Menu
1 / 0
Aktualności /

HME PRAGA 2015: Trzy medale Polaków!

HME PRAGA 2015: Trzy medale Polaków!

Trzy medale - wszystkie z brązu - to dorobek reprezentacji Polski w trzecim dniu Halowych ME w Pradze. Na najniższym stopniu podium stanęli: Kamila Lićwinko, Rafał Omelko i Piotr Lisek.

Trzy medale - wszystkie z brązu - to dorobek reprezentacji Polski w trzecim dniu Halowych ME w Pradze. Na najniższym stopniu podium stanęli: Kamila Lićwinko, Rafał Omelko i Piotr Lisek.



Wszystkie z wymienionych medali były w pewnym sensie przewidywalne. Lićwinko ma w tym sezonie halowym najlepszy wynik na świecie (2.02), Lisek niedawno skoczył 5.90, a Omelko przyjeżdżał do Pragi z czwartym czasem w Europie na 400 m. Nasi faworyci niezawiedli, choć niektórzy z nich nie ukrywali, że czują lekki niedosyt...
- Ten medal jest wisienką na torcie po bardzo udanym sezonie. Szkoda tylko, że nie udało mi się skoczyć 1.97, bo wynik 1.94 na pewno nie jest satysfakcjonujący - przyznała Kamila Lićwinko. Potrafiła jednak się cieszyć z medalu, bo stwierdziła, że warunki na rozbiegu nie były dla niej idealne.

 

Kasprzycka i Lićwinko w Pradze

Za kogo ściska kciuki Kamila Lićwinko podczas praskiego finału HME?

Z lewej - Justyna Kasprzycka (fot. Marek Biczyk)


Wydawało się jednak, że może jej być łatwiej niż w eliminacjach, gdzie - jak przyznała - biegało jej się fatalnie. W sobotę w pierwszych próbach zaliczyła 1.85, 1.90 i 1.94. Jednak wszystkie trzy próby na 1.97 były nieudane. 1.94 skoczyły jeszcze trzy inne zawodniczki (w tym Justyna Kasprzycka), ale Kamila miała z nich najmniej zrzutek i zdobyła brąz. Justyna Kasprzycka nie mogła sobie darować, że znów (jak w Moskwie i Zurychu) uzyskała wynik, który komus innemu dał medal... - Niestety, znów ma  to "szczęście" do tego typu sytuacji - kręciła głową. - Widocznie na tyle byłam w tym sezonie przygotowana. Prawda jest taka, że początkowo w ogóle nie braliśmy tego sezonu pod uwagę, ostatecznie jednak wystartowaliśmy.
Złoto zdobyła Maria Kuczina po dogrywce z Alessią Trost.

 


Dogrywki nie trzeba było w konkursie tyczkarzy, bo tu wyraźnie górował nad resztą Renaud Lavillenie. Francuz skoczył 6.04, próbował pobić rekord świata, ale próby na 6.17 były nieudane. Niewiele brakowało, a Polacy zdobyliby dwa medale. W pewnym momencie Piotr Lisek był pierwszy (bo Lavillenie opuszczał wysokości), a Robert Sobera drugi. Wtedy jednak Rosjanin Aleksandr Gripicz w pierwszej próbie zaliczył 5.85. Lisek zrobił to za drugim razem, a Sobera również ze znakomitym rezultatem (5.80) był czwarty. - Jestem zawiedziony. Nie skakałem źle. Problem w tym, że nie miałem twardszych tyczek. Czwarte miejsce jest po prostu najgorsze - powiedział. Lisek cieszył się z pierwszego w karierze medalu międzynarodowej imprezy. - Okazało się, że trzeba było ten medal mocno wyrwać. Poziom był bardzo wysoki, a ja czułem się dobrze i chyba to pokazałem. Ten dzień zapamiętam do końca życia - mówił szczęśliwy.

 

 


Polscy kibice pokładali nadzieje w naszych czterystumetrowcach, których w finałowym biegu mieliśmy dwóch. Zarówno Łukasz Krawczuk jak i Rafał Omelko byli w stanie zdobyć medal. Co prawda złoto wydawało się poza zasięgiem (udowodnił to Pavel Maslak, bijąc czasem 45.33 rekord halowych ME należący do soboty do Marka Plawgi...), ale srebro i brąz były "do wzięcia". Maślak ruszył oczywiście bardzo mocno (po 200 metrach zmierzono mu 20.99, czyli międzyczas na halowy rekord świata!). Później nieco osłabł, ale nikt nie był w stanie go dogonić. Drugi biegł Dylan Borlee, z którym Rafał Omelko przegrał zaledwie o 0.01 sekundy! Czas "brązowego" Polaka to 46.26, czyli nowy rekord życiowy. - Mało brakło i byłoby srebro, ale mogłem przecież być też czwarty. To mój pierwszy indywidualny medal, więc jestem szczęśliwy - skomentował na gorąco swój sukces. - Nie nadłożyłem nawet metra, cały czas biegłem przy krawężniku. Mało zabrakło, szkoda. Ale pobiegłem najlepszy bieg w życiu - mówił czwarty Łukasz Krawczuk (również rek. życ. 46.31). W niedzielnie popołudnie Polacy muszą się jeszcze raz zmobilizować - czeka ich walka o złoty medal w sztafecie.

 

Borlee, Maslak i Omelko w Pradze

Od lewej: Borlee, Maslak i Omelko - trójka najlepszych czterystumetrowców praskich HME (fot. Marek Biczyk)


Medal marzył się też Sofii Ennaoui i wielu ekspertów wróżyło jej krążek na 3000 m. Jednak dwa biegi na tym dystansie dzień pod dniu dały jej się we znaki. W finale Sofia nie dała rady wyprzedzić w końcówce aż tylu rywalek co w eliminacjach i zajęła 6-ste miejsce (czas 8:56.77). - Jestem bardzo ambitna i liczyłam tu na medal, dlatego jestem zawiedziona. Zabrakło mi sił. To jakaś nauczka na przyszłość - powiedziała 19-letnia podopieczna trenera Wojciecha Szymaniaka. Na tym samym dystansie wśród mężczyzn Łukasz Parszczyński był siódmy (7:50.11). Do własnego halowego rekordu Polski zabrakło mu niewiele ponad pół sekundy. - To był mocny bieg, na medal nie miałem szans. A rekord Polski? Pewnie że szkoda, ale naprawdę czułem już w nogach piątkowe eliminacje. Starałem się, jednak nie wyszło - przyznał wieczorem, gdy opadły emocje.
W półfinałach na 800 metrów Polacy znów pokazali moc. Marcin Lewandowski prowadził przez większość dystansu i wbiegł na metę, wygrywając swoją serie niezagrożony (1:50.10). - Rywale ruszyli jak wariaci, trochę poczekałem i po 300 metrach wziąłem sprawy w swoje "nogi". Nie czułem na plecach żadnego oddechu przeciwników, uzyskałem duza przewagę i tak miało być - powiedział "Lewy", główny faworyt niedzielnego finału. W innej serii półfinałowej 5-ty był poturbowany w eliminacjach Karol Konieczny (1:50.96) i odpadł z rywalizacji.
Na faworytkę wyrasta też Joanna Jóźwik, która biega w Pradze bardzo spokojnie i mądrze. W sobotę była druga w drugiej serii półfinałowej (bardzo wolnej, uzyskała 2:08.47), ale miała ten bieg pod kontrolą. - Widać jednak, że w finale może też być groźna Ukrainka Lupu - oceniła rywalkę, z którą przegrała w półfinale. - Biegło mi sie dziś mało komfortowo, zobaczymy jak będzie w finale. W każdym razie znów zamierzam biec z tyłu - zdradziła.

 

Joanna Jóźwik w półfinale HME w Pradze

Joanna Jóźwik na prowadzeniu w półfinale. Jednak w finale zamierza nieco dłużej biec

w końcu stawki... (fot. Marek Biczyk)


Szansę na czwarty medal dla Polski miała w sobotę Paulina Guba. W eliminacjach pchnięcia kulą zbliżyła się do rekordu życiowego. Gdyby w finale poprawiła go o 5 centymetrów miałaby brąz! - Rzeczywiście, poziom nie był dziś zbyt wysoki, ale ja formę z eliminacji zostawiłam chyba w hotelowym pokoju... - stwierdziła krótko i dosadnie (jej najlepszy wynik z finału to 17.47, co dało 5. lokatę). Zwyciężyła Węgierka Anita Marton (19.23).
Niesamowity dzień w siedmioboju miał Paweł Wiesiołek. Rozpoczął od życiówki na 60 m (7.03), później wspaniały rekord życiowy w dal (7.63) i kolejna życiówka w pchnięciu kula (14.32). Zatrzymał sie dopiero na skoku wzwyż. Szkoda, że nie udało mu się zbliżyć do najlepszego w tym sezonie osiągnięcia (2.07), ale skoczył 1.98 i po czterech konkurencjach utrzymał trzecią pozycję. Czwarty, Czech Helcelet traci do Polaka 27 punktów. - Mój podstawowy cel to złamanie bariery 6000 punktów. A medal? Widzę, że jest na to szansa, ale więcej będę mógł powiedzieć po biegu przez płotki. Jeśli pobiegnę na wysokim poziomie, to kto wie... - mówił późnym wieczorem, zmęczony po całodniowej rywalizacji.
W niedzielę, w ostatnim dniu rywalizacji w praskiej O2 Arenie polskie szanse medalowe są m.in. w sztafetach 4x400 m, biegach na 800 i 1500 metrów oraz (dość niespodziewanie) w siedmioboju.

 

Powrót do listy

Więcej