Paryżu i startujesz w szóstych w karierze halowych mistrzostwach Europy.
- To nie jest moje ostatnie słowo. Zamierzam walczyć o kwalifikację olimpijską w przyszłym roku. Po Londynie chyba zakończę karierę sportową. O medal na igrzyskach będzie bardzo ciężko, ale chcę się przygotować jak najlepiej.
fot. M. Biczyk
- Czy start w Paryżu to Twój ostatni akcent na dystansie 1500 metrów? Czy tak jak swego czasu planowałaś przestawisz się na 5000 metrów?
- Wprost przeciwnie. Zrezygnowałam z przestawiana się na „piątkę“. Przez to, że miałam sporo kontuzji nie mogłam dobrze przygotować się na
- Z czego będziesz zadowolona w Paryżu?
- Jeszcze kilka miesięcy temu chciałam w ogóle zacząć biegać, żeby nie musieć kończyć kariery. Ale po ostatnich startach, szczególnie po tym w Sztokholmie, apetyt wzrósł. Ścisły finał w Paryżu będzie dla mnie oznaczał całkiem niezły wynik.
Rozmawiał
Rafał Bała